sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 6

Przepraszam, że ostatnio nic nie dodaje, ale miałam szlaban i cholernie dużo nauki. Postaram się dodawać coś chociaż raz na 2-3 tygodnie.
Dziękuję Anicie za pomoc i pomysł na końcówkę tego rozdziału i na kilka następnych. Co ja bym bez Ciebie zrobiła?




(VICTORIA)





          Obudziłam się w swoim łóżku, słońce było już wysoko. Koło mnie leżał Duff i przytulał się do poduszki. Zaśmiałam się cicho i wstałam. Ledwo postawiłam parę kroków i runęłam jak długa. Popatrzyłam pod nogi. Nasze torby. Duff musiał je wczoraj przynieść i mnie też na pewno przyniósł. To by wyjaśniało śliwę na czole, którą odkryłam gdy weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Musiałam przypieprzyć w futrynę drzwi mojej sypialni, bo reszta drzwi była o wiele wyższa. Wzięłam prysznic i owinięta w ręcznik weszłam do pokoju. Blondyn na szczęście jeszcze spał. Wzięłam pierwsze ciuchy z szafy i wróciłam do łazienki. Próbowałam jeszcze jakoś zakryć wielkiego siniaka, ale mi się nie udało, więc zrezygnowana zeszłam na dół zrobić nam jakieś późne śniadanko. Zapakowałam wszystko na tacę i zaniosłam mojemu blondynowi. Już nie spał.
-Dzień dobry, kochanie. Jak się spało?
-Z tobą lepiej.- uśmiechnął się. Podałam mu tacę i usiadłam obok.
-Wiesz może skąd to się wzięło?- wskazałam na śliwę na moim czole. Duff spuścił głowę lekko zawstydzony.
-Przepraszam, to było niechcący. Niosłem cię i byłaś za wysoko i walnęłaś w to drewniane coś nad drzwiami.
-Doba nic się nie stało, ale jak ja to wyjaśnię  szkole?
- Eeeee, coś wymyślisz.- uśmiechnęłam się do niego i chwyciłam kanapkę z tacy. Duff popatrzył jeszcze na mnie, a potem też zabrał się za jedzenie.
    Blondyn odstawił tacę na szafkę, popatrzył na mnie z uśmiechem.
-Łaskotki!!!- i z tym okrzykiem rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. Śmiałam się tak, że aż mnie brzuch rozbolał. Po chwili zaczęłam się wić i próbowałam mu uciec. Nagle łóżko się skończyło i przypieprzyłam plecami o podłogę. Jęknęłam. Koło mnie jak długi leżał Duff. Wykorzystałam to, że jeszcze się nie podniósł i tym razem to ja go łaskotałam. Kilka minut później chwyciłam poduszkę z łóżka i rzuciłam nią w chłopaka. Błyskawicznie poderwałam się z podłogi, chwyciłam drugą poduszkę i przeskoczyłam na drugą stronę łóżka. Chwilę później Duff znalazł się koło mnie i rozpoczęliśmy naszą wielce pasjonującą wojnę na poduchy. Biegaliśmy po całym domu i rzucaliśmy się poduszkami lub po prostu się nimi biliśmy. Przystanęliśmy w salonie i śmiejąc się kontynuowaliśmy bitwę. Nagle, kiedy miałam zamiar uderzyć moją ,,morderczą'' bronią w Blondyna, on uderzył w nią swoją. Poduszki pękły i w moim salonie zaczął padać puchowy śnieg. Duff zachwycony patrzył na piórka. Otworzył usta i zaczął łapać ,,śnieg'' na język. Zaczęłam się śmiać, tak, że po chwili leżałam na podłodze trzymając się za brzuch.
-Duff, tego się nie je.- zdołałam wykrztusić po minucie. Blondyn spojrzał na mnie bardzo zdziwiony.
-Ale jak to?
-To nie jest śnieg, tylko pióra. Piór się nie je.
-Serio?- pokiwałam głową i z wysiłkiem wstałam.
