piątek, 12 października 2012

Rozdział 5

(VICTORIA)

Inspiracją do napisania początku tego rozdziału był teledysk do November Rain.
Ten rozdział dedykuję każdemu, kto to czyta. Szczególnie Michelle, Anicie i Weronice. Nie wiem dlaczego to czytacie, bo piszę beznadziejnie, ale dziękuję. 
I jeszcze specjalna dedykacja dla Asi i Czarusia, naszej zakochanej pary.



    
        Do wieczoru miałam jeszcze dużo czasu, dlatego poszłam do siebie, ogarnęłam trochę pokój(czyt. wzięłam wszystkie ciuchy z podłogi i łóżka i wrzuciłam do szafy), chwyciłam mojego akustyka i poszłam odwiedzić rodziców. Na cmentarz miałam daleko, ale nie chciałam jechać autobusem. Za duży ścisk i za dużo ludzi. Poszłam na piechotę. Dzień był piękny, słońce świeciło, ani jednej chmury na niebie. Przyglądałam się miejscom, które mijałam i myślałam o chłopakach, o Duffie i na jego wspomnienie automatycznie się uśmiechałam. Moje myśli krążyły wokół Blondyna, kiedy spostrzegła, że stoję już przy bramie cmentarza. Westchnęłam i weszłam pomiędzy groby. Moi rodzice leżeli na środku cmentarza, więc najpierw musiałam przedrzeć się przez labirynt nagrobków. Po chwili stanęłam nad czarnymi grobami. Ręką zgarnęłam z nich liście i usiadłam na ławeczce obok. Może to głupie, ale rozmawiam z rodzicami. Ilekroć tu przychodzę, opowiadam im co się u mnie działo. Tym razem nie było inaczej i zaczęłam im opowiadać o chłopakach, Duffie, Kate. Kiedy skończyłam, wzięłam gitarę i zagrałam im kilka piosenek. Zrobiło mi się cholernie smutno. Zaczęłam płakać, a do głowy przyszła mi smutna melodia. Bez zastanowienia zagrałam kilka pierwszych nut. Łzy nadał spływały mi po twarzy, a dłonie delikatnie uderzały w struny. I nagle zaczął padać deszcz, ale nie tak lekko tylko nagle lunęła ściana wody. Nie przejmowałam się tym. Siedziałam, płakałam i grałam dalej.
       Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam Duffa. Uśmiechnęłam się do niego przez łzy.
-Hej. Czemu płaczesz?- nie mogłam odpowiedzieć. Miałam ściśnięte gardło. Wstałam i przytuliłam się do niego.- Jesteś cała mokra i zziębnięta. Chodź, pójdziemy do nas. Weźmiesz gorący prysznic i przebierzesz się w coś suchego.- Objął mnie i poszliśmy. Na szczęście z cmentarza do domu chłopaków było zdecydowanie bliżej niż do mnie i po kilku minutach staliśmy już w korytarzu ociekając wodą i śmiejąc się jak nienormalni. Chłopcy musieli nas usłyszeć, bo po chwili wszyscy, niestety Kate też, stali i patrzyli na nas. Opanowaliśmy się i Duff opowiedział im jak mnie znalazł. Okazało się, że przyszedł po mnie, ale nikogo nie było w domu. Postanowił mnie poszukać i pierwsze miejsce o jakim pomyślał to był cmentarz. Oddałam gitarę pod opiekę Slasha i chciałam iść pod prysznic. Blondyn objął mnie i poszedł za mną. Popatrzyłam na twarze chłopaków, ale nie zauważyłam na nich zdziwienia. Widać Axl powiedział im o tym, co zobaczył w mojej sypialni. Natomiast na twarzy Kate malowała się szczera nienawiść. Nawet nie próbowała tego ukrywać. Weszliśmy do pokoju Duffa i ja natychmiast skierowałam się do łazienki. Zakluczyłam drzwi, z rzuciłam z siebie mokre ciuchy i weszłam po gorący prysznic. Rozkoszowałam się gorącym strumieniem przez dobre pół godziny. Potem owinęłam się w ręcznik i weszłam do pokoju.
-Duff, mogę pożyczyć od ciebie ubrania?- chłopak odwrócił się do mnie i uśmiechnął.
-Jasne. Poczekaj, zaraz ci coś znajdę.- podszedł do szafy i chwilę w niej grzebał. Potem rzucił mi czarną koszulkę i jakieś z pewnością za małe na niego spodnie, które były dobre na mnie. Uniosłam brew, ale nic nie powiedziałam. Wróciłam do łazienki i szybko się ubrałam. Rozwiesiłam jeszcze moje mokre ubranie na parapecie z nadzieją, że może do jutra się wysuszy. Weszłam do pokoju, ale Duffa już w nim nie było. Poszłam do salonu i tam zastałam wszystkich siedzących na kanapach, fotelach i podłodze. Usiadłam koło Duffa i zauważyłam, że koło niego siedzi Kate. Przewróciłam oczami i położyłam głowę na ramieniu Blondyna. On mnie przytulił i tak siedzieliśmy. Rozmawialiśmy z chłopakami o wszystkim. O muzyce, gitarach, filmach, alkoholu i chwilę później Slash stwierdził, że chętnie by się napił. Niestety nie znalazł niczego, więc musieliśmy wybrać się do sklepu. Poszłam z brunetem.
      Kupiliśmy niezły zapas (oczywiście Slash nie wziął portfela i przez to mój stał się dużo chudszy). Nie wiem jak my to zdołaliśmy donieść do domu, ale kilkanaście minut później znowu siedzieliśmy w salonie. Tym razem każdy trzymał butelkę. Piliśmy do rana i około 9 wszyscy padliśmy nieprzytomni. Obudziłam się około 19 przytulana do Duffa. Chciałam się podnieść, ale mój mózg eksplodował i opadłam na podłogę. Spróbowałam jeszcze raz, tym razem wolniej i ostrożniej. Udało mi się wstać, więc rozejrzałam się po pokoju.Wszyscy leżeli na podłodze i smacznie spali. Po cichu poszłam do kuchni. Naszykowałam tabletki dla chłopaków i Kate, wodę do popicia, a swoje połknęłam. Wróciłam do salonu ze szklankami. Axl i Steven właśnie się budzili.
-Hej, wyspaliście się?- zapytałam podając im tabletki i szklanki. Mruknęli coś niewyraźnie w odpowiedzi. Z racji tego, że Rudy bardziej ogarniał, oznajmiłam mu, że idę do domu. Poszłam jeszcze do łazienki, wzięłam lodowaty prysznic, żeby się orzeźwić. Zabrałam moje mokre (nadal) ubrania i wyszłam. W domu byłam około 21, bo musiałam wpaść do sklepu. Cholera, zostawiłam gitarę u chłopaków. Postanowiłam, że wpadnę po nią jak tylko sprzątnę roztrzaskane butelki z salonu i wytrę krew Slasha. Jakoś wcześniej nie miałam na to czasu. Pół godziny później szłam w stronę domu chłopaków. Prawdą jest, że nic mi się już nie chciało, ale wolałam nie zostawiać gitary u chłopaków. Kiedy nareszcie do nich dotarłam, była zmęczona i nie miałam siły, ale wiedziałam, że i tak będę musiała jeszcze wrócić. Nie miałam zamiaru tu dzisiaj nocować. Zapukałam. Drzwi otworzył mi Axl. Był trochę zdziwiony. Przywitałam się z nim i zapytałam, czy wie, gdzie Slash położył moją gitarę. Wytłumaczył mi i kilka minut później miałam już wychodzić, kiedy podszedł do mnie Duff. Objął mnie w pasie.
-Idziesz już?- wyszeptał mi na ucho.
-Tak.
-Zostań. Proszę.
-Nie mogę Duff. Chce iść do domu.
-To poczekaj chwilę.- pobiegł do siebie i po chwili wrócił przebrany.- Ok. Możemy iść.
-Jak to możemy?
-No... Idę z tobą.- wzruszyłam ramionami, wzięłam go za rękę i poszliśmy.
        Po drodze prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Gdy dotarliśmy na miejsce, byłam już tak padnięta, że miałam na nic siły. Zdołałam tylko dojść do łóżka. Padłam na nie i zasnęłam od razu. Obudziłam się wtulona w Blondyna. On jeszcze spał, więc wykorzystałam to i poszłam pod prysznic. Ubrania chłopaka wrzuciłam do kosza na pranie. Do pokoju wróciłam owinięta ręcznikiem i zobaczyłam, że chłopak już nie śpi tylko mnie obserwuje.
-No co?
-Nic. Ślicznie wyglądasz.
-Dzięki.- odwróciłam się od niego i wyjęłam czyste ubrania. Wróciłam do łazienki i szybko się ubrałam. Potem Duff poszedł pod prysznic, a ja do kuchni. Zrobiłam śniadanie i zaparzyłam kawę. Już miałam wołać Blondyna, kiedy poczułam, że ktoś mnie obejmuje i całuje w policzek.
-Co tak ślicznie pachnie?
-Kawa i jajecznica. Lubisz?
-Yhy.- usiedliśmy przy stole i zjedliśmy, moje pomysłowe śniadanko.- Masz jakieś plany na dzisiaj?
-Nie.
-To dobrze. Chcę cię gdzieś zabrać.
-Gdzie?
-Niespodzianka.
-Powiedz, powiedz, powiedz. Prooooooooooszę!
-Nie. Przyjadę po ciebie za godzinę.- pożegnał się i wyszedł. Westchnęłam i poszłam spakować kilka rzeczy do torby. Nie wiedziałam gdzie jedziemy, ani jak długo nie będzie mnie w domu. Byłam za to bardzo ciekawa co takiego wymyślił mój Blondyn.
        Kiedy przyjechała po mnie ich wspólnym samochodem, od razu próbowałam z niego wyciągnąć gdzie jedziemy, ale chłopak się uparł i nie miał zamiaru puścić pary z ust. Jechaliśmy dość długo, więc w końcu zasnęłam. Gdy się obudziłam, słońce akurat zachodziło. Rozejrzałam się. Byliśmy na jakimś pustkowiu. Bardzo pięknym pustkowiu. Wokół mnie widziałam tylko kilka drzew, krzewy, niedaleko była jakaś łąka, mały wodospad, który później tworzył jeziorko i strumień. Tu było jak w bajce. Brakował tylko Duffa. Rozejrzałam się ponownie i tym razem dostrzegłam Blondyna. Leżał koło wodospadu i machał do mnie. Po chwili koło niego zjawił się tęczowy jednorożec. Wiedziałam, że to jest zbyt bajkowe. Obudziłam się w chwili, gdy jechaliśmy na naszych jednorożcach po tęczy. Westchnęłam i otworzyłam oczy. Byliśmy w jakimś dużym mieście. Chwila, moment. Vegas? Abo Duff zna jakieś skróty, albo jechaliśmy baaardzo szybko, bo inaczej ja muszę jeszcze śnić.
-Duff, czy my jesteśmy w Vegas?
-Tak.- spojrzał na mnie i zobaczył, że ze zdziwienia szczęka mi opadła.
-A co my tu robimy, do cholery?
-Teraz już mogę ci powiedzieć. Przyjechaliśmy na koncert Aerosmith.- jeśli wtedy miałam zdziwioną minę, to nie wiem jak można by nazwać to co teraz było widać na mojej twarzy. To był zespół, którego słuchałam jeszcze jako małe dziecko i często kiedy nie mogłam zasnąć, babcia puszczałam mi ich płyty. Zaparkowaliśmy kilka przecznic od miejsca koncertu i dalej poszliśmy na pieszo. Nadal nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
                                                           Kilka godzin później...
         Koncert był zajebisty, aż gardło mnie boli od krzyków i śpiewania. Jestem cholernie wdzięczna Duffowi, że mnie na niego zabrał. Jest około 5 rano, a my wracamy do domu. Cały czas szczerze się prawie tak jak Steven. Nigdy nie zapomnę tego koncertu. Po chwili powieki mi opadły i odpłynęłam do krainy tęczy, wodospadów i jednorożców.