piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 17 cz.II

 Przepraszam, wiem, że miał być wczoraj, ale blogger mnie nie lubi :/ Ustawiłam automatyczne dodanie posta na wczoraj na 19.30, wchodzę dzisiaj rano, a on nadal w wersjach roboczych.  -.-
Pochwalę się wam, że kupiłam gitarę :D

 Również z dedykacją dla Axeas :D




          (VICTORIA)


        - Izzy, bo ja chyba jestem w ciąży.- w końcu udało mi się to wydusić. Patrzyłam na chłopaka ze strachem. Był w szoku. Po kilku chwilach się odezwał.
- Axl wie?
- Nie, najpierw chciałam powiedzieć tobie. Poza tym nie jestem pewna.
- Nie jesteś pewna? Ile ci się okres spóźnia?- kocham go za to jaki jest, naprawdę. Przytulił mnie mocno.
- Trzy tygodnie.- wyszeptałam. Łzy popłynęły z moich oczu w jego koszulkę.
- Ja się tak strasznie boję, Izzy. Nie mogę być teraz w ciąży. Mam siedemnaście lat.
- Cicho, kochanie, nie płacz.- pogłaskał mnie po plecach.- Coś wymyślimy. Pójdę do apteki i kupię test, ok?
- Dziękuję Izzy. Jesteś kochany.- mimo tego nadal nie mogłam się uspokoić. Bo co jeśli naprawdę jestem w ciąży? Co jeśli Axl się o tym dowie i mnie zostawi? Kolejnego porzucenia nie przeżyję. Jak ja sobie poradzę sama z dzieckiem? Po chwili głos chłopaka przebił się przez moje myśli.
- Jeśli jesteś w ciąży nie powinnaś pić kawy.
- Wiem, to bezkofeinowa.- przytulił mnie mocno. Byłam pewna, że zna moje obawy. Nie wiem co bym bez niego zrobiła.
- Chodź, pójdziemy do apteki, a potem do ciebie.- pokiwałam głową i już mieliśmy iść, kiedy nagle zrobiło mi się niedobrze. Zdążyłam pomyśleć tylko, że to zły znak i pobiegłam do łazienki. Chłopak ruszył za mną. Wpadł do pomieszczenia chwilę po mnie, usiadł obok i przytrzymał mi włosy kiedy wymiotowałam. Kiedy skończyłam spojrzeliśmy na siebie podobnym wzrokiem. Oboje wiedzieliśmy, co to może oznaczać. Znowu zaczęłam płakać, a Izzy mnie przytulił. Dziesięć minut później udało mu się mnie uspokoić i wyszliśmy, zostawiając chłopakom kartkę, że poszliśmy do mnie.
          Byłam załamana i nawet nie zauważyłam kiedy doszliśmy do apteki. Chłopak zostawił mnie przed wejściem i po kilku minutach wrócił z małą reklamówką. Wziął mnie za rękę i poszliśmy dalej. Kidy weszliśmy do domu od razu poszłam do łazienki. Chłopakowi kazałam zaczekać przed drzwiami. Po kilku minutach wszedł słysząc mój szloch. Siedziałam na podłodze obok zlewu chowając twarz w dłoniach. Nie były to łzy ulgi. Brunet tylko zerknął na test, który rzuciłam na szafkę po drugiej stronie pomieszczenia i natychmiast podszedł do mnie.
- Boże, Vic.- przytuliłam się do niego. Byłam załamana, zrozpaczona i nie miałam ochoty na nic. Wynik był pozytywny. Moje życie właśnie legło w gruzach. Po kilkudziesięciu minutach chłopak zaniósł mnie do sypialni i położy się ze mną na łóżku. Długo tak leżeliśmy, ale w końcu Brunet wyplątał się z moich objęć i poszedł na dół. Wrócił z kanapkami i herbatą. Posłusznie zjadłam i wypiłam, ale dalej nie chciałam ruszyć się z łózka. Chłopak to rozumiał. Przepłakałam cały dzień i tuląc się do Izzyego, wyczerpana zasnęłam. Rano byłam już w trochę lepszym nastroju, chociaż nadal byłam smutna, ale przecież nie zmienię tego, że jestem w ciąży, nie usunę dziecka, co to to nie (osobiście jestem za zalegalizowaniem aborcji dop. aut.). Izzy już wstał i przygotowywał nam śniadanie.
- Hej braciszku. - podeszłam do niego i przytuliłam się.
- Dzień dobry, kochanie. Trzymasz się?
- Jakoś.- ledwo ugryzłam kanapkę, popędziłam do łazienki. Wykończą mnie poranne mdłości. Chłopak oczywiście pobiegł za mną. Wróciliśmy do kuchni i zaczęłam powoli sączyć moja ziołową herbatkę. Kiedy byłam pewna, że już mi przeszło, zjadłam kanapki.
- Zdajesz sobie sprawę, że będziesz musiałam powiedzieć Axlowi, że jesteś w ciąży? W końcu to będzie też jego dziecko.
- Wiem, Izzy, ale błagam, na razie mu nie mówmy.
- Dobrze, rozumiem dlaczego tego nie chcesz, ale on musi o tym wiedzieć.- pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego.
        Po południu poszliśmy do chłopaków. Urządzili popijawę, tak bez okazji czyli jak prawie zawsze. Ja oczywiście nie mogłam pić, więc wymówiłam się bólem brzucha. Siedziałam właśnie w kuchni i parzyłam sobie herbatkę, kiedy do środka wszedł Axl.
- Hej, kotku, zdaje się, że miałaś mi o czymś powiedzieć.- powiedział z uśmiechem podchodząc do mnie i całując mój nos.
- Bo wiesz, Rudy, byłam na grobach rodziców i babci. Wolę tam być sama, rozumiesz? Izzyemu kiedyś powiedziałam, gdzie leżą jakbyście mnie szukali, żeby wiedział gdzie będę.
- Aha. A będę mógł następnym razem iść z tobą? Nie mogę poznać twojej rodziny, ale za to mogę przecież odwiedzić ich groby, prawda?
- Naprawdę chcesz?
- Oczywiście, że tak.- pocałowałam go.
- Kochany jesteś, wiesz?
- Wiem.- zaśmiałam się i razem wróciliśmy do salonu. Bardzo się bałam powiedzieć Rudemu, że będziemy mieli dziecko. Na razie jesteśmy szczęśliwi i boję się, że ta nowina może wszystko zrujnować. Oczywiście dziecko nie jest niczemu winne. Kocham je, ale boję się, że Axl się przestraszy i mnie zostawi. Przez te niezbyt wesołe myśli przedarł się głos upitych chłopaków. Śpiewali coś, ale za cholerę nie potrafię powiedzieć co to było. Zaśmiałam się, ale byłam już zmęczona. Poszłam pod prysznic i zasnęłam w łóżku mojego chłopaka. Miałam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.
         Po obudzeniu się i zaliczeniu łazienki (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało), zajęłam się przygotowywaniem śniadania. Zrobiłam tosty i kawę, no i oczywiście naszykowałam tabletki przeciwbólowe, bo bez tego się nie obędzie. Nie musiałam nawet iść budzić chłopaków, bo sami przywlekli tu swoje zwłoki. Wyglądali okropnie. Popijałam swoją bezkofeinową kawę i przyglądałam się moim przyjaciołom. Po kawie i śniadaniu trochę odżyli. Poszłam do salonu i aż cofnęłam się w drzwiach. Istne pobojowisko. Meble poprzewracane, wszędzie pełno butelek i puszek po różnych alkoholach, niedopałki zaścielały resztę wolnej przestrzeni na podłodze. O nie, tak to nie będzie. Niezłą imprezę musieli tu wczoraj urządzić i niech się cieszą, że mnie nie obudzili. Wpadłam do kuchni jak burza. Wydzierałam się na nich przez dobre kilka minut, a oni aż się krzywili. Ojej, czyżby kogoś bolała główka? Bardzo dobrze. Zagoniłam ich do sprzątania. Sama stałam i jak wredna jędza pokazywałam, gdzie jest brudno.
- Slash, odkurz jeszcze pod oknem!
- Duff, a regały? Ja mam je za ciebie poustawiać?!
- Steve, ten dywan możesz wyrzucić na śmietnik!
- Izzy, mop musi być mokry, jak chcesz nim zmywać!
- Axl, słoneczko, ominąłeś puszki na parapecie i butelkę koło fotela.- towarzyszyły temu jęki i protesty chłopaków. Trzeba było nie robić syfu. Co oni myślą, że może ja za nich posprzątam? Niedoczekanie! Wieczorem, kiedy chłopcy padli z wyczerpania, chwyciłam telefon i zarejestrowałam się na wizytę do ginekologa. Chciałam mieć pewność, że jestem w ciąży. Kobieta poinformowała mnie, że pani ginekolog (specjalnie poprosiłam o kobietę) ma wolny termin jutro o 14. Spakowałam kilka moich rzeczy, które walały się u chłopaków i poszłam do siebie.
          Około 10 rano zadzwoniłam do domu moich przyjaciół. Odebrał Steve, lekko nieprzytomny. Po kilku chwilach ktoś wyrwał mu słuchawkę i usłyszałam głos Izzyego.
- Hej. Vic, to ty?
- Pewnie, że ja, a kto inny?
- Coś się stało?
- Nie, tylko umówiłam się na wizytę do ginekologa, dzisiaj na czternastą. Poszedłbyś ze mną?
- Pewnie, mała, ale wiesz, że to Axl powinien z tobą iść.
- Wiem. Dzięki braciszku. Bądź u mnie o pierwszej, ok?
- Dobra, do zobaczenia.
- Papa.- odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam tam iść sama, a Izzy jest ostatnio dla mnie ogromnym wsparciem. Uśmiechnęłam się do swoich myśli. Zdaję się, że maleństwo ma już ojca chrzestnego. Owszem, zamierzam je ochrzcić, tak w razie gdyby wierzyło w Boga. Chociaż szczerze w to wątpiłam, biorąc pod uwagę to, przez kogo będzie wychowywane. No bo bez przesady, ale wyrosnąć na katolika w bandzie rockmanów? To był by cud. Zaczęłam chichotać jak szalona. Po tym jak się uspokoiłam, wzięłam pierwszą lepszą książkę z półki. Musiałam zająć czymś czas do pojawienia się Izzyego.




--------
Wyszedł średni. Nie jestem zadowolona ani z długości, ani z treści. Ostatnio nie wychodzi mi składne pisanie :/ Mam nadzieję, że chociaż jednej osobie się spodobał

Rozdział 17 cz.I

  Z dedykacją dla Axeas, która wchodzi na tego bloga codziennie i bardzo się niecierpliwi o kolejne rozdziały, oraz prosiła od dedykację. Ten rozdział jest dla Ciebie :)      
 UWAGA! http://see-you-in-better-life.blogspot.com tutaj macie bloga koleżanki. Wchodźcie, czytajcie, komentujcie. Naprawdę warto :)


            VICTORIA



       Zerwałam się z łóżka wcześnie rano. Musiałam załatwić parę spraw w mieście, posprzątać u siebie, zrobić pranie, itp. Zaparzyłam sobie kawę, zostawiłam chłopakom liścik i wyszłam. Dopiero po piętnastej zjawiłam się w domu. Duff spał u siebie. Zmyłam naczynia i zrobiłam zapiekankę. Zastanawiałam się czy obudzić chłopaka, czy może dać mu jeszcze pospać, ale stwierdziłam, że pomoc w sprzątaniu się przyda. Weszłam do pokoju i zrzuciłam z niego kołdrę.
- DUFF! Wstawaj!- wrzasnęłam mu nad uchem, a chłopak poderwał się jak oparzony.
- Co? Co się stało?- zaśmiałam się z jego miny. Naprawdę wyglądał przekomicznie.
- Nic się nie stało. Wstawaj, sprzątać będziemy.- powiedziałam dusząc się ze śmiechu. Zostawiłam narzekającego chłopaka samego i poszłam wyjąć zapiekankę z piekarnika. Pachniała znakomicie. Nałożyłam jej trochę na dwa talerze, wyjęłam sztućce i coś do picia. Chłopaka dalej nie było.
- Blondasku! Obiad ci zaraz zjem.- w pięć sekund był w kuchni i siedział przy stole. Eh... Faceci, tylko powiesz o jedzeniu, a zamieniają się w jakiegoś pierdolonego sprintera. Nigdy tego nie zrozumiem. Miałam nadzieję, że z zaspanego Duffa będzie jakiś pożytek, bo nie miałam ochoty na sprzątanie do północy. Jak się niedługo okazało, skończyliśmy niewiele wcześniej. Niby sprzątaliśmy, ale przy tym wygłupialiśmy się i robiliśmy jeszcze więcej bałaganu. Potem zmęczeni usiedliśmy na kanapie przed telewizorem z piwem i oglądaliśmy jakiś denny horror. Po kilkunastu minutach znudziło mi się i poszłam do siebie. Pomimo tego, że jestem cholernie zmęczona nie chciało mi się spać. Usiadłam na parapecie przy otwartym oknie i myślałam o wszystkim. Uwielbiam wpatrywać się w niebo. Jest takie bezkresne, bez ograniczeń. To pomaga mi myśleć, wspominać, a czasem po prostu odpocząć i się zrelaksować. Myślałam o Axlu. O jego pięknych oczach, włosach, ustach, głosie. Po kilku minutach dotarło do mnie, że tak naprawdę to jestem z Rudzielcem dzięki Duffowi. Gdyby mnie nie rzucił, pewnie nigdy nie powiedziałabym Axlowi co do niego czuję. Nadal borykałabym się z tym uczuciem i czułabym się winna, że jestem z Duffem, a tak naprawdę wolałabym być z kimś innym. Postanowiłam, że rano mu podziękuję.
           Potem moje myśli powędrowały do Slasha. Czy będzie szczęśliwy z Travisem? Mam nadzieję. Na razie jest i niech tak zostanie. Gorąco im kibicuje. W końcu jest moim najlepszym przyjacielem, a dla mnie naprawdę nie ma znaczenia czy jest gejem, czy nie. Będę ich wspierać i im pomagać. Może zaprzyjaźnię się również z Travisem? Jeśli Slash się w nim zakochał, znaczy, że musi być w porządku, a to znaczy, że nie powinnam mieć kłopotów z polubieniem go. Przypomniałam sobie co moja babcia powiedziała, kiedy okazało się, że jeden z moich kolegów z podstawówki okazał się być gejem i ja go broniłam przed innymi. Powiedziała, że rodzice byliby ze mnie dumni, bo to oni zaszczepili we mnie tolerancję i sami mieli wielu przyjaciół homoseksualistów. Na wspomnienie o tym łzy stanęły mi w oczach i gwiazdy na niebie rozmazały się.
- Mam nadzieję, że teraz też jesteście ze mnie dumni. Ty też babciu. Tęsknię za wami.- wyszeptałam z nadzieją, że gwiazdy na nocnym niebie zaniosą moje słowa rodzicom i babci. Postanowiłam, że pójdę jutro na cmentarz. Chociaż nie wierzę w Boga, wierzę, że istnieje jakieś życie po śmierci. Potem moje myśli popłynęły do Izzyego. strasznie go kocham. Jest dla mnie bratem, którego nigdy nie miałam, ale zawsze pragnęłam mieć. Jednocześnie jest moim najbliższym przyjacielem i wiem, że mogę mu wszystko powiedzieć, pójść do niego z każdym, nawet najdrobniejszym problemem, a on mi pomoże. Pomyślałam sobie jaka jestem teraz szczęśliwa. Jeszcze kilka tygodni temu nie miałam nikogo. A teraz? Teraz mam najlepszego brata na świecie, cudownego chłopaka i niesamowitych przyjaciół. Popatrzyłam na niebo i ze zdumieniem stwierdziłam, że jest już jasno. Zaśmiałam się i wypoczęta jak nigdy, pomimo tego, że nie spałam poszłam pod prysznic.
         Nie budziłam Duffa, tylko zostawiłam mu kanapki, których nie zjadłam i liścik, że wychodzę i nie wiem, o której wrócę. Wiedziałam, że w razie czego Izzy będzie wiedział gdzie mnie szukać. Wzięłam gitarę, jak zawsze kiedy wybierałam się na groby rodziców i babci, a po drodze w kwiaciarni kupiłam trzy czarne róże i znicze. Weszłam na cmentarz, z którego unosiła się mgła. Widok był surrealistyczny. Idąc z pamięci odnalazłam dwa groby i zapaliłam na nich znicze oraz sprzątnęłam stare kwiaty i położyłam nowe. Potem jak zawsze usiadłam pod drzewem obok grobów z moją gitarą. Najpierw opowiedziałam mojej nieżyjącej rodzinie o tym co się ostatnio u mnie działo. Może to głupie, że gadam do grobów, ale wiem, że oni gdzieś tam są i mnie słuchają. Potem ogarnięta smutkiem zaczęłam grać melodię znaną tylko mnie. Moje oczy zaszły łzami, ale nie przejęłam się tym. Grałam dalej, aż poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Spojrzałam na właściciela dłoni, chociaż wcale nie musiałam. Tylko Izzy wiedział, że tu przychodzę. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam w jego oczach łzy. Przestałam grać.
- Co to było? To co grałaś.
- Nie wiem. Czasem do głowy przychodzi mi jakaś melodia i nie zastanawiam się nad tym tylko gram.
- To było piękne.- odłożyłam gitarę do futerału, a chłopak usiadł obok mnie. Objął mnie ranieniem, a ja mocno się do niego przytuliłam. Chwilę tak siedzieliśmy.
- Wiesz, moja mama też nie żyje. Jakiś idiota zadźgał ją nożem.- usłyszałam jego głos gdzieś w okolicy ucha. Odsunęłam się od chłopaka na tyle, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Były pełne łez, smutku i bólu.
- Miałem wtedy pięć lat. Prawie jej nie pamiętam. Ta melodia... Ona mi przypomniała o mamie, o tym co wtedy czułem i co dalej czuję.- powiedział łamiącym się głosem.
- Och, Izzy, nie wiedziałam.- mocno przytuliłam chłopaka.
- Nic się nie stało. Wiesz, raczej się tym nie chwalę.- słyszałam w jego głosie cień uśmiechu. Po paru chwilach odsunęłam się od niego, ale dalej się obejmowaliśmy.
- Kocham cię, braciszku, wiesz?
- Ja też cię kocham, siostrzyczko.- uśmiechnął się do mnie.
- Coś się stało, że po mnie przyszedłeś?
- No wiesz, zniknęłaś na cały dzień i trochę zaczęliśmy się o ciebie martwić.- popatrzyłam na niego ze zdumieniem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że słońce już prawię zaszło.
- Przepraszam, zupełnie straciłam poczucie czasu.
- Nic się nie stało. Chodź, pójdziemy już.- pomógł mi się podnieść, wziął moją gitarę pomimo tego, że protestowałam i poszliśmy.
          Zahaczyliśmy o mój dom, żeby zostawić gitarę i zabrać Blondyna, i poszliśmy do domu chłopaków. Po drodze podziękowałam Duffowi. Był trochę zdziwiony, ale się ucieszył. Musiałam jeszcze porozmawiać z Brunetem na temat pewnej rzeczy, która mnie martwiła, ale odłożyłam ją na później, kiedy będziemy sami. Od progu powitał mnie zdenerwowany Axl, który gdy tylko weszłam do domu rzucił mi się na szyję.
- Gdzie ty byłaś przez cały dzień?!- nad ramieniem chłopaka zobaczyłam rozbawioną minę braciszka. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie. Zaśmiał się i poszedł do salonu.
- Kochanie, nie denerwuj się, musiałam załatwić parę spraw na mieście.- popatrzył na mnie podejrzliwie.
- Dlaczego Izzy wiedział gdzie cię znaleźć, a ja nie?
- Bo... Oj dobra powiem ci, ale później, jak będziemy sami, ok?
- No dobrze.- pocałował mnie i poszliśmy do chłopaków. Rozejrzałam się po pokoju. Slash siedział na fotelu i widać było, że jest szczęśliwy. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, mrugnął do mnie. Uśmiechnęłam się do chłopaka. Izzy rozwalił się na kanapie z piwem, Duff z butelką wódki siedział na stole, ale najlepszy był Steve. Otóż Adlerek był chyba na jakiś prochach. Siedział i szczerzył się do ściany, po której bazgrał swoimi tenczowymi* kredkami. Rozwaliłam się z Axlem na drugiej kanapie i po około godzinie zasnęłam wtulona w mojego kochanego narwańca. Obudziłam się, gdy ktoś brutalnie zepchnął mnie z kanapy. Z rządzą mordu w oczach podniosłam się chcąc zabić winowajcę, którym okazał się... Axl. Rozłożył się na całą kanapę i ssał końcówkę swojej chusty, która mu się przekrzywiła. Zaśmiałam się i poszłam do kuchni. Zrobiłam dwie kawy i powędrowałam do pokoju mojego brata. Weszłam bez pukania i zobaczyłam Izzyego, który leżał na łóżku i czytał książkę.
- Hej braciszku, nie przeszkadzam?
- Nie. Wejdź.- podałam mu drugi kubek i położyłam się obok.
- Dzięki.
- Wiesz, bo musimy pogadać.- powiedziałam upijając trochę ożywczego napoju. Trochę się denerwowałam. Chłopak od razu to zauważył i popatrzył na mnie zatroskanym wzrokiem.
- Co się stało?
- Bo...