-Duff, wypluj te pióra, bardzo cię proszę.- chłopak zrobił cierpiętnicza minę i wypluł piórko na podłogę. Rozejrzałam się po salonie. Wyglądał jakby przeleciała przez niego przynajmniej setka ptaków. Białe piórka leżały dosłownie wszędzie, a jeszcze więcej wirowało w powietrzu. Spojrzałam na Blondyna. Miał pełno piórek we włosach i był nimi oblepiony. Odwróciłam się i podeszłam do lustra. Wcale nie wyglądałam lepiej. Westchnęłam ciężko. Jak ja to posprzątam? I kiedy pozbędę się tych cholernych piór? Jeszcze raz westchnęłam.
      W tym momencie otworzyły się drzwi i do domu wpadł Izzy. Rozejrzał się i kiedy jego wzrok spoczął na nas, stanął jak wmurowany.
-Boże, co tu się działo?
-Yyyy, a gdzie się podziało cześć?
-Cześć, co tu się działo?
-Oj nic. Mała wojna na poduchy.
-Aha, właśnie widzę, dzieciaki.- uśmiechnął się ironicznie.- Przysłali mnie żebym sprawdził czy już wróciliście.
-Tak, wczoraj w nocy.- wyszłam z salonu i stanęłam przed brunetem otrzepując się z piór.
-A tobie co się stało w głowę?
-Nic, bliskie spotkanie z drzwiami.
-Aaa.- po chwili Duff stanął koło mnie.
-Izzy, chcesz kawę albo śniadanie?
-Yhy.- zostawiłam chłopaków samych i poszłam do kuchni. Szybko zrobiłam talerz kanapek i kawę, i zawołałam chłopaków. Zjedli to w 5 minut.
-Dobra, to teraz przebieżcie się i idziemy do nas.- powiedział mlaskając.
-Daj nam 20 minut.
-Ok.- pobiegłam z Blondynem na górę, chwycilam ubrania i kilka sekund przed nim wpadłam do łazienki.
-Hej!- usłyszałam oburzone krzyki chłopaka. Zaśmiałam się pod nosem. Prysznic brałam dopiero co, więc zajęłam się wyczesywaniem piór z moich włosów. Kiedy pozbyłam się mniej więcej 3/4, przebrałam się i wyszłam. Duff czekał na łóżku.
-Kochanie, wiesz, że na dole jest druga łazienka.- on tylko wzruszył ramionami i wszedł do pomieszczenia. Uśmiechnęłam się i zaczęłam sprzątać (czyt. wrzucać wszystko na łóżko, pod nie lub do szafy).
-Vic! Pomóż!- usłyszałam po chwili głos Blondyna. Weszłam do łazienki i zobaczyłam Duffa przed lustrem, ze szczotką zaplątana we włosy.
-Ratuj moje włosy, błagam!- uśmiechnęłam się do niego. Podeszłam i stanęłam za chłopakiem. Przyjrzałam się skołtunionym włosom. Zaczęłam delikatnie rozplątywać kosmyki. Chłopak co chwilę jęczał, że go za mocno ciągnę. Jakieś 5 minut później do pomieszczenie wszedł Izzy.
-Już, gotowi?
-Jeszcze nie.- pokazałam mu włosy, którymi się zajmowałam. Westchnął, pokręcił głową i poszedł. Wzięłam się znowu za rozplątywanie. Około pół godziny później udało mi się rozplątać wszystkie supły i nawet nie wyrwałam Blondynowi za dużo włosów. Wzięłam tę szczotkę i zaczęłam delikatnie rozczesywać włosy chłopaka. Przy okazji wyjmowałam mu piórka.
-Dzięki.- powiedział chłopak kiedy skończyłam i pocałował mnie w policzek. Zeszliśmy na dół trzymając się za ręce. Bruneta zastaliśmy w kuchni.
 -Nasze gołąbeczki już skończyły się upiększać? To idziemy.- nie odezwałam się słowem na ten komentarz. Uśmiechnęłam się tylko i nadal trzymając Duffa za rękę wyszłam z domu.
