poniedziałek, 28 października 2013

Uwaga, uwaga!

Z racji tego, że coś mi się pojebało w notatkach proszę, żebyście pod tym postem napisali mi:
- kto kiedy ma urodziny i chce specjalny rozdział :)
- kogo gdzie mam informować o nowych

Ewentualne uwagi co do fabuły, bohaterów i czego tam jeszcze chcecie będą bardzo mile widziane :D

sobota, 26 października 2013

Rozdział 20

WRÓCIŁAM!!!! Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale ostatnia klasa gimnazjum, nauki od cholery i jeszcze próbne egzaminy w soboty... -.- Postaram się pisać w miarę regularnie, ale nie wiem co z tego wyjdzie. Nie zabijajcie? ;)

UWAGA, UWAGA!!! 29.10. nasza kochana Kamz obchodzi urodziny, więc wszyscy razem pięknie śpiewamy: STOOO LAAAT, STOOOO LAAAAT!!! Życzę Ci wszystkiego najlepszego, duuużo weny, szczęścia i wszystkiego co tylko zapragniesz.

Specjalna, urodzinowa dedykacja dla naszej Kamz.
I ukryta dedykacja, dla pewnej osoby, z którą ostatnio pisałam dość długo. Myślę, że będziesz wiedzieć, że to o Ciebie chodzi :D


                 VICTORIA
     


        Chłopcy traktowali mnie jak obłożnie chorą. Do zdjęcia szwów nie pozwalali mi wychodzić z łózka. Axl cały czas przy mnie siedział, dużo rozmawialiśmy i przez ten tydzień bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Po powrocie ze szpitala, kiedy zdjęli mi szwy wywaliłam chłopaków do siebie. Zajęło mi to trochę czasu, ale ile można? Muszę przecież trochę odpocząć od ich ,,opieki''. Poza tym po tych kilku dniach mój dom wyglądał gorzej niż po wybuchu bomby. Rozkoszując się ciszą zrobiłam sobie zieloną herbatkę z żurawiną* i usiadłam na kanapie, z której wcześniej zrzuciłam puszki po piwie i kilka niedopałków. Swoją drogą zastanawiam się skąd się tu wzięły... Axl pod groźbą ciężkiego pobicia i wykopania z domu zabronił chłopakom u mnie palić. Nie chciało mi się sprzątać tego wszystkiego. Przynajmniej na razie. Jutro pójdę do szkoły, chyba... Mam dość siedzenia w domu, a to, że jestem w ciąży nie znaczy, że muszę w nim gnić. Układanie dalszych planów przerwał mi dzwonek telefonu. Westchnęłam... To pewnie Axl, dzwoni dowiedzieć się, czy wszystko dobrze. Podniosłam słuchawkę, ale zamiast głosu mojego Rudzielca usłyszałam Travisa.
- Cześć, Vic. Jak się czujesz?
- Hej. Całkiem dobrze. Ci narwańcy sobie poszli, więc mam chwilę spokoju.- zaśmiał się.
- Wiesz, dzwonię, bo wtedy jak szłaś do klubu chcieliśmy ci coś dać. W ramach podziękowania. Moglibyśmy z Saulem wpaść na chwilę?
- Jasne, zapraszam. Ostrzegam tylko, że mam straszny bałagan.
- Nie szkodzi. Na pewno nie jest gorzej niż u mnie.- zaśmiałam się.
- No nie wiem.
- Zobaczymy. Będziemy za jakieś pół godziny.
- Ok. Do zobaczenia.- pożegnaliśmy się, a ja zaczęłam przeszukiwać szafki w kuchni. Okazało się, że nie ma już kawy, ani herbaty, nie mówiąc o czymś do jedzenia. Zrezygnowana chwyciłam portfel, klucze i wyszłam do sklepu. Kupiłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, potem wezmę Izzyego i zrobimy większe zakupy. Ledwo weszłam do domu i położyłam reklamówki na blacie, rozległo się pukanie do drzwi.
- WEJDŹCIE!!!- wydarłam się, tak, żeby mnie usłyszeli. Po chwili chłopcy pojawili się obok mnie. Przywitaliśmy się i poszliśmy usiąść na kanapę. Slash został, żeby wstawić wodę na herbatę. Travis poczekał aż jego ukochany wróci i wyjął z torby, którą przyniósł średniej wielkości pudełko.
- Chcieliśmy dać ci to wcześniej, no ale sama wiesz jak wyszło.- to mówiąc wręczył mi pakunek. Ostrożnie otworzyłam prezent i aż mnie zamurowało.
       W środku była podpisana płyta zespołu mojego taty. Oczy zaszły mi łzami. Popatrzyłam na chłopaków.
- Jak udało wam się ją zdobyć? Tyle razy próbowałam, ale przecież ona wyszła tylko w Europie i nakład już dawno się wyczerpał.- wyszeptałam tuląc bezcenną rzecz do siebie.- I jeszcze z podpisami.
- Travis mieszkał kiedyś w Europie. Skojarzył twoje nazwisko z zespołem, jego dawny przyjaciel miał płytę, ale chciał ją sprzedać, więc ją kupiliśmy dla ciebie.- rzuciłam się i na szyje. Nawet nie zdają sobie sprawy ile to dla mnie znaczy. Po rodzicach zostały i tylko dwie rzeczy- gitara taty i naszyjnik may, który trzymam w szkatułce. Ta płyta...
- Hej, mała, nie płacz.- wyszeptał mi Travis do ucha.
- Przepraszam.- powiedziałam odsuwając się od  nich.- Po prostu się wzruszyłam.- zamrugałam, żeby pozbyć się łzawej mgły. Byłam im tak cholernie wdzięczna... Posiedzieliśmy tak do wieczora. Zmusiłam Travisa, żeby opowiedział mi o Europie. Okazało się, że chłopak mieszkał w Anglii, ale dużo podróżował. Potem pożegnaliśmy się i zostałam sama. Wzięłam długi, gorący prysznic i poszłam do sypialni. Na łóżku leżała płyta. Nie zastanawiając się długo wzięłam ją i podeszłam do szafki, na której stał gramofon. Potem usadowiłam się na parapecie i zaczęłam wsłuchiwać w dźwięki muzyki. Po chwili zdałam sobie sprawę, że po moich policzkach spływają łzy. Słuchając śpiewu mojego taty jeszcze bardziej za nim zatęskniłam. Dotkliwie poczułam jak bardzo brakuje mi rodziców.
- Tato, mamo...- wyszeptałam do gwiazd łamiącym się głosem. Zaniosłam się szlochem. Uspokoiłam się dużo później. Nie wiem dokładnie ile to trwało, ale bolało mnie gardło, a muzyka już od pewnego czasu nie leciała. Schowałam płytę do opakowania i delikatnie przejechałam palcem po podpisach dłużej zatrzymując się na imieniu i nazwisku taty. Odłożyłam winyl na półkę i zmęczona położyłam się spać.
         Obudził mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek. No tak, 12:00. Zeszłam na dół jeszcze nie całkiem przytomna i otworzyłam drzwi. W progu stała nieco starsza wersja mojego chłopaka z niewysoką brunetką u boku.
- Cześć, ty pewnie jesteś Victoria?
- Taak, a ty to pewnie... Michael?- zapytałam wygrzebując z pamięci imię brata Axla.
- Tak, to jest moja narzeczona, Kamila.- dziewczyna uśmiechnęła się do mnie ciepło. Miała na sobie koszulkę Aerosmith i z miejsca ją polubiłam.
- Z twojej miny wnioskuję, że mój braciszek nie powiedział ci, że przyjeżdżamy?
- Nie, tylko dziwi mnie to, że przyjechaliście do mnie, a nie do niego.
- No, Axl mówił, że tu go znajdziemy...- spojrzał na mnie trochę zmieszany.
- Dobra, nic się nie stało. Wejdźcie.- powiedziałam otwierając szerzej drzwi.- Zjecie coś?- zapytałam prowadząc niespodziewanych gości do kuchni.
- Chętnie.- wstawiłam wodę na kawę i zaczęłam wyciągać z lodówki dżem, ser i kilka innych rzeczy.
- Nie kłopocz się, poradzimy sobie. Poza tym, Axl by mnie zabił gdybym pozwolił ci na obsługiwanie nas. Usiądź sobie.- no tak, Rudy mu powiedział, że jestem w ciąży. Westchnęłam.
- To może wy zróbcie te kanapki, a ja pójdę się przebrać?- Kamila pokiwała głową, a ja popędziłam na górę. Wygrzebałam z szafy byle jakie ubranie i z myślą, że moje plany zawitania w szkole właśnie wzięły w łeb. Nie żebym się tym przejęła. Nie zawracając sobie głowy makijażem wróciłam na dół. Jedząc szybkie śniadanie, oznajmiłam Michaelowi, że potem pojedziemy do jego brata. Kiedy skończyliśmy, ogarnęłam kuchnię i wyszłam z domu. Po kilkunastu minutach jazdy zaparkowaliśmy przed domem chłopaków. Podeszłam do drzwi i kazałam Michaelowi i Kamili stanąć tak, żeby ktoś, kto otworzy drzwi ich ni widział, a potem zadzwoniłam. Otworzył mi Axl.
- Cześć kochanie, już się stęskniłaś?
- Tak, ale nie tylko ja.- to powiedziawszy pokazałam gestem Michaelowi i jego narzeczonej, że mogą się już pokazać.
- MICHAEL, KAMILA!! Co wy tu robicie?- wydarł się mój kochany i zaczął witać z bratem. Potem wpuścił nas do środka.