-------
Wybaczcie, ale ten rozdział będzie w dwóch częściach. Tylko mnie nie zabijajcie :D Druga częśc będzie dzisiaj, ale trochę później.
* błąd jest celowy :)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 16

Wszystkie fanki Slash z góry przepraszam. Nie zabijajcie mnie, błagam.
Mam wenę, więc może pojawi się coś jeszcze w tym tygodniu.
Specjalnie dla Justyny z okazji urodzin (baaaardzo spóźniony) prezent w postaci długiego rozdziału, a niedługo druga część prezentu. Nie pytaj, nie powiem co to :P




(Kilka tygodni później)

     DUFF


        Od kiedy chłopcy mnie pobili i wyjebali z zespołu i z domu przemyślałem parę spraw. Owszem na początku byłam na nich wściekły, ale potem uświadomiłam sobie, że mieli rację. Zachowałem się jak ostatni chuj. Zraniłam Vic. Nie chciałem tego, ale wtedy naprawdę myślałem, że Meg jest tą jedyną. Okazało się, że laska chciała mnie tylko wykorzystać i gdy dowiedziała się, że nie mam kasy rzuciła mnie dla jakiegoś bogatego dupka. Czułem się wtedy bardzo nieszczęśliwy i po raz pierwszy dotarło do mnie jak musiała czuć się Vic. Od tamtej pory zacząłem intensywnie zastanawiać się nad swoim postępowaniem i doszedłem do wniosku, że wcale im się nie dziwie, że mnie pobili. Chciałbym cofnąć czas i sprawić żeby to nigdy się nie stało. Chodzi mi o to chamskie zachowanie w stosunku do Victorii, a nie o pobicie, bo to akurat mi się należało. Strasznie tego żałuję. Nie miałem nawet odwagi powiedzieć jej o tym prosto w oczy. Ehh... Jestem mięczakiem i cholernym tchórzem. Nigdy nie zasługiwałem na dziewczynę taką jak Vic i nie wiem dlaczego ze mną była, a swoim zachowaniem udowodniłem tylko, że nie można mi zaufać, i że nie zasługuję nawet na odrobinę miłości i życzliwości jaką od niej otrzymałem. Mieszkam teraz w norze zarzuconej śmieciami i naprawdę tęsknię za moim pokojem w domu Gunsów. Ja już do nich nie należę i wcale się temu nie dziwię. Nawet na to nie zasłużyłem. Spojrzałem na bliznę na nodze- pamiątkę po wazonie i pomyślałem, że może pora coś zrobić ze swoim życiem. Przecież samo nic się nie rozwiąże. Już nawet wiedziałem od czego zacznę, ale nie zdziwię się jeśli mi się nie uda. Tylko co mi szkodzi spróbować? I tak już wszystko straciłem.




         VICTORIA


      Sprzątałam właśnie w domu po kolejnej imprezie z Gunsami, bo oni oczywiście ulotnili się pod pretekstem przesłuchań na nowego basistę. Niestety odkąd wywalili Duffa nie znaleźli nikogo z kim dobrze by im się grało. Kidy spakowałam wszystkie puste butelki i puszki do worka na śmieci i wyniosłam je na dwór, moje porządki dobiegły końca. Postanowiłam wziąć dłuuuugi prysznic. Stojąc pod strumieniem gorącej wody zaczęłam się zastanawiać nad tym wszystkim. Duff mnie zranił i to cholernie, ale dzięki temu jestem z Axlem- moją prawdziwą miłością. Na wspomnienie Rudego od razu się uśmiechnęłam, ale po chwili powróciłam do moich rozmyślań. Już jakoś się pozbierałam po tym co mi zrobił i byłam wdzięczna chłopakom, że mnie wspierają. Szczególnie Axl i Izzy. Swoja drogą z brunetem zaczęliśmy traktować się jak rodzeństwo. Był moim najlepszym przyjacielem i nie bałam się powierzać mu moich najskrytszych myśli i tajemnic. Wiedziałam, że mogę na nim polegać i nigdy mnie nie zdradzi. Trochę było mi szkoda Duff, ale sam sobie zasłużył na to jak potraktowali go chłopcy. Wyszłam spod prysznica i znalazłam czyste czarne ciuchy. Właśnie miałam się zabrać za zrobienie czegoś do jedzenia kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Trochę mnie to zdziwiło, bo chłopaki zawsze wchodzili tu jak do siebie, a nikt inny mnie nie odwiedzał. Ruszyłam do drzwi i kiedy je otworzyłam zamarłam ze zdziwienia pomieszanego ze strachem i niepewnością. Na progu stał Duff z bukietem czarnych róż w ręku.
- Zanim zaczniesz krzyczeć i mnie wyrzucisz, proszę wysłuchaj tego co mam do powiedzenia.- najpierw byłam zła, że ten debil w ogóle ma czelność tu przychodzić, ale kiedy zobaczyłam jego smutną i niepewną minę z domieszką strachu i błagania postanowiłam, że jednak go wysłucham.
- No dobra, wejdź.- otworzyłam przed nim szerzej drzwi i kazałam mu iść do kuchni.
- Proszę, to dla ciebie w ramach przeprosin.- powiedział i podał mi bukiet. Byłam naprawdę zdumiona. Wzięłam kwiaty i wstawiłam je do wazonu.
- Wybacz Duff, ale myślisz, że bukiet kwiatów pomimo tego, że ślicznych załatwi sprawę?
- Nie, oczywiście, że nie. Zdaję sobie z tego sprawę. Chciałbym ci wszystko wyjaśnić. Dasz mi szansę?
- Skoro cię tu wpuściłam, nie mam już nic do stracenia, ale pozwól, że najpierw zrobię sobie jakieś śniadanie i kawę.- Popatrzyłam na niego. Był dużo chudszy niż kiedy go widziałam ostatnim razem i zrobiło mi się go żal.- Widzę, że tobie też by się przydało coś do jedzenia. Kiedy ostatnio coś jadłeś?
- Eeee. Nie wiem. Kilka dni temu?- popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
       Kiedy już postawiłam przed nami talerz kanapek i dwie kawy, blondyn zaczął mówić. Najpierw słuchałam go z niezbyt wielka wiara w to, że mówi prawdę, potem z niedowierzaniem kiedy powiedział mi co czuje i jak się nad tym wszystkim zastanawiał, a potem kiedy się rozpłakał i zaczął mnie błagać o przebaczenie uwierzyłam mu. Nie wiem dlaczego, ale na prawdę mu uwierzyłam. Może dlatego, że widziałam w jego oczach skruchę, ból i szczerość. Kiedy już go uspokoiłam zaczął mówić dalej i opowiedział mi o wszystkim. Nie próbował zatuszować niczego i sam przyznał, że był tchórzem, chujem, i że należało mu się to pobicie. Rozmawialiśmy kilka godzin i postanowiłam, że mu zaufam. W końcu każdy zasługuje na drugą szansę.
- Chłopcy znaleźli kogoś na moje miejsce?
- Nie.
- Aaa, Vic trochę głupio mi ciebie prosić o coś po tym co ci zrobiłem...
- Duff, już ci powiedziałam. To w tej chwili nie ma znaczenia. Przeprosiłeś mnie i to szczerze, a ja postanowiłam dać ci szansę, więc skończmy ten temat.- przerwałam mu.
- No dobrze. Pomożesz mi z powrotem dostać się do Gunsów?- popatrzył na mnie z prośbą w oczach i niepewnością. Nie zdziwiłam się, że mnie o to prosi.
- Dobrze. Pomogę ci.- uśmiechnął się, wydawała się bardzo szczęśliwy.
- Dziękuję ci. Nie myślałem, że się zgodzisz. Wiesz, bo trochę głupio mi pytać, ale... masz kogoś?- to akurat mnie zdziwiło. Wiedziałam, że nie jest już z Megan, bo wszystko mi opowiedział, ale nie sądziłam, że o to zapyta. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem i niedowierzaniem. On chyba nie myśli, że do niego wrócę?
- Nie, zupełnie nie o to mi chodzi.- musiał odczytać mój wzrok. Odetchnęłam z ulgą.
- Tak, nie wiem czy cię to zdziwi czy nie, ale jestem z Axlem.- dostrzegłam w jego minie, że chyba się tego spodziewał.
- Tak myślałem. Wiesz, Axl mi mówił, że mu się podobasz i naprawdę do siebie pasujecie. Cieszę się, że z nim jesteś.- teraz to ja byłam w szoku. Axl mu mówił, że mu się podobam? I on się cieszy, że jesteśmy razem? Wow, on się naprawdę zmienił. Postanowiłam wypytać go o to gdzie teraz mieszka i co robi. Gdy usłyszałam jego odpowiedzi, zmartwiłam się.
- Trzeba będzie coś z tym zrobić. Nie możesz mieszkać w takich warunkach.- powiedziałam ze zmartwieniem i autentyczną troską, a chłopak popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Ale chłopcy nie pozwolą mi mieszkać u siebie. Nie po tym co zrobiłem.- przez chwilę się wahałam, ale postanowiłam, że jednak mu pomogę.
- Dopóki nie przekonamy chłopaków możesz mieszkać u mnie.- nie wierzył, że naprawdę to usłyszał, a ja nie wierzyłam, że to mówię, ale w tym blondynku zawsze było coś co budziło moją sympatię.
- Mówisz serio?
- Tak, ale jeśli w jakiś sposób zawiedziesz moje zaufanie, wypieprzę cię na ulicę i już nigdy nie uwierzę w cokolwiek co powiesz, jasne?
- Tak, tak. Boże, Vic dziękuję ci. Będę ci za to wdzięczny do końca życia. Zobaczysz, nie pożałujesz, że dałaś mi szansę.- miałam taką nadzieję.
     Pojechaliśmy autobusem do ,,mieszkania'' Duffa i pomogłam mu się spakować.Gdy zobaczyłam w jakich warunkach mieszkał utwierdziłam się w przekonaniu, że nie może tu dłużej zostać. Gdy wróciliśmy do mnie, pokazałam mu pokój na dole, w którym może się rozpakować i wymogłam obietnicę, że będzie w nim utrzymywał jako taki porządek. Poszłam do siebie i zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam. W końcu nie tak dawno głęboko mnie zranił i nie byłam pewna czy mogę mu w pełni zaufać, ale widziałam, że się zmienił i naprawdę żałował tego co zrobił. Zaryzykowałam i miałam nadzieję, że ryzyko się opłaci. Westchnęłam i zabrałam się do pisania kolejnego rozdziału mojego opowiadania o aniołach.



       DUFF


      Nie wierzę w to co się stało. Przyszedłem tylko ją przeprosić i poprosić o pomoc w powrocie do zespołu, a Vic nie dość, że mi wybaczyła i postanowiła pomóc, to jeszcze przejęła się tym w jakich warunkach do tej pory mieszkałem i pozwoliła mi zamieszkać u siebie. Ona jest niesamowita! Po raz kolejny zabolało mnie to, że ją zraniłem, i że przeze mnie tak wspaniała dziewczyna cierpiała. Naprawdę nie zasługiwałem na to co dla mnie robi. Rozpakowywałem swoje rzeczy i myślałem nad tym jakie Vic ma dobre serce. Obiecałem sobie, że już nigdy się na mnie nie zawiedzie. Będę jej pomagał jak mogę i robił wszystko co tylko zechce. Postaram się wynagrodzić jej to przez co przeze mnie przeszła. Ostrożni ułożyłem gitary na stojakach koło okna i rzuciłem się na łóżko, ale długo nie poleżałem. Postanowiłem zrobić Victorii niespodziankę i upiec ciasteczka. Dzięki ci mamo, że mnie tego nauczyłaś. Wreszcie to się na coś przyda. Po cichu poszedłem do kuchni i zacząłem przetrząsać szafki w poszukiwaniu składników. Całe szczęście, wszystko było. Po dwóch godzinach cała miska pachnących ciasteczek cynamonowo-czekoladowych była gotowa. Posprzątałem po sobie w kuchni, nalałem mleka do szklanki i poszedłem na górę do pokoju Vic. Zapukałem delikatnie w drzwi.
- Vic, mogę wejść?
- Jasne, wchodź.- jakoś udało mi się otworzyć drzwi i ujrzałem dziewczynę siedzącą przy biurku nad jakimiś papierami.
- Co robisz?
- Piszę takie opowiadanie.- powiedziała nie odwracając się do mnie.- Co tak pachnie?- odwróciła się do mnie i wytrzeszczyła oczy.- Duff, czy to są ciasteczka?
- Tak.- dumny pokazałem jej moje wypieki.
- Skąd je masz?
- Upiekłem.
- Żartujesz?- pokręciłem głową- To ty umiesz piec ciasteczka?- popatrzyła na mnie i wzięła jedno do ręki. Przez chwilę przypatrywała mu się podejrzliwym wzrokiem, ale w końcu włożyła je do ust i odgryzła kawałek.
- O Boże, są przepyszne! Musisz mnie nauczyć je piec. A w ogóle, to kto cię nauczył jak się piecze ciasteczka?- zapytała i wskazała mi krzesło koło siebie żebym mógł usiąść. Odstawiłem miskę na biurko i podałem jej szklankę.
- Moja mama. Jak byłem mały chciałem zostać kucharzem.- wytrzeszczyła na mnie oczy i zaśmiała się.
- Mam nadzieję, że posprzątałeś?
- Oczywiście, że tak. Bardzo dokładnie.- siedzieliśmy tak, rozmawialiśmy i jedliśmy ciasteczka. Kidy w misce zjedliśmy ponad połowę dziewczyna oznajmiła, że idziemy do chłopaków. Zgodziłem się i po chwili wyszliśmy.




           VICTORIA


       Duff zaskoczył mnie tymi ciasteczkami, ale muszę przyznać, że były obłędne. Powoli moje zaufanie do niego wzrastało. Zachowywał się zupełnie inaczej niż wcześniej. Miałam tylko nadzieję, że chłopaki też to zauważą i dadzą mu szansę. Po drodze wyjaśniłam mu swój plan. Miał chwilę zaczekać aż go zawołam zanim wejdzie do domu. Było popołudnie, więc było dość gorąco. Za miesiąc zaczynały się wakacje, ale przecież ja i tak bardzo rzadko pojawiałam się w szkole, więc mi to specjalnej różnicy nie robiło. Po drodze wstąpiliśmy na lody. Po kilkunastu minutach stanęliśmy przed domem Gunsów. Byłam trochę zdenerwowana i bałam się jak chłopcy przyjmą Duffa, ale postanowiłam wziąć sie w garść i w razie czego interweniować. Weszłam i od progu zawołałam:
- Hej, chłopaki, znalazłam wam basistę!
- Chodź, jesteśmy w salonie!-usłyszałam odpowiedź Stevena. Poszłam do nich, a Duff został przed domem.
- Hej.- przywitałam się ze wszystkimi, a Axl podszedł do mnie i pocałował mnie na powitanie.
- No więc kogo takiego nam znalazłaś, kochanie?- zapytał z uśmiechem.
- Zaraz się przekonacie, tylko nie denerwujcie się i dajcie mi wyjaśnić. Ty szczególnie, Axl.- popatrzyli na mnie zdziwieni, a ja wyszłam. Podeszłam do Duffa i szepnęłam mu:
- Daj mi mówić. Nie wiem jak zareagują, ale nie denerwuj się. Dobrze?- kiwnął głową. Widziałam, że jest zdenerwowany, i że bardzo zależy mu na tym żeby chłopcy przyjęli go z powrotem.Kidy weszliśmy do salonu cała czwórka patrzyła na nas ze zdziwieniem, a potem za złością.
- Co on tu robi?- wysyczał Axl ze złością.
- Mówiłam ci, że masz się nie denerwować i zanim zaczniesz się drzeć i rzucisz na niego z pięściami daj mu wyjaśnić.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, Rudzielcu. Po prostu go posłuchaj.
       Duff dość długo mówił. Starał się wyjaśnić im wszystko. Izzy jako pierwszy dał się przekonać, że blondyn mówi szczerze, może dlatego, że wiedział, że inaczej ja bym mu nie zaufała i nie pomagała. Najtrudniej było z Axlem, który aż kipiał ze złości. Pomogłam Duffowi go przekonać i w końcu uległ, ale i tak patrzył na Duffa niezbyt miłym wzrokiem i wiedziałam, że nie do końca mu wierzy.
- Dobra, możesz u nas grać, ale na razie tu nie mieszkasz.- ucieszyłam się, że się zgodził i pocałowałam go w policzek. Na razie kwestia mieszkania Duffa była załatwiona, ale potem postaram się namówić chłopaków, żeby mieszkał z nimi.
- Na razie Duff mieszka u mnie. I nawet nie próbuj nic mówić Axl, bo to nic nie da. Wiem, że chcesz dobrze, kochany, ale potrafię w razie czego o siebie zadbać.- chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem, na Duffa ze złością. Zauważyłam, że jest zazdrosny. Uśmiechnęłam się.
- Nie masz być o co zazdrosny. Wiesz, że kocham tylko ciebie.- nadal niepewnie patrzył na Duffa, ale wierzył mi. Przytuliłam się do niego i wszyscy razem rozsiedliśmy się w salonie. Chłopaki jeszcze niepewnie spoglądali na Duffa, ale po paru minutach rozmowy zrelaksowali się i wszystko wróciło do normy. Bardzo się cieszyłam, że znowu będą grać razem. Kiedy Slash wyszedł do kuchni, zostawiłam i samych i ruszyłam za nim. Już od dawna jego zachowanie nie dawało mi spokoju. Chodził zamyślony, smutny. Musiałam się dowiedzieć o co chodzi.
      Weszłam za chłopakiem do kuchni i zamknęłam drzwi. Na klucz. Kudłacz popatrzył na mnie zdziwiony.
- Musimy pogadać. Poważnie.- chłopak popatrzył na mnie niepewnie. Wiedziałam, że to może być trudna rozmowa.
- O czym?
- O twoim zachowaniu. Slash martwię się o ciebie. Chodzisz jakiś taki dziwny, zamyślony, smutny. Powiedz mi, co się dzieje? Wiesz, że możesz mi zaufać, że nie zdradzę nic chłopakom.- usiadł na krześle i westchnął.
- Obiecaj, że nikt się o tym nie dowie, i że nie będziesz się ze mnie śmiała.- trochę przestraszyłam się tonu jakim to mówił. Jakby miał zamiar zdradzić mi jakąś straszną tajemnicę, ale skinęłam głową.
- Obiecuję.
- Nie bardzo wiem od czego mam zacząć.- popatrzyła na mnie trochę zagubiony i trochę niepewny.- Bo widzisz....- wziął głęboki oddech.- Ja chyba jestem gejem.- popatrzył na moją twarz jakby szukał na niej kpiny, obrzydzenia czy czegoś jeszcze innego, ale zamiast tego znalazła tam tylko zdziwienie, zaciekawienie i pełną akceptację.- Zakochałem się w pewnym chłopaku. Ja... Jeszcze  nigdy czegoś takiego nie czułem. Nie śpię po nocach, cały czas o nim myślę, nie jestem w stanie skupić się na czymkolwiek innym, nie jem, nawet na gitarze nie mogę grać.- spojrzał na mnie bardzo nieszczęśliwym i umęczonym wzrokiem.
- Wpadłeś po uszy przyjacielu. Jak on ma na imię?
- Travis.- kiedy to powiedział na jego twarzy zagościł uśmiech. Był naprawdę zakochany. Chciałam mu jakoś pomóc.
- Wie co do niego czujesz?
- Nie.- chłopak pokręcił ze smutkiem głową.- Boję się mu powiedzieć. No bo co jeśli on nie jest gejem? Jeśli będzie się ze mnie śmiał? Powie, że już nigdy nie chce mnie wiedzieć? Ja tego nie przeżyję, Vic.- oj będzie ciężko,  ale przecież to mój przyjaciel i muszę mu pomóc.
- Posłuchaj mnie uważnie. Pomogę ci. Musisz mi tylko pokazać, który to Travis. Pogadam z nim. Może uda mi się czegoś dowiedzieć.- popatrzył na mnie z wdzięcznością.
- Dziękuję Vic, jesteś niesamowita. Nie sądziłem, że to zaakceptujesz, a już tym bardziej, że mi pomożesz.- uśmiechnęłam się do niego.
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi, to, że jesteś gejem niczego nie zmienia.- uśmiechnął się szeroko. Przytuliłam się do niego.
- Ale nie mów chłopakom, dobrze?
- Jasne, nie ma sprawy.- wyszliśmy razem, Slash już w dużo lepszym humorze.
        Weszliśmy do salonu, a Axl popatrzył na nas podejrzliwie.
- Stary, co robiłeś tyle czasu z moją dziewczyną?
- Axl, nie denerwuj się. Rozmawialiśmy. Zrobiłeś się strasznie zazdrosny, wiesz kochanie?
- Skoro mam taką dziewczynę jak ty, nie mam innego wyjścia. Jesteś najpiękniejsza na świecie.- uśmiechnęłam się do niego i usadowiłam na jego kolanach. Myślami dalej byłam przy tym co powiedział mi Slash. Rozmawialiśmy do późnego wieczora. Byłam szczęśliwa, że pomiędzy Gunsami wszystko jest tak jak kiedyś, albo przynajmniej prawie tak. Postanowiliśmy wrócić do domu. Na początku Axl nie chciał mnie puścić samej z Duffem, ale w końcu niechętnie się zgodził. Pocałował mnie na do widzenia, do reszty się przytuliłam i wyszliśmy. W drodze do domu, chłopak chyba ze 200 razy dziękował mi, że mu pomogłam. Kiedy zaszliśmy na miejsce byłam tak padnięta, że nie miałam nawet siły mówić. Wymamrotałam tylko dobranoc, poszłam pod prysznic, a potem podłam na łóżko i od razu zasnęłam. Rano obudziłam się wyspana i wypoczęta. Zeszłam na dół ze świeżo umytymi włosami, które mi już trochę odrosły, ubrana w luźna koszulę i przetarte spodnie. W kuchni zastałam zrobione już śniadanie i blondynka raczącego się kawą.
- Hej. A dla mnie?
- Dzień dobry.- Wziął ekspres i nalał mi jeszcze gorącej kawy. Usiadłam obok chłopaka z szerokim uśmiechem.
- Co?
- Nic. Do tej pory zawsze ja robiłam wszystkim śniadanie. To miła odmiana, że raz nie muszę tego robić.- Duff się wyszczerzył.
- Przyzwyczaj się lepiej. Jak wstanę wcześniej od ciebie możesz być pewna, że zrobię śniadanie.
- Wiesz co? Zaczynam się cieszyć, że pozwoliłam ci u mnie mieszkać.- uśmiechnęliśmy się do siebie. Po śniadaniu postanowiliśmy iść do chłopaków, ale tym razem wzięłam kasę i poszliśmy na przystanek. Gdy do nich dotarliśmy jeszcze spali. Weszliśmy więc do kuchni i zajęliśmy się robieniem śniadania dla nich. Około 12 w kuchni pojawił się Izzy.
- Cześć słoneczko ty moje. Wyspałeś się?
- Vic, aniele oczywiście, że tak. Jak dobrze, że zrobiliście śniadanie.- uśmiechnęliśmy się do siebie, a ja przytuliłam chłopaka. Duff dziwnie się na nas patrzył.
- Co?
- Ominęło mnie coś? Myślałem, że jesteś z Axlem.- popatrzyliśmy na niego zdziwieni i po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
- On myśli, że my...?- wydusił brunet.
- Chyba tak.- odpowiedziałam mu starając się opanować śmiech. Duff patrzył na nas zdziwiony i chyba nic z tego nie rozumiał. Hałas obudził resztę i po chwili wszyscy zjawili się w kuchni. Popatrzyli na nas jakbyśmy byli nienormalni.
- Z czego się śmiejecie i czemu Duff ma taką minę?
- On myśli, że ja i Vic mamy romans.- Izzy'emu ledwo udało się to wydusić. Popatrzyli na nas zdziwieni i po chwili też zaczęli się śmiać. Kiedy już się opanowaliśmy chłopcy zjedli śniadanko i przenieśliśmy się do salonu. Nikt nie chciał wyjaśnić Duffowi dlaczego tak się śmialiśmy.
            Po południu zgarnęłam Slasha i poszliśmy do baru, w którym zwykle widuje Travisa. Weszliśmy do środka, podeszliśmy do barmana i zamówiliśmy po szklaneczce Danielsa. Kudłacz sie rozejrzał, ale gdy zapytałam go czy widzi gdzieś tego chłopaka, powiedział, że nie.
- I co teraz zrobimy?
- Zaczekamy aż przyjdzie. Nie martw się, czasu mamy dużo.- usiadłam wygodnie i zajęłam się moim napojem oraz rozmową z chłopakiem.