         Ich, eee samochodu nie było przed domem. Wywnioskowałam więc, że chłopcy musieli go już zabrać. Musieliśmy iść na piechotę, co przyznam szczerze wcale mi się nie uśmiechało. Po drodze Izzy wypytywał nas o koncert, a my z ogromną chęcią i podekscytowaniem odpowiadaliśmy na każde pytanie.
-Kiedyś pojedziemy w trasę z Aerosmith. Zobaczycie.- powiedział Brunet rozmarzonym głosem- w chwili gdy stanęliśmy przed drzwiami ich domu. Otworzyliśmy je i niespiesznie weszliśmy do środka.
-Ooo, zakochana parka wróciła z wycieczki.- usłyszałam głos Axla.
-Chodźcie do salonu. Musicie nam koniecznie opowiedzieć wszystko ze szczegółami.- powiedział energicznie Slash- Eee, no może nie wszystko.- zachichotał. Weszliśmy do salonu i opadliśmy na kanapę. Przez najbliższe 2 godziny opowiadaliśmy  o koncercie popijając Danielsa. Kiedy wszystkie pytania się skończyły, włączyliśmy telewizję i zaczęliśmy oglądać jakiś kiepski film. Po dwudziestu minutach zasnęłam przytulona do Blondyna.
         Obudziłam się i zobaczyłam na koszulce Duffa coś jakby ciemne włosy. Zaraz, zaraz, wróć. Włosy?! Poderwałam się szybko i spojrzałam jeszcze raz na mojego Blondyna. Jego koszulka była zaśmiecona włosami. Na dywanie i oparciu kanapy też leżały włosy. MOJE włosy. Pobiegłam do lustra. Moja piękna, czarna szopa zniknęła. Pojawiła się za to krótka, nierówno obcięta szczecina. Wrzasnęłam z wściekłości i dalej wrzeszcząc szukałam Kate. Byłam pewna, że to ona obcięła mi włosy. Zamiast niej w kuchni na stole znalazłam karteczkę.


                                                              Kochany Steve!
                                                 Musiałam już wracać do domu.  
                                                Pociąg mam o 3.30. Zadzwonię
                                                jak będę na miejscu. Niedługo 
                                               odwiedzę Cię znowu.
                                                                              Buziaki, Kate.
 

     Co za dziwka! Wstała wcześnie, obcięła mi włosy i spierdoliła do domu. Niech tylko wróci. Zajebie, zemszczę się, pomszczę świątynię na mojej głowie, którą ta szmata zniszczyła. Wzięłam drugą karteczkę, napisałam krótki liścik, w którym poinformowałam chłopaków, że wrócę za pół godziny i poszłam do fryzjera. Chcąc, nie chcąc musiałam przecież wyrównać te włosy, a co za tym idzie jeszcze bardziej je skrócić. Weszłam do pierwszego napotkanego salonu fryzjerskiego. Młoda fryzjerka aż krzyknęła kiedy zobaczyła w jakim stanie znajdowały się moje włosy. Błyskawicznie posadziła mnie na fotelu i zajęła się ratowanie tego co zostało z mojej świątyni. Wyszłam po 45 minutach z równo obciętymi włosami. Wyglądałam okropnie, ale nie mogłam tego zmienić, więc nie było sensu się nad sobą użalać. Nie było mnie dłużej niż planowałam, więc najszybciej jak mogłam wróciłam do domu chłopców. Weszłam do salonu.
-Hej!- stali odwróceni do mnie plecami i kiedy obejrzeli się, wszyscy wytrzeszczyli oczy za zdziwienia.
-Vic! Dlaczego obcięłaś włosy?- zaczęli na mnie wrzeszczeć i nie dali mi dojść do głosu. Kiedy się wreszcie uspokoili mogłam im odpowiedzieć.
-To nie ja, tylko twoja kochana siostrzyczka, Steve, a wyszłam do fryzjera żeby mi to wyrównał.