-------
* Szymon, już wiesz gdzie się twoja herbata podziała ;)

Wiem, że krótki i trochę chaotyczny, ale dawno już nie pisałam. Mam nadzieje, że mi wybaczycie. :D

sobota, 7 września 2013

Rozdział 19

                VICTORIA



         Rano obudził mnie ożywczy zapach kawy i kroki w kuchni, ale ze zdziwieniem stwierdziłam, że Kurt nadal śpi obok mnie. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju. Przez drzwi do kuchni wszedł Izzy. Wyplątałam się z ramion Blondyna i popatrzyłam na Bruneta ze zdziwieniem.
- Co ty tu robisz, braciszku?
- Kawę i śniadanie, siostrzyczko. Nie widzisz?- uśmiechnął się ironicznie.
- Eh... To widzę, ale pytam co ty robisz w moim domu. Nie przypominam sobie, żebyś tu nocował.
- Bo nie nocowałem. Przyszedłem do ciebie rano, ale spałaś i nie chciałem cię budzić.
- A która jest godzina?
- Koło jedenastej.- postawił na stoliku obok kanapki i trzy kubki z kawą. Chciałam obudzić Kurta, ale wyglądał słodko jak aniołek i nie miałam serca przerywać mu snu. Przesiadłam się na drugą kanapę obok Izzyego. Spojrzałam nieufnie na kubek.
- Bezkofeinowa?
- Uśmiechnęłam się do niego i upiłam mały łyk. Nie minęła chwila jak musiałam pędzić do łazienki. Brunet poszedł za mną. Kiedy blada i bez chęci do życia wróciłam do salonu wsparta na ramieniu chłopaka, blondynek już nie spał. Popatrzył na mnie zatroskany.
- Mdłości?- pokiwałam głową. Izzy spojrzał na mnie zdumiony.
- Nie patrz tak. To też mój brat, ufam mu tak jak tobie. Wie o mnie wszystko.
- No przecież nic nie mówię. Jestem tylko zdziwiony, że Kurtowi powiedziałaś, a Axlowi nie.
- Wiesz, że boję się tego jak zareaguje, ale nie martw się, powiem mu.- przytulił mnie i pocałował w czoło.
- Wiem Vic.- usiedliśmy i razem zjedliśmy śniadanie. Źle się czułam i nie miałam ochoty nigdzie iść. Chłopcy to rozumieli i zostali w domu ze mną. Wzięliśmy sobie koc i poszliśmy na ogródek. Rozłożyliśmy się pod drzewem w cieniu i zaczęliśmy rozmawiać. Ja z Kurtem nadrabialiśmy zaległości, a Izzy poznawał blondyna i dowiadywał się o mnie różnych rzeczy. Po pewnym czasie on również zaczął się udzielać w rozmowie.Po południu zamówiliśmy pizzę na obiad i dalej rozmawialiśmy. To była jedna z cech naszych rozmów, czy to moich i Kurta, czy moich i Izzyego- nigdy nie miały końca. Potrafiliśmy rozmawiać godzinami i tematy nam się nie kończyły. Zawsze znajdowało się coś nowego. Wieczorem było bardzo gorąco, więc postanowiliśmy spać na dworze. Oczywiście opiekuńczy bracia przynieśli mi koc, bo ,, jesteś w ciąży, i nie możesz się przeziębić, bo to może zagrozić dziecku''. Lekarze się znaleźli. Kurt wiedział, że uwielbiam wpatrywać się w niebo i wiedziałam, że on też to kocha. Kiedy Brunet już zasnął my nadal leżeliśmy przytuleni wpatrując się w gwiazdy. Po paru godzinach, szczęśliwa, zasnęłam.
          Następnego popołudnia, gdy siedzieliśