poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 10

(VICTORIA)




         O dziwo obudziłam się o siódmej, czyli spałam jakieś 2-3 godziny. Wcale nie miałam lepszego nastroju niż wczoraj. Dla oderwania myśli (!) postanowiłam iść do szkoły. No dawno mnie tam nie było, a mimo wszystko czegoś tam zawsze się mogę nauczyć. Wzięłam prysznic, przebrałam się, spakowałam kilka książek do torby i już miałam wychodzić, ale przypomniałam sobie, że chłopcy przyjdą mnie szukać, więc napisałam im krótki liścik i wyszłam. Jakieś 20 minut później siedziałam przed salą słuchając muzyki. Dzięki temu udało mi się trochę zrelaksować i oderwać myśli od Axla i Duffa. Nagle ktoś wyjął mi słuchawkę z ucha.
- Te, lala czego słuchasz?
- Muzyki, spierdalaj.- popatrzyłam na tępego mięśniaka w obstawie swoich kumpli, wyrwałam mu słuchawkę z ręki i zatopiłam się w tak dobrze znanych mi dźwiękach.
- Ty wiesz kim ja jestem?!- wyraźnie się wkurwił.
- Tępym chujem, który nie rozumie co się do niego mówi?
- Nie przeginaj dzidzia.- przywalił mi pięścią w twarz. Au, poczułam jak pęka mi warga. Wstałam i spojrzałam na niego wkurzona.
- Spróbuj zrobić to jeszcze raz, a gwarantuje, że mamusia cię nie pozna.- zaśmiał się a kumple mu zawtórowali. Uderzył mnie jeszcze raz, tym razem w brzuch. Nawet się nie zachwiałam, chociaż bolało jak cholera.- Ostrzegałam.- podeszłam do niego i najmocniej jak potrafiłam walnęłam w nos. Poczułam jak pęka mu kość. Koleś wrzasnął z bólu, a krew pięknie trysnęła mu na koszulkę. Zauważyłam, że zaczynają się zbierać wokół nas ludzie. Uśmiechnęłam się drapieżnie. Ten idiota zamachnął się, ale nie trafił. Pomyślałam, że to dobrze, że na ostatniej biologii uważałam, bo wiedziałam, że jak rozwalę mu łuk brwiowy, to będzie duużo krwi. Uderzyłam dwa razy dość mocno i zauważyłam, że rana zaczyna się otwierać. Przypieprzyłam jeszcze raz, tym razem wkładając w to więcej siły. Krew zalała mu prawie całą twarz.
-Vic?- o nie, tylko nie to. Zaczęłam błagać w myślach i jednocześnie odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos. Niestety moje błagania nic nie pomogły, naprzeciwko mnie stał Axl.
- Uważaj.- odwróciłam się w samą porę żeby zobaczyć szybki ruch i chwilę później poczułam ostry ból w lewym ramieniu. O nie koleś, przegiąłeś. Chyba musiał zauważyć wściekłość na mojej twarzy, bo zaczął się rozglądać za jakąś drogą ucieczki. Zaśmiałam się w duchu i przyłożyłam mu w brzuch. Upadł na ziemie jęcząc. Odwróciłam się do Rudego i podeszłam do niego spokojnie. Patrzył na mnie zdziwiony. Po chwili chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę drzwi. Ktoś podał mi torbę i po chwili już biegliśmy do mnie.
          - Jesteś niesamowita! Nieźle go pobiłaś. Wyglądał okropnie.- popatrzył na mnie z uśmiechem, ale gdy zobaczył, że stanęłam kilka kroków za nim i trzymam się za brzuch natychmiast do mnie podbiegł.
- Nic ci nie jest?- pokręciłam przecząco głową. Po chwili ból ustąpił na tyle, że mogłam się ruszyć.
- Może nie zauważyłeś, ale ten debil kilka razy przypieprzył mi w brzuch, a ja ze stali nie jestem.
- Ale jak się z nim biłaś to odniosłem wrażenie, że jesteś twardsza niż stal.- popatrzyłam na niego. Uśmiechał się, ale gdy spostrzegł rozciętą wargę i sporego siniaka na policzku chwycił moja twarz w dłonie i zaczął delikatnie badać skaleczenie i opuchliznę. Przez chwilę patrzyłam mu w oczy, ale wróciły do mnie  wspomnienia wczorajszego dnia i szybko spuściłam wzrok. Rudy chyba tego nie zauważył. Kilka chwil później puścił mnie i poszliśmy do domu.
- Axl, a tak w ogóle to co ty do cholery robiłeś w szkole?
- Yyyyy, no uczyłem się.
- Jasssne, nie pierdol mi tu tylko mów prawdę.
- No ale mówię.- popatrzył na mnie tymi swoimi nieziemsko pięknymi oczami. Był w nich smutek i jeszcze coś czego nie umiałam rozgryźć.
- Hej, czemu jesteś smutny?- weszliśmy do domu. Podeszłam do lodówki, wyjęłam z niej dwa piwa, podałam mu jedno i usiadłam obok na kanapie.
- Nie jestem smutny.- spojrzał na mnie żałośnie i po chwili w jego oczach pojawiły się łzy.
- Co się dzieje? Rudy no, powiesz mi czy nie?- przytuliłam go i wyszeptałam mu do ucha. Jego bliskość działała na mnie obezwładniająco, ale zignorowałam to.
- No bo... Bo  dziew.. dziewczyna mnie wczo... wczoraj rzuciła, bo wi... widziała jak się całowaliśmy w parku.- wychlipał. Na samo wspomnienie tamtej chwili przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Widocznie na ciebie nie zasługiwała. Nie martw się, znajdziesz inną.- popatrzył na mnie z wdzięcznością i mocniej przytulił. Nadal moczył mi koszulkę łzami, ale się ty nie przejęłam i tylko głaskałam go po włosach i po plecach.
            Nagle do pokoju wpadli Duff i Izzy. Brunet popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
- Ej stary, co ty robisz z moją dziewczyną?- blondy się zdenerwował, ale kiedy Rudy podniósł głowę i chłopcy zobaczyli jego mokrą od łez twarz wyraźnie się uspokoili.
- Rudego rzuciła dziewczyna.- oznajmiłam im i wygoniłam ich do kuchni.- Już jest ok?- zapytałam, kiedy zaczął się uspokajać. Pokiwał głową i odsunął się ode mnie.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy, przecież jesteśmy przyjaciółmi.- podniosłam się z kanapy i podałam mu rękę, a potem delikatnie zaprowadziłam do kuchni.
- A reszta nie przyszła?
- Niee, leczą kaca.- Duff uśmiechnął się i podszedł do mnie. Wtuliłam się w niego. Przez chwilę zapomniałam o moich pokręconych problemach, ale zaraz to wszystko wróciło do mnie ze zdwojoną siłą. Odsunęłam się od chłopaka.
- Kto chce kawy?- wszyscy. Po co ja się pytam, oni piją kawę z niemal z takim samym zamiłowaniem jak alkohol. Parę minut później postawiłam przed nimi kubki z parująca cieczą i chciałam gdzieś usiąść, ale nie było wolnych krzeseł. Duff chyba to zauważył, bo przyciągnął mnie do siebie, pocałował i posadził na swoich kolanach. Zerknęłam na Axla. Miał smutną minę i ślady łez na policzkach. Izzy też na niego patrzył i zaczęłam się zastanawiać czy Rudy mu przypadkiem czegoś nie powiedział. Stwierdziłam, że muszę z nim pogadać, ale nie teraz.
- No to chodź do nas Vic.- Duff wyrwał mnie z zamyślenia.
- Coo, aaa. Ale ja dzisiaj nie mogę.
- Jak to?
- No do lekarza idę, a potem na zakupy. A jutro jadę na kilka dni na wycieczkę ze szkoły.
- Szkoda, ale czekaj. Axl a ty też nie jedziesz na tą wycieczkę?- nieee, no błagam. Już myślałam, że będę miała czas tylko dla siebie. Uporządkuje myśli.
- No, jadę.- popatrzył na mnie ukradkiem ze smutnym uśmiechem.
- To w sumie nawet dobrze.- blondyn mnie objął- Będziesz pilnował Vic, żeby nic jej się nie stało.
- Hej, nie jestem dzieckiem! Potrafię o siebie zadbać.
- To akurat prawda. Stary, żebyś widział jak załatwiła takiego jednego debila dzisiaj w budzie!
- Coooo?!- popatrzył na mnie i chyba dopiero teraz zauważył siniaka i skaleczenie. Przyglądał im się z troską, a Axl w tym czasie streścił im naszą bójkę.
- Tym bardziej chcę żebyś z nią jechał. A co jak ten idiota będzie chciał się zemścić?
- Duff, spokojnie. On na nią nie jedzie. Nie musisz się tak o mnie martwić.
- Właśnie że muszę. Jesteś moją dziewczyną, kocham cię Vic i nie pozwolę żeby ktoś cię skrzywdził.- popatrzył mi w oczy.
- Ja też cię kocham.- przysunęłam się do niego i pocałowałam. Kątem oka zauważyłam, że Izzy ciągnie Axla za rękę do drzwi.
- Nie musicie wychodzić.- powiedziałam odklejając się od wyraźnie niezadowolonego blondyna.
         Pogadaliśmy chwilę, potem pożegnaliśmy się i chłopcy poszli do siebie, a ja skierowałam się w stronę najbliższego przystanku autobusowego. Nie miałam ochoty iść przez pół miasta. Autobus przyjechał po 20 minutach. Niestety, jazda trwała trochę dłużej niż przewidywałam, bo był jakiś wypadek. Wpadłam do gabinetu z piętnastominutowym spóźnieniem. Wymamrotałam jakieś nieskładne przeprosiny i usiadłam na krześle. Lekarz coś tam mówił, zbadał mnie i wypisał receptę na tabletki, których pewnie i tak nie będę brała. Godzinę później chodziłam po galerii. Zrobiłam zakupy do domu i na wycieczkę. Wyszło siedem pełnych reklamówek. Niestety tym razem nie spotkałam po drodze Duffa ani nikogo, kto chciałby mi pomóc. Wróciłam na piechotę około piętnastej. Rozpakowałam zakupy i stwierdziłam, że przed wyjazdem przydałoby się posprzątać, ale najpierw muszę coś zjeść. Poszłam do najbliższego baru, kupiłam hamburgera i usiadłam koło okna.
- Mogę?
- Jasne, siadaj Izzy.
- Chciałem pogadać.
- O czym?
- O Axlu.- matko. Czyli raczej rozmawiali.
- Izzy, błagam. Każdy inny temat, tylko nie Rudy.
- Nie, posłuchaj. Jedziecie razem na tą wycieczkę. Martwię się o to co się może na niej wydarzyć.
- Nie martw się. Kocham Duffa i nigdy nie zrobiłabym nic co mogłoby go zranić. Już ci mówiłam, to co się wydarzyło wczoraj, to było... Sama nie wiem co to było i czemu to zrobiłam. Jestem za to pewna, że nie pozwolę żeby to się kiedykolwiek powtórzyło. Proszę, nie rozmawiajmy już o tym więcej. To mi nie pomaga.- oparłam głowę na dłoniach. Dlaczego on mi musiał o tym przypomnieć? Czy on nie rozumie jakie to dla mnie trudne?
- Vic, co się dzieje?
- Nic, po prostu próbuje to jakoś ogarnąć.- podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu.
- Chodź, odprowadzę cię do domu.- pokiwałam głową i pozwoliłam chłopakowi mnie prowadzić. Nawet nie próbował nawiązać rozmowy kiedy szliśmy. Po wejściu do domu opadłam na kanapę, na której rano pocieszałam Axla.
- Dobra, nic mi już nie jest.
- Na pewno?
- Nie, tak, nie wiem. Nie pomożesz mi, Izzy. Sama muszę sobie z tym poradzić. Jestem tylko trochę zagubiona, ale poza tym jest dobrze.
- Ok. Zostać z tobą?
- Jeśli chcesz pomóc mi sprzątać to tak.- chłopak pokiwał głową- Dzięki.- podszedł do półki z winylami i po chwili w domu rozległy się przyjemne dźwięki gitary.
- Od czego zacząć?
- Najpierw trzeba wyrzucić śmieci, wytrzeć kurze, potem odkurzyć i zmyć podłogę.
- Aż tyle tego?
- Tak, nie będzie mnie do końca tygodnie, a jak wrócę to nie będzie mi się chciało sprzątać.
- No dobra.
              Sprzątaliśmy do dziesiątej, potem zjedliśmy szybką kolację. Chciałam wygonić chłopaka do domu, ale stwierdził, że jest późno i nigdzie nie idzie. A o trzeciej nad ranem nie jest za późno żeby iść po wódkę? Musiałam się spakować i wstać na ósmą, a obecność Izzyego mi tego nie ułatwiała. Wyjęłam torbę z szafy i zaczęłam wrzucać do niej ubrania, kiedy do pokoju wszedł brunet.
- Pomóc ci?- ta jeszcze czego.
- Nie, poradzę sobie.- usiadł na łóżku i przyglądał się temu co robię. Powoli zaczęło mnie to irytować.
- Co się tak na mnie patrzysz?
- Tak jakoś. Bez powodu.
- Aaha.- faceci. Nigdy nie zrozumiesz o co takiemu chodzi. Odwróciłam się do niego plecami i dokończyłam pakowanie.
- Nie wiem jak ty, ale ja muszę jutro wcześnie wstać, więc zamierzam iść teraz pod prysznic i położyć się spać.- pokiwał głową, ale nadal nie ruszał się z mojego łóżka. Westchnęłam, chwyciłam jakąś koszulkę i dresy i poszłam do łazienki. Szybko się wykąpałam, spakowałam kosmetyczkę, wróciłam do pokoju i wrzuciłam ją do torby. Chłopak nadal się nie ruszył. Nie zwracając na niego uwagi położyłam się, przykryłam kołdrą i wpatrywałam w jego plecy. Chyba coś go dręczyło, bo kilka razy zbierał sie żeby sie odwrócić i coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili rezygnował.
- No dobra. Mów o co chodzi.- odwrócił się zdziwiony- No nie patrz tak na mnie. Przecież widzę, że chcesz mi coś powiedzieć.- poklepałam pościel koło siebie i po chwili chłopak już tam siedział.
- No bo widzisz, Vic. Chodzi mi o ten pocałunek w parku. Czy ty z Axlem, no wiesz, czujecie coś do siebie?
- Mam odpowiedzieć szczerze?- skinął głową
- Ja już sama nie wiem co czuję. Mam zamęt w głowie i nie mam pojęcia jak to ogarnąć. Myślałam, że może na tej wycieczce trochę odpocznę, pomyślę, ale skoro Rudy jedzie to raczej nie ma na to szansy.
- Mógłbym go poprosić żeby został.
- Nie, nie musisz. Jakoś sobie poradzę. Nie chcę mu zrobić przykrości, a wiem, że cieszył się na ten wyjazd.
- No skoro tak mówisz. A teraz kładź się i śpij, masz być jutro wyspana.
- Dziękuję, Izzy. Bardzo mi pomagasz.
- Niema sprawy. Powiedz mi jeszcze gdzie mam spać?
- Naprzeciwko był mój pokój, ale teraz zajmuje ten. Możesz iść tam.- chłopak wyszedł i zostałam sama z moim myślami i zmartwieniami, ale postanowiłam zostawić je w domu i na wycieczce niczym się nie przejmować. Zasnęłam w miarę szybko.
              Obudził mnie zapach kawy i rogalików z dżemem. Rozchyliłam powieki i moim oczom ukazał się Izzy z tacą w rękach.
- Dzień dobry. Zamawiała pani śniadanko do łóżka?- wytrzeszczyłam oczy. Skąd on do cholery wziął świeżutkie rogaliki? Chyba zauważył mój wzrok.
- Wstałem wcześniej i poszedłem do piekarni.
- Dzięki.- wzięłam od niego tacę i zaczęłam zajadać się smakołykami.
- Nie ma za co. Wyspałaś się?
- Tak, nawet bardzo.
- To dobrze, bo zbiórka jest za pół godziny.
- ILE?? Przecież miałam budzik ustawiony na 6.30.- popatrzyłam na zegarek. Bateria musiała się rozładować, bo wskazówki zatrzymały się na 3.15. Szybko dokończyłam kawę i w wyścigowym tempie wzięłam prysznic. Ubrałam się i razem z brunetem pobiegłam pod szkołę. Kiedy się tam znaleźliśmy, okazało się, że mamy jeszcze 15 minut. Rudego i reszty jeszcze nie było. Kilka minut późnij zauważyłam szopę Slasha i po chwili już się z nim i resztą witałam. Niestety, szybko musieliśmy się pożegnać i wsiadać do autobusu. Wybrałam miejsce z tyłu, a Axl usiadł koło mnie. Nie chciałam z nim rozmawiać, więc włożyłam do uszu słuchawki i pokiwałam chłopcom. Kiedy ruszyliśmy, Rudy wyjął mi słuchawkę z ucha i sam zaczął słuchać.
- Hej!!
- No co? Też chcę posłuchać.- uśmiechnął się do mnie. Westchnęłam i z powrotem odwróciłam się do okna. Jechaliśmy do malutkiej miejscowości niedaleko Portland, więc czekało nas przynajmniej 14 godzin jazdy. Pod wieczór zaczęłam przysypiać i nawet nie wiem kiedy moja głowa wylądowała na ramieniu chłopaka. Muzyka mnie usypiała i po chwili zasnęłam.

wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 9

(VICTORIA)




        Obudziłam się i przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem. Po kilku sekundach dotarło do mnie, że przecież wczoraj chłopcy odebrali mnie ze szpitala. Uśmiechnęłam się i rozejrzałam po pokoju, który z pewnością należał do Duffa. Przez okno wpadało słabe światło. Zastanawiałam się czy to dlatego, że szyba jest tak cholerni brudna, czy przespałam cały dzień i słońce właśnie wstaje. Podeszłam do okna ostrożnie stawiając stopy na górach śmieci, które zalegały na podłodze i stwierdziłam, że jedno i drugie. Westchnęłam, wygrzebałam z szafy chłopaka koszulę wyglądającą na czystą i jakieś poszarpane spodnie które były na mnie tylko trochę za duże i poszłam pod prysznic. Zimna woda otrzeźwiła mnie na tyle, że byłam w stanie zejść za schodów i się przy okazji nie zabić. Zajrzałam po drodze do salonu, a tam moje kochane świry. Musieli wczoraj nieźle popić bo w powietrzu nadal unosił się zapach alkoholu. Przeszłam obok nich i ostrożnie pootwierałam wszystkie okna. Potem weszłam do kuchni, zrobiłam wszystkim kawę i z tacą, którą jakimś cudem udało mi się znaleźć poszłam ich obudzić.
- Dzień dobry słoneczka wy moje!- wydarłam się z ogromnym zacieszem. Postawiłam tacę na stole w chwili kiedy do moich uszu dotarły ich jęki i protesty.- No już. Wstawać.
- Vic! Daj spokój, ja tu umieram!
-Nie jęcz Duff. Nie ty tu jesteś w najgorszym stanie.
- Masz rację Rudy. Zadzwoni ktoś po karetkę, albo od razu po grabarza?
- Trzeba było tyle wczoraj nie pić, Izzy.- podałam im tabletki i kawę. Po około 20 minutach zaczęli dochodzić do siebie i wtedy zauważyłam, że kogoś mi brakuje.
- Hej, a gdzie do cholery jest Steve?- widać Slash też zauważył brak kolegi. Przeszukaliśmy cały dom, ale chłopaka nigdzie nie było.
- Sauliii, a on w ogóle z tobą wrócił ze sklepu?!- przez chwile zastanawiałam się do kogo Axl skierował to pytanie. Odezwał się Slash.
- Nie wiem, chyba tak.