(W tym samym czasie. Dom Gunsów)

           AXL


      Moja ukochana wyszła ze Slashem ze 2 godziny temu i jeszcze nie wróciła. Już wczoraj zamknęli się w kuchni, a potem wrócili oboje tacy uśmiechnięci. A co jeśli.... Jeśli ona już mnie nie kocha, jaśli zakochała się w Slashu i boi się i o tym powiedzieć? Nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć. Siedziałem z Izzym u mnie w pokoju i mówiłem mu to wszystko. W końcu nie wytrzymałem i po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Axl, no co ty. Nie płacz.- powiedział Izzy miękko.- Cholera, naprawdę ci na niej zależy.- nie byłam w stanie nic powiedzieć, więc tylko pokiwałem głową. Przyjaciel objął mnie ramieniem i zaczął uspokajać.
- Przecież wiesz, że Vic cię kocha. Ona świata poza tobą nie widzi.- oparłem głowę na jego ramieniu, a on zaczął mnie głaskać po plecach.
- Ale przecież wyszła z Slashem, nie chciała powiedzieć gdzie idą, a wczoraj zamknęli się w kuchni. Co oni tam robili? A co jeśli ona mnie już nie kocha?- załkałem jeszcze głośniej.- Nie zniósłbym tego. Ona jest dla mnie wszystkim.
- Wiem. Uwierz mi ty dla niej też.- jakoś nie potrafiłem w to uwierzyć. To bolało. Nie chciałem jej stracić. Victoria jest dla mnie wszystkim. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Jeśli ona mnie zostawi to się zabiję.- Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo ją kocham. Moje łzy wsiąkały w koszulkę Izzyego.
- Błagam cię, Axl, nie mów tak. Zobaczysz, Vic cię kocha. Nigdy by cię nie zdradziła, ani tym bardziej nie zrobiła czegoś takiego. Nie martw się, jak wróci to z nią porozmawiasz.- byłem mu cholernie wdzięczny, że stara się mnie pocieszyć. Izzy jest najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałem. Łzy nadal skapywały z moich policzków na koszulkę bruneta, on dalej obejmował mnie i głaskał po plecach. Miłość jest trudna i bolesna.




           VICTORIA


        Kilka godzin później nadal siedzieliśmy w barze. Już zaczynałam tracić nadzieję, że Travis się tu dzisiaj pojawi, gdy nagle drzwi się otworzyły, a do środka wszedł chłopak. Musze przyznać, że całkiem przystojny. Miał długie, proste blond włosy, był wysoki i nawet z tej odległości widziałam jego niesamowicie zielone oczy. Kidy Slash go zobaczył, uśmiechnął się w taki sposób, że wiedziałam, że chłopak, który przed chwilą tu wszedł to Travis. Zapytałam jeszcze o to Slasha, żeby mieć pewność i ruszyłam w kierunku chłopaka.
- Cześć, jestem Victoria, ale mów mi Vic.
- Cześć Vic, jestem Travis.- miał całkiem przyjemny głos i wydawał się naprawdę miły. Podaliśmy sobie ręce i ruszyliśmy do baru. Slash gdzieś zniknął. Zamówiliśmy po drinku. Nie miałam zamiaru owijać w bawełnę i od razu przeszłam do sedna.
- Słuchaj, może wyda ci się to dziwne, ale podobasz się pewnej osobie, którą znam. Ta osoba się wstydzi i boi, że będziesz się z niej śmiać.- popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Hmm. To ciekawe. Pewnie nie powiesz mi kto to?- pokręciłam głową.
- Jeszcze nie.
- Ok. Pewnie chcesz wiedzieć, czy mam kogoś?- skinęłam głową. Nie sadziłam, że tak łatwo mi pójdzie.
- Tak, między innymi.
- Otóż nie, jestem sam.- chociaż tyle. Teraz trochę trudniejsza część. Wzięłam głęboki oddech.
- Tylko proszę cię nie śmiej się. Ta osoba to chłopak.- uważnie obserwowałam jego reakcję, ale nie śmiał się, był raczej zdziwiony i jakby... sama nie wiem.
- Ok, zaskoczyłaś mnie. Wyprzedzając twoje następne pytanie- tak, jestem gejem. Zazwyczaj nie chwale się tym nowo poznanej osobie, ale skoro twój przyjaciel to gej i ty mu pomagasz myślę, że ci to nie przeszkadza.
- Zgadłeś. Ani trochę.- uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie.- Zdajesz sobie sprawę, że wolałabym nie zdradzać tożsamości tego chłopaka.- pokiwał głową.- Wiec może powiedz mi cz masz kogoś na oku?
- Wiesz, widzę cie pierwszy raz w życiu. Znamy się od kilku minut, więc chyba rozumiesz, że trochę mi niezręcznie o tym mówić.
- Rozumiem, ale co ja mam powiedzieć? To w końcu ja rozmawiam z wielka miłością mojego przyjaciela.- pokiwał głową. Rozumieliśmy się. Widziałam, że wolałby mi tego nie mówić.
- No dobra. Zróbmy tak. Powiem ci kto to jest, ale jeśli wcale ci się nie podoba i wolałbyś, że by była twoim przyjacielem, nigdy, ale to nigdy nie powiesz mu, że ci o tym powiedziałam. Przysięgasz?
- Przysięgam.- odetchnęłam głęboko. Zaraz się okaże, czy będę dzisiaj pocieszać Slasha, czy cieszyć się razem z nim.
- Ok. Chodzi o Slasha.- popatrzył na mnie zdziwiony, a w jego oczach zobaczyłam radość.
- Żartujesz? Nie wiedziałem, że on jest gejem, a już tym bardziej nie zauważyłem, żebym mu się podobał.
- Taa, też trochę czasu zajęło mi odkrycie jago uczuć. On się bardzo dobrze maskuje.
- On jest niesamowity. Zakochałem się w nim kiedy pierwszy raz go zobaczyłem. To było w tym barze, wiesz? On tu teraz jest?- zapytał szczęśliwy i rozmarzony. Byłam niezmiernie szczęśliwa. Udało mi się. Już chciałam pójść szukać przyjaciela, kiedy Travis dostrzegł go na drugim końcu baru. Stał i patrzył na nas. Pomachałam do niego żeby podszedł. Popatrzył na mnie niepewnie i ruszył w naszą stronę.
          Kidy do nas dotarł popatrzył nieśmiało na Travisa i cicho, ze spuszczoną głową się z nim przywitał. Blondyn sięgnął po jego rękę i delikatnie ją ścisnął. Slash popatrzył na niego zdziwiony, a potem szeroko się uśmiechnął. Przez parę chwil patrzyli sobie w oczy nic nie mówiąc. Taka miłość nie potrzebuje słów. Po chwili oboje na mnie spojrzeli i jeden przez drugiego zaczęli mi dziękować. Byłam zadowolona, że udało mi się ich ze sobą połączyć. Gdyby nie to pewnie nigdy nie powiedzieli by sobie co czują. Zaproponowałam, żebyśmy poszli do parku. Chętnie się zgodzili, bo rozumieli, że nie wszyscy mają do nich takie podejście jak ja. To smutne, że na świecie panuje taki brak tolerancji i akceptacji. Przecież geje to tacy sami ludzie jak wszyscy inni, taż mają prawo do miłości i szczęścia. Usiedliśmy pod wierzbą w opuszczonej części parku, do której nikt się nie zapuszcza. Slash posadził sobie Travisa na kolanach i uśmiechał się do niego z bezgraniczna miłością. Mina tego drugiego była identyczna. Nie chciałam im przeszkadzać, więc zostawiłam ich samych i poszłam do domu Gunsów. Od progu powitał mnie zdenerwowany Izzy.
- Vic! Nareszcie jesteś. Ratuj, Axl wariuje, stwierdził, że już go nie kochasz, że masz romans ze Slashem, on mi płakał na ramieniu przez dobrą godzinę.- Boże, co mu przyszło do głowy. Zbladłam, strasznie się martwiłam o mojego ukochanego.
- Gdzie on jest?
- U siebie.- kiwnęłam głową i poszłam.
        Nie miałam najmniejszego zamiaru pozwolić Axlowi płakać przeze mnie. Czułam się winna. Otworzyłam drzwi i zastałam go leżącego na łóżku z załzawionymi oczami. Kidy mnie zobaczył natychmiast się poderwał. Zamknęłam drzwi na klucz i podeszłam do niego.
- Rudy coś ty znowu wymyślił. Dlaczego w ogóle pomyślałeś, że mogłabym cię zdradzić, albo przestać kochać. Przecież jesteś całym moim życiem. Nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobiła.- jego łzy rozdzierały mi serce na kawałki.
- Przepraszam. Ale wczoraj, ty i Slash.... Ja... po prostu tak bardzo cie kocham i boję się ciebie stracić.- podeszłam do niego i mocno go przytuliłam.
- Nigdy mnie nie stracisz. Zawsze będę twoja, a ty mój.- popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy i chłopak mnie pocałował. To był najbardziej niesamowity pocałunek. Zawarliśmy w nim całą miłość do siebie, strach przed stratą i pożądanie. Kidy oderwaliśmy się od siebie, ledwo łapałam oddech, chłopak też. Usiedliśmy na łóżku.
- Ale powiedz mi kochanie, co robiłaś wczoraj i dzisiaj z Kudłaczem?- wyszeptał mi do uch sadzając na swoich kolanach.
- Wczoraj rozmawialiśmy, a dzisiaj pomagałam mu załatwić pewną sprawę. Nie pytaj mnie jaką, obiecałam, że nie powiem. Jak będzie chciał, to sam wam powie.- kiwnął głową i wrócił do całowania mnie. Wieczór i noc spędziliśmy bardzo przyjemnie.





Ok. Nie jestem zadowolona z fragmentu kiedy Vic rozmawia z Travisem. Wyszedł beznadziejnie. Kiczowato, sztucznie, nierealnie. Nie umiem pisać takich scenek.
Poza tym chcę was prosić o pomoc dziewczyny (jeśli czytają to jacyś chłopacy też mogą pomóc). Otóż zakochałam się i to naprawdę bardzo, tak jak jeszcze nigdy w pewnym facecie. Problem polega na tym, że jest ze dwa razy (albo więcej) ode mnie starszy. Nie wiem co mam robić. Koleżanki powtarzają mi, że jest dla mnie za stary, ale... Nie mogę spać po nocach, ciągle o nim myślę, nie umiem się skupić. Kidy go widzę uśmiechem się szeroko, serce mi wali jak opętane, a potem kiedy zdaje sobie sprawę, że pewnie ma kogoś, że dla niego jestem dzieckiem i w ogóle chce mi się ryczeć. Poradźcie mi, co mam zrobić? Ja już nie wyrabiam...