niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 8

(DUFF)




        Obudziłem się na podłodze koło mojego łóżka. Podniosłem się i zobaczyłem Rudego rozwalonego na MOIM łóżku.
-Axl, pobudka!- chłopak poderwał się gwałtownie.
-Ssso się dzieje?
-Śpisz na moim łóżku. A ja na podłodze.
-Sorry.- podniósł się i wyszedł. Wziąłem prysznic i dziesięć minut później kończąc kanapkę szedłem do szpitala. Przed salą zatrzymał mnie lekarz.
-Obudziła się, ale proszę jej nie męczyć. Jest słaba.- wprost nie wierzyłem, że to słyszę. Byłem tak szczęśliwy jak chyba nigdy. Wbiegłem do sali nic nie odpowiadając lekarzowi.
-Vic! Ty żyjesz.- podbiegłem do niej i przytuliłem moją brunetkę.
-A ty myślałeś, że co?- miała lekko zachrypnięty i cichy głos, ale liczyło się tylko to, że już nie śpi.- A gdzie chłopcy?
-W domu. Później przyjdą.
-To nawet dobrze. Na razie mam cię tylko dla siebie.- uśmiechnęła się do mnie, a ja lekko cmoknąłem ją w policzek. Leżeliśmy tak chwilę i rozmawialiśmy.
-Te róże- pokazała na bukiet, który wczoraj kupiłem- są od ciebie?
-Tak. Podobają ci się?
-Bardzo. Dziękuje, Duff. Idź, zadzwoń do nich. Tak szczerze to się trochę za nimi stęskniłam.
-Hej! A za mną nie?
-Za tobą stęskniłam się najbardziej, głuptasie.- uśmiechnąłem się do niej i poszedłem poszukać jakiegoś telefonu. Powiedziałem im tylko, żeby przyjechali do szpitala i się rozłączyłem. Wróciłem do Vic i razem czekaliśmy na chłopaków. Nagle wpadłem na genialny pomysł.
-Vic, zróbmy im kawał. Udawaj, że śpisz, a jak już usiądą gdzieś koło ciebie, to się podniesiesz i krzykniesz ,,buuuuuuuuuuuuu''. Co ty na to?- dziewczyna się zgodziła i gdy tylko usłyszeliśmy głosy chłopaków na korytarzu, zamknęła oczy i udawała, że śpi.
       Kidy drzwi się otworzyły zrobiłem smutną minę. Moi przyjaciele rozsiedli się koło nas i pytali o co chodzi. Wtedy się uśmiechnąłem, a Vic podniosła się z wesołym okrzykiem. Przez chwilę patrzyli na nas nic nie rozumiejąc, ale kilka sekund później zaczęli zasypywać dziewczynę pytaniami, śmiać się i ją przytulać.
-Zgnieciecie mnie.- powiedziała przez śmiech i w tej chwili do sali wszedł lekarz.
-Co tu się dzieje? Proszę natychmiast zostawić pacjentkę w spokoju.- chłopcy posłusznie rozsiedli się na krzesłach obok, ale ja zostałem koło mojej dziewczyny i trzymałem ja za rękę. Doktor spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział.
-Jak się pani czuje?
-Dobrze, kiedy mogę wyjść ze szpitala?
-Zasadniczo nie ma żadnych przeciwwskazań, więc jutro rano dostanie pani wypis, ale najpierw musimy załatwić pewne sprawy formalne. Jest pani niepełnoletnia, prawda?
-Tak, mam 15 lat.
-A pani rodzice? Czemu ich tu nie ma, jeśli mogę spytać. Potrzebujemy podpisu rodzica lub opiekuna prawnego.
-Moi rodzice nie żyją. Opiekunem prawnym jest babcia, ale niestety wyjechała na kilka dni na pogrzeb swojej przyjaciółki.- po raz kolejny zdziwiłem się z jaką łatwością przychodzi jej wymyślanie historyjek, żeby ratować swój tyłek.
-W takim razie czy któryś z panów jest pełnoletni?- byliśmy wszyscy, więc lekarz stwierdził, że nie ma problemu i jutro jak będziemy odbierać Vic któryś z nas podpisze jakieś tam papiery.
      Zostaliśmy u niej cały dzień, a rano przyjechaliśmy do szpitala, odebraliśmy dziewczynę i pojechaliśmy do domu. Victoria była zmęczona, więc położyłem ją u mnie na łóżku, a sam zszedłem na dół do chłopaków. Siedzieli przy kilku flaszkach Danielsa i wódki i świętowali przebudzenie naszej przyjaciółki. Przyłączyłem się do nich i piliśmy do rana. W pewnym momencie napoje się skończyły i Steven za Slashem poszli kupić więcej. Nikt nie zauważył, że do domu wrócił tylko Saul.





Wiem, że jest mega krótki, ale chciałam chociaż coś jeszcze wrzucić przed nowym rokiem.
Aha, właśnie.
Szczęśliwego nowego roku i udanego sylwestra wam życzę. :D

sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 7

      Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale chyba sami rozumiecie. Dużo nauki i w ogóle baaaardzo mało czasu na cokolwiek. Mam nadzieję, że wasze noże, tasaki, piły i co tam jeszcze macie zostawicie na swoich miejscach i nie będziecie próbowali mnie znaleźć.
   Dobra nie przedłużam. Miłego czytania i bardzo proszę o komentarze, nawet takie, w których mnie opieprzacie.
    AMEN





(DUFF)



    Moja kochana Vic wróciła z jakimiś tabletkami, popiła je i po chwili zasnęła. Patrzyłam na nią i myślałem o tym jakie mam szczęście, że taka dziewczyna jak ona mnie kocha. Piękna,mądra, miła, ale czasem potrafi być wredna. Uśmiechnąłem się i kilka minut później zapadłem w sen. Kiedy się obudziłem, było już ciemno i zimno. Rozejrzałem się po ogrodzie. Oprócz mnie i Vic nie było nikogo. Reszta musiała się przenieść do domu. Podniosłem się i podszedłem do mojej królewny.
-Kochanie, wstawaj, zimno jest.- nic, zero reakcji.- Vic, nie wygłupiaj się, bo cię tu zostawię. Wstawaj i chodź do domu. VIC!!!- zacząłem się bać. Przyklęknąłem przy dziewczynie i potrząsnąłem nią delikatnie.- Vic?- przewróciłem ją na plecy. Wyglądała jakby spała. Przyłożyłem ucho do jej ust, bo widziałem w filmach, że tak robili. Prawie nie słyszałam jej oddechu. Był jakiś taki słaby, krótki i urywany. Przerażony zawołałem chłopaków i po chwili narady zawieźliśmy ją do szpitala. Lekarze wypytywali nas co robiła zanim ,,zasnęła", czy źle się wcześniej czuła itp. Powiedziałem im, że widziałam jak popijała jakieś tabletki Danielsem. Zapytali czy wiem co to były za tabletki. Odparłem, że nie ale Vic miała je w torbie. Chcieli żebyśmy im je przywieźli. Izzy zgłosił się na ochotnika i byłem u za to bardzo wdzięczny. Brunet wrócił po 15 minutach co biorąc pod uwagę fakt, że dom mojej dziewczyny (jak to pięknie brzmi ... dobra Duff, ogarnij się) był po drugiej stronie miasta było nooo sporym wyczynem. Podał lekarzowi takie małe plastikowe pudełko i usiadł na krzesełku. Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością gdy na mnie popatrzył, a on odwzajemnił mój uśmiech. Doktor, któremu Izzy podał tabletki sprawdził coś na opakowaniu i poszedł gdzieś. Drugi lekarz zmył się już kiedy powiedzieliśmy im o tabletkach, więc teraz zostaliśmy sami.
        Po chwili z sali, w której leżała Vic wyszedł inny lekarz.
-Gadaj pan, co jej jest?!- usłyszałem bardzo nieprzyjemny warkot Rudego.
-Na razie jest w śpiączce. Nie wiemy ile czasu może zostać w takim stanie. Może kilka dni, może kilka tygodni, a może dłużej.- Kurwa, że co?! Moja Victoria miałaby leżeć tu kilka tygodni!!! Albo jeszcze dłużej!!! Przecież to jakieś szaleństwo. Cholernie się zmartwiłem.
-Możemy do niej zajrzeć?- zapytałem biorą się w garść. Koleś popatrzył na nas podejrzliwie, ale po chwili pokiwał głową. Też coś! Nawet jakby się nie zgodził i tak byśmy tam weszli. Otworzyłem drzwi i już parę sekund później siedziałem na łóżku obok niej i trzymałem ją za rękę. Była zimna jak lód, ale pod wpływem mojego dotyku zaczęła się rozgrzewać. Popatrzyłem na tą piękną dziewczynę. Leży tu teraz taka bezbronna, jak małe dziecko. Nie zasłużyła na to. Dopiero co ta suka Kate obcięła jej włosy, a teraz ona tu leży w śpiączce. Siedzieliśmy u niej do wieczora. Byłem załamany. Chłopcy próbowali wmusić mi coś do jedzenie, ale na próbach się skończyło. Nie byłem w stanie jeść. Chcieli żebym pojechał z nimi do domu. Nawrzeszczałem na nich, że nigdzie nie pojadę dopóki Vic nie wyzdrowieje. Wyzywałem ich, a potem przeprosiłem i łzy pociekły po mojej twarzy. Chciałem się odwrócić, żeby niczego nie zauważyli ale niestety. Axl wygonił wszystkich na korytarz, a sam objął mnie i poczekał aż się trochę uspokoję.
-Stary rozumiem cię, ale nie możesz cały czas siedzieć z nią w szpitalu. Wiem, że ją kochasz, ale zrozum. My też ciebie potrzebujemy. Co byłby z nas za zespół bez takiego basisty? Ja rozumiem, że jesteś załamany. Najpierw ta akcja z Kate, a teraz to, ale pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. Pomożemy ci. Zobaczysz, Vic niedługo się ocknie i wszystko będzie tak jak wcześniej. Dzisiaj z nią zostań, ale proszę cię, wróć jutro do domu na noc.- przytuliłem się mocniej do Rudego. Chyba jeszcze nigdy nie powiedział czegoś tak... mądrego. Trochę mnie to wzruszyło.- Obiecujesz?- pokiwałem głową.- Mogę cię tu zostawić?
-Tak. I Axl?- zawołałem za nim gdy już wychodził- Dzięki za to co powiedziałeś.- chłopak uśmiechnął się do mnie i zamknął drzwi. Położyłem się obok mojej ukochanej i po chwili zasnąłem.
       Moje sny nie były spokojne. Całą noc miałem koszmary. Nad ranem śniło mi się, że Vic umarła. Jest noc, a ja stoję przed świeżo wykopanym grobie, w którym leży czarna trumna z moja dziewczyną. Całość oświetlał księżyc i przez to wydawało mi się, że wszystko jest jeszcze bardziej upiorne. Nie chciałem już na to patrzeć i oślepiony łzami pobiegłem gdzieś daleko, jak najdalej. Usłyszałem za plecami jakiś dziwny dźwięk. Odwróciłem się i wrzasnąłem. To była Vic, ale wyglądała zupełnie inaczej. Miała na sobie białą sukienkę, ale jakąś taką starodawną. Była cała we krwi. Moja kochana miała długie włosy, ale ja tego nie widziałem. Jej oczy były puste i patrzyły na mnie z chłodem i nienawiścią. Zacząłem szybciej biec, ale jak na złość prosto przede mną wyrósł jakiś grób. Spojrzałem na niego i odczytałem napis. To był mój grób! Z przerażeniem obejrzałem się na Vic. Miała w ręku długi srebrny sztylet. Obudziłem się w chwili kiedy wbijała go w moje serce.
        Byłem roztrzęsiony, ale wiedziałem, że Victoria nigdy nie zrobiłaby mi czegoś takiego. Popatrzyłam na nią i pogłaskałem tą jej szczecinę na głowie. Jeszcze nie zdążyłem dojść do siebie, kiedy do sali wpadła reszta zespołu.
-Cześć stary, wyglądasz okropnie. Spałeś w ogóle?- to był Izzy. Jak zawsze musi wszystko zauważyć.
-Spałem, ale miałem cholerne koszmary.
-Dobra, dajcie mu spokój. Trzymaj, po drodze kupiliśmy ci coś do jedzenia.- Axl podał mi hamburgera i frytki, a z torby wyciągnął colę.- Pewnie jesteś głodny.- uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością i zacząłem jeść. I nagle wpadłem na genialny pomysł. Zjadłem wszystko, powiedziałem chłopakom, że zaraz wrócę i pognałem do miasta.
        Dwadzieścia minut później wchodziłem już do sali Vic z dużym bukietem czarnych róży. Przyjaciele popatrzyli na mnie zdziwieni, ale po chwili uśmiechnęli się i pokiwali ze zrozumieniem głowami. Znalazłem jakiś wazon, nalałem do niego wody, włożyłem tam kwiaty i postawiłem je koło łóżka dziewczyny. Siedzieliśmy z nią cały dzień. Po południu chłopakom udało się wmusić mi jakiś obiad. Koło dziewiętnastej pielęgniarki wyrzuciły nas do domu, więc niestety musieliśmy iść. Na szczęście nie mieliśmy aż tak daleko. Gdy tylko weszliśmy do domu, poszedłem do siebie, położyłem się na łóżku i patrząc w sufit myślałem o tym co by się stało gdyby Vic nigdy się nie obudziła. Łzy stanęły mi w oczach gdy pomyślałem, że moge już nigdy nie usłyszeć jaj głosu, mnie widzieć jak się uśmiecha. Po chwili usłyszałem jak ktoś cicho zamyka drzwi od mojego pokoju. Okazało się, że tym kimś jest Rudy, który usiadł koło mnie na łóżku.
-Co się stało?- zapytał kiedy spostrzegł, że płaczę.
-Wiesz Axl, pomyślałem sobie co będzie jeżeli on się nie obudzi. No bo przecież tak może być, nie?
-Nawet tak nie myśl. Zabraniem ci tak myśleć. Wszystko będzie ok, zobaczysz.- przytuliłem się do chłopaka i po chwili uświadomiłem sobie, że on ma rację. Nie mogę tak myśleć. Musze wierzyć, że Vic się obudzi. Już z dużo lepszym nastrojem odsunąłem się od Rudego. Zaczęliśmy rozmawiać. O wszystkim. Opowiadaliśmy sobie różne historie z naszego życia. Chyba pierwszy raz rozmawiałem z kimś tak szczerze. Otworzyliśmy się przed sobą, ale wiedziałem, że Axl nikomu tego nie zdradzi i on wiedział, że może mi ufać.



Wiem, że krótki, ale chociaż coś jest. Przepraszam za błędy i dzięki, że to czytacie. Naprawdę.
Postaram się napisać coś jeszcze przed feriami, ale niczego nie obiecuję. Moje ferie zaczynają się 14.01 i po tej dacie NA PEWNO pojawi się nowy rozdział.