- A więc ty jednak masz imię.- powiedziałam i zaczęłam się śmieć widząc minę chłopaka.- Dobra, zajmijmy się zniknięciem tego idioty.- wykrztusiłam kiedy się trochę uspokoiłam.- Znikał tak wcześniej?- wszyscy zgodnie pokręcili głowami. Naradziliśmy się i postanowiliśmy pójść w ulubione miejsca chłopaka.
         Podzieliliśmy się na dwie grupki i poszliśmy go szukać. Ja szłam z Rudym i Izzym, a Duff ze Slashem. Niechętnie, ale się na to zgodziłam. Ruszyliśmy do parku. Zachowywaliśmy się z Axlem dość głośno, podkładaliśmy sobie nogi, śmialiśmy się i straszyliśmy jakieś staruszki. Brunet próbował nas uspokoić, ale zrozumiał, że to nic nie da, zostawił nas w spokoju, a sam rozglądał się za naszym zaginionym kumplem. W chwili gdy weszliśmy na szczyt dość wysokiej górki Rudy podłoży mi nogę a ja straciłam równowagę, przewróciłam się i zaczęłam spadać. W ostatniej chwili chwyciłam chłopaka za koszulkę, a on upadł na mnie i sturlaliśmy się razem śmiejąc się. Zatrzymaliśmy się na dole i Axl wylądował na mnie. Nadal ze śmiechem popatrzyłam na niego. Śmiech zamarł mi na ustach. Boże, jakie on ma kurewsko piękne oczy. Nie mogłam przestać wpatrywać się w te niebieskie tęczówki. Rudy też przestał się śmiać i patrzył mi w oczy. Próbowałam się ogarnąć. Przecież mam Duffa. Co się ze mną dzieje?
- Vic, jaka ty jesteś piękna.- wyszeptał przybliżając się do mnie. Czułam dokładnie każdy centymetr jego ciała stykający się z moim. W tej chwili nie myślałam już o Duffie, nie myślałam o niczym. Jego usta znalazły się kilka milimetrów od moich i po chwili złączyły się w pocałunku. Jego wargi były takie ciepłe, miękkie. Objęłam go. Całowaliśmy się namiętnie dopóki nie przerwał nam Izzy odciągając chłopaka za włosy. Usiadłam wciąż lekko oszołomiona po pocałunku.
- Axl, co ty do kurwy nędzy wyrabiasz. Jakby cię Duff zobaczył? Zajebał by cię.
- Cholera, cholera, cholera!!! Vic przepraszam. Ja ... nie powinienem ... wybacz.- popatrzył na mnie zawstydzony.
- Nic się nie stało. Zapomnijmy o tym.- pokiwał smutno głową, ale było widać, że trochę mu ulżyło.- Pomóż mi wstać.- wyciągnęłam do niego rękę. Rudzielec chwycił ją i pomógł mi się podnieść. Może mi się wydawało, ale trzymał ją o sekundę za długo. Brunet patrzył na nas podejrzliwie.
- Izzy, błagam niemów nic Duffowi. To było .... ten pocałunek to był błąd .... To nie powinno się stać. Zachowałam się szczeniacko i głupio, wiem, ale kocham Duffa i nie chcę go zranić. Rozumiesz?
- Nie martw się, mała. Nie powiem mu.- z ulgą przytuliłam chłopaka i nie patrząc na Axla poszłam dalej. Miałam mętlik w głowie. Kocham Duffa, ale cały czas mam w głowie obraz Rudego leżącego na mnie, jego oczy, smak jego warg.
       Nie potrafiłam się z tego otrząsnąć i przez resztę poszukiwań rozmyślałam nad tym wszystkim. Nie potrafiłam spojrzeć na Axla. Bałam się co wtedy mogę poczuć. Kurwa no... Dlaczego ja zawsze muszę sobie tak komplikować życie? Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że słońce zaczęło zachodzić. W końcu odsunęłam myśli na bok. Rozejrzałam się. Nie rozpoznawałam okolicy, w której się znaleźliśmy.
- Dobra, to było ostatnie miejsce, które przyszło mi do głowy. Wracamy do domu, może reszcie się poszczęściło.- poczułam się cholernie zmęczona i głodna.
- Może najpierw wstąpmy gdzieś coś zjeść.- chłopak pokiwał głową i ruszyliśmy. Zerknęłam kontem oka na Axla. Wyglądał na swobodnego i rozluźnionego, ale zauważyłam, że unika patrzenia na mnie. Westchnęłam. Podałam brunetowi kilka dolarów. Zapłacił za frytki i colę i usiedliśmy do stolika. Ja z Rudym jak najdalej od siebie. Chłopak postawił tackę na stoliku i podał nam po puszce napoju. Kiedy chciałam sięgnąć po frytkę palce moje i Axla się zetknęły. Cofnęliśmy dłonie jak oparzeni. Izzy obserwował to z rozbawieniem, a my nawet na siebie nie zerknęliśmy. Rudy podsunął mi tackę, popatrzyłam na niego niepewnie, uśmiechnęłam się i wzięłam kilka frytek. Potem on sam się poczęstował. Brunet patrzył na to ze zdziwieniem, ale nadal się uśmiechał. Kiedy skończyliśmy jeść wróciliśmy do domu. Zastaliśmy w nim Slash i Duffa. Nie mięli dla nas dobrych wiadomości. Nagle wpadłam na pomysł. Opowiedziałam o tym chłopakom i po chwili wszyscy dzwonili do szpitali i na komisariaty. Po piętnastu minutach biegliśmy już na komisariat, jak się okazało stał tuż koło sklepu, w którym Saul i Steve robili wczoraj zakupy. Podeszłam do pierwszego napotkanego policjanta i już po minucie dowiedzieliśmy się, że zatrzymali naszego kolegę wczoraj w nocy za zakłócanie porządku, ponieważ nie miał pieniędzy żeby zapłacić mandat. Na szczęście kwota nie była wysoka, więc zapłaciłam za niego i kilka minut później blondyn stał koło nas. Poszliśmy wszyscy do domu, chwilę siedzieliśmy i rozmawialiśmy, ale byłam tak zmęczona, że prawie zasnęłam. Pożegnałam się ze wszystkimi i poszłam do siebie. Miałam do przejścia prawie całe miasto, bo o tej porze żaden autobus już nie kursował. Kiedy nareszcie dotarłam pod dom ledwo trzymałam się na nogach. Od razu skierowałam się pod prysznic i do łóżka.
        Leżąc w mięciutkiej pościeli rozmyślałam o dzisiejszych wydarzeniach. Kocham Duffa, ale całowałam się z Axlem i nawet mi się to podobało. Smak jego ust, kolor oczu, nawet ciężar jego ciała. To cały czas było we mnie, w mojej głowie i chociaż starałam się jak mogłam, nie potrafiłam o tym zapomnieć, wyrzucić tych obrazów z głowy. Nie rozumiałam tego co czuje, miałam cholerny zamęt w głowie i w myślach. Co ja mam teraz zrobić? Przecież ja nic do niego nie czuję. Nie mogę czuć. Aaaaaa... Cholerny Axl, cholerne oczy Axla i te jego pieprzone, cudowne usta... Nie, ja tak dłużej nie mogę. Kochasz Duffa, zapomnij o tym co się dzisiaj stało. To był tylko jeden, nic nieznaczący pocałunek. Wstałam, usiadłam na parapecie i kontynuowałam moje rozważania. Wpatrywałam się w księżyc i gdy już zaczynał blaknąć łzy popłynęły po moich policzkach. Płakałam z bezsilności, zamętu jaki miałam w głowie. W końcu, kiedy słońca zaczęło wyłaniać się zza budynków zaciągnęłam zasłony i położyłam się spać. 









Namieszałam, wiem, jestem ZUA.
Piszcie w komentarzach o tym jak myślicie, że się ta cała sytuacja zakończy. (mniejsza o to, że to zdanie za poprawne gramatycznie to nie jest... tak, tak zdaje sobie z tego sprawę)
Przepraszam za błędy :D