-Ja ją zabije, zabije gówniarę!- takie i podobne okrzyki wysłuchiwałam przez dobra 15 minut. Wiedziałam, że zrozumieją, że obcięcie mi włosów to bardzo duża strata, bo sami traktowali je jak świętość. Steven był wkurzony jak nigdy. Zadzwonił do Kate, ale nie odebrała. Potem wszyscy rzucili się na mnie, zaczęli mnie przytulać i pocieszać, że przecież włosy mi odrosną. Byłam im za to bardzo wdzięczna. Postanowiłam więc, że wynagrodzę im to i przy okazji poprawie sobie humor, i zabiorę ich do jakiejś kawiarni na ciasto i kawę.
-Chłopaki, przebierzcie się i chodźcie.
-Ale gdzie?
-Zobaczycie. Mam dla was niespodziankę. Pospieszcie się, a ja tu na was poczekam.- usiadłam w fotelu i popatrzyłam na nich. Jeszcze chwilę tak stali, a potem każdy pobiegł do siebie. Około 15 minut później wszyscy byli już gotowi. Wyszliśmy, a ja poprowadziłam ich w stronę jedynej znanej mi w tej okolicy kawiarni.
        Było ciepło i słonecznie, więc usiedliśmy przy stoliku na dworze. Kilka chwil później podeszła do nas kelnerka.
-Zamówcie sobie co chcecie. Ja płacę.- chłopcy chwycili karty i zaczęli zasypywać kelnerkę zamówieniami. Na szczęście idąc do fryzjera wypłaciłam trochę pieniędzy z konta, które babcia założyła mi gdy byłam mała i wpłacała co miesiąc trochę pieniędzy. Uzbierała się niezła sumka. Na koniec zamawiałam ja. Kelnerka lekko zdziwiona odeszła z naszym zamówieniem. 10 minut później przyniosła nam wszystko na kilku tacach. Chłopcy rzucili się i pochłonęli wszystko w 20 minut. Potem dopili kawę, a ja poprosiłam o rachunek. Zapłaciłam i poszliśmy. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do sklepu uzupełnić zapas alkoholu, który po wczorajszej nocy i kilku wcześniejszych znacznie się uszczuplił. Zostało może z 6 butelek, a tyle to sam Slash wypije. Szliśmy więc obładowani dzwoniącymi reklamówkami, ja niosłam inne produkty spożywcze, gdyż chłopcy ubzdurali sobie, że alkohol jest za ciężki żebym go niosła. Uzupełniliśmy więc oprócz tego zapasy z lodówki. Dotarliśmy do domu zmęczeni. Rozpakowaliśmy jeszcze zakupy, a potem padliśmy na trawie w ogrodzie. Słońce świeciło, na niebie ani jednej chmurki, gorąco. Idealne warunki do opalania się. Przewróciłam się na brzuch, zdjęłam koszulkę i ułożyłam ją sobie pod głową. Chwilę później usłyszałam, że ktoś się podnosi. Uniosłam głowę. Rudy.
-Axl, gdzie idziesz?
-Pić mi się chce.
-A przyniesiesz mi też?
-A co chcesz?
-Danielsa.- uśmiechnęłam się do niego i oblizałam. Chłopak pokiwał głową i poszedł.- Dzięki Rudy, kochany jesteś.- uśmiechnęłam się.
-Hej!- usłyszałam stłumiony głos Duffa. Obejrzałam się.- A ja to co? Jego kochasz a mnie już nie?
-Duff, nie żartuj. Ciebie kocham najbardziej.- posłałam mu pocałunek i ułożyłam się wygodniej. Po chwili Axl  przyniósł mi butelkę. Podziękowałam, otworzyłam ją i wypiłam 1/3 duszkiem. Potem zamknęłam Danielsa ponownie i położyłam w cieniu obok mnie. Nagle przypomniałam sobie, że lekarz kazał mi brać jakiś antybiotyk, bo podobno jestem chora. Podniosłam się z westchnieniem, narzuciłam koszulkę i poszłam do salonu, gdzie zostawiłam torbę. Wyjęłam z niej tabletki, wróciłam do ogrodu i popiłam je Danielsem. Położyłam się z powrotem i kilka chwil później zasnęłam.