wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 11

(VICTORIA)




        Obudziłam się i podniosłam głowę z ramienia Rudego. Wyjrzałam za okno i niechcący zrzuciłam jego bluzę, którą mnie przykrył.
- Wyspałaś się?- zamrugałam i spojrzałam na Axla. Uśmiechał się do mnie i patrzył tymi niesamowitymi oczkami. O nie. Nawet nie myśl o jego oczach.
- Chyba tak.- podałam mu bluzę- Dzięki, że mnie przykryłeś.- uśmiechnęłam się do niego. Nasze dłonie spotkały się na sekundę, ale natychmiast odsunęliśmy się od siebie. Skóra mrowiła mnie w miejscu, w którym jej dotykał. Popatrzyłam na niego lekko speszona i zatonęłam w jego oczach. Po jakichś kilku minutach ocknęłam się i odwróciłam wzrok. Już wiedziałam, że ten tydzień będzie ciężki skoro już teraz nie potrafię oderwać od niego wzroku. Zaczęłam się zastanawiać nad tym co czuję do Axla, a co do Duffa. niestety autoanaliza nic mi nie dała. Starałam się zrozumieć to wszystko. Z ponurych rozmyślań wyrwał mnie głos Rudego.
- Przepraszam, mówiłeś coś?
- Tak. Mamy postój.- pokazał na autobus, który był już prawie pusty.- Co się z tobą dzieje? Jesteś jakaś taka nieprzytomna, nieobecna.
- Po prostu mam kilka spraw do przemyślenia.
- Chodzi ci o to wtedy w parku?
- Też.- odparłam wymijająco. Wstałam i chciałam wyjść, ale kiedy byłam na przeciwko chłopaka pociągnął mnie za rękę i wylądowałam na jego kolanach.
- Axl, co ty robisz?!- objął mnie, tak żebym nie mogła nigdzie iść.- Puść mnie.
- To przestań tyle myśleć i ciesz się, że masz kilka dni wycieczki. Dobrze?
- Dobrze.- popatrzyłam na niego lekko rozbawiona i wkurzona  jednocześnie.- A teraz mnie puść i chodź się gdzieś przejść.- chłopak rozluźnił uchwyt, a ja wstałam z jego kolan. Wyszliśmy z autobusu jako ostatni. Nauczyciele oznajmili, że mamy godzinę i spotykamy się tutaj. Poszłam z Rudym do jakiegoś baru coś zjeść i się odświeżyć, a potem poszliśmy pochodzić na łąkę, którą zauważyliśmy kawałek dalej. Biegaliśmy po niej i śmialiśmy się jak małe dzieci. Potem padliśmy koło siebie i tak leżeliśmy wpatrując się w chmury.
- Wiesz co? Ciesze się, że jesteś ze mną na tej wycieczce. Jeszcze nawet nie dojechaliśmy na miejsce, a już jest fajnie.
- Ja też się cieszę, że tu jesteś, Axl.- uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie szczęśliwy, a w jego oczach dostrzegłam wesołe iskierki. Leżeliśmy bardzo blisko siebie, tak że stykaliśmy się ze sobą ramionami. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Po chwili uświadomiłam sobie jak blisko siebie jesteśmy i nieznacznie się odsunęłam. Przeniosłam wzrok na niebo i zaczęłam obserwować chmury. Nagle coś sobie przypomniałam.
- Kurwa, Axl, o której ta zbiórka miała być?
- Eeee... Jakieś 5 minut temu chyba. Cholera!- poderwaliśmy się i jak najszybciej pobiegliśmy do autobusu. Na szczęście jeszcze nie odjechali, chociaż opiekunowie byli nieźle zdenerwowani. Nie żebyśmy się tym zmartwili. Usiedliśmy na swoich miejscach i gapiąc się w okno słuchaliśmy muzyki.
      Po jakimś czasie za oknami zaczęło się robić ciemno. Oparłam głowę o ramię chłopaka.
- Vic, śpisz?
- Nie.
- Szkoda, że Kate obcięła ci włosy. Fajne były.- przejechał dłonią po mojej głowie, a ja zadrżałam pod wpływem tego dotyku.
- Dzięki, Axl.- odwróciłam się i uśmiechnęłam do niego. Znowu oparłam głowę o jego ramie i resztę podróży spędziliśmy w milczeniu. Przez cały czas gapiłam się na księżyc i rozmyślałam.Kiedy dojechaliśmy na miejsce szybko wysiedliśmy z autobusu, chwyciliśmy swoje torby i poszliśmy do domków się rozpakować. Niestety, musiałam mieszkać z jakimiś plastikami. Jak najszybciej się rozpakowałam i wyszłam na dwór. Mieliśmy już kłaść się spać, ale w autobusie trochę pospałam, poza tym nie miałam ochoty siedzieć w pokoju i słuchać głupawych chichotów tych idiotek. Przeszłam się kawałek aż znalazłam skałkę, z której bardzo dobrze było widać księżyc. Był dzisiaj niesamowicie wielki. Przepiękna pełnie i ani jednej chmurki na niebie. Uwielbiam to. Siedzenie w samotności pod goły niebem. Niestety długo się tym nie pocieszyłam, bo usłyszałam za plecami czyjeś kroki. Nie przejęłam się tym, że mogę to być wychowawcy, no bo co by mi zrobili? Ale nie, to był Rudzielec.
- Tak myślałem, że cię tu znajdę. Co robisz? I dlaczego tu jesteś?
- Myślę, tak ogólnie mówiąc. Uwielbiam patrzeć na księżyc, szczególnie tak piękny jak dzisiaj. Nie będę siedziała w pokoju z tymi plastikami dłużej niż muszę. - chłopak usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem.
- Jesteś lodowata.- zdjął błękitną bluzę, którą nawiasem mówiąc uwielbiałam i zarzucił mi ją na ramiona. Otuliłam się nią. Mmmm... Pachnie Axlem. Już w chwili gdy to myślałam zdawałam sobie sprawę jakie to głupie.
- Wiesz, uwielbiam tą twoją bluzę.- powiedziałam szczerze, to co myślałam.
- Możesz ją zatrzymać.
- Nie, no co ty. Jest twoja.
- Już nie. Teraz należy do ciebie.- uśmiechnął się do mnie szczerze, a ja odwzajemniłam jego gest.
- Dzięki Rudy. Uwielbiam cię.- przytuliłam się do niego. Po chwili położyliśmy się na ziemi wpatrzeni w niebo. Parę minut później chłopak się odezwał:
- Chyba rozumiem dlaczego tak lubisz patrzeć w księżyc i gwiazdy. Są takie piękne, niebo jest wolne, widzisz mnóstwo przestrzeni, czujesz się jak jedyny człowiek na ziemi, niczym nie ograniczony. To jest... niesamowite uczucie. Dzięki, że mi to pokazałaś.
- Nie ma za co. Teraz znasz moją tajemnicę. Do tej pory nikt tego nie zobaczył, nie zrozumiał.- rozmawialiśmy tak bardzo długo. W końcu wykończona, zasnęłam wtulona w chłopaka, na niezbyt wygodnych kamieniach.
      Obudziły nas głosy z obozu. Przez chwile nie wiedziałam gdzie jestem. Kiedy sobie przypomniałam, zerwałam się jak oparzona.
- Axl, spaliśmy na dworze, na ziemi, RAZEM.
- Cholera. Trudno, po prostu zasnęliśmy.
- A co jeśli wychowawcy zauważyli, że nas nie ma?
- Szczerze wątpię.
- No w sumie masz rację. Dobra, idę wziąć prysznic i zasuwam na śniadanko.- chciałam oddać mu bluzę, ale oznajmił, że bluza jest moja i za żadne skarby on jej nie przyjmie. Wyszczerzyłam się do niego i pobiegłam do domku. Na szczęście nikogo nie było w środku. Błyskawicznie się umyłam i przebrałam. Zanim wyszłam chwyciłam jeszcze telefon, który zostawiłam w torbie. Spojrzałam na wyświetlacz. Duff dzwonił do mnie 10 razy i Izzy 5. Oddzwoniłam do blondyna idąc do stołówki, ale nie odebrał. Dziwne. Zadzwoniłam więc do bruneta, który jednak raczył odebrać.
- Cześć Izzy. Wiesz może po co Duff do mnie dzwonił?
- Eee. Nie.
- A wiesz czemu teraz nie odbiera?
- Wyszedł z domu i telefonu nie wziął.
- Aha. Powiedz mu jak wróci, że dzwoniłam, ok?
- Dobra, nie ma sprawy. A co tam u was?- usiadłam przy stoliku koło Rudego i kontynuowałam rozmowę.
- Nie licząc tego, że ostatnią noc spędziliśmy na skale, na dworze to jest ok.
- CO? Coś się stało?
- Nie, Izzy, spokojnie. Po prostu wyszliśmy na powietrze, zagadaliśmy się i tak wyszło, że zasnęliśmy.
- Aale?
- Nie, nie martw się. Tylko gadaliśmy.
- Dobra, wierzę ci. Muszę kończyć. Ktoś musi iść na zakupy. Paa, pozdrów Wiewiórę.
- Paa.- włożyłam telefon do kieszeni i zajęłam się śniadaniem.
- Masz pozdrowienia od chłopaków.





Bardzo przepraszam, że tak długo nie pisałam i nie czytałam waszych blogów, ale nie miałam czasu wejść na bloggera. Teraz mam trochę czasu, ale tradycyjnie szlaban na kompa. Jakoś postaram się coś napisać, ale nie wiem czy coś z tego wyjdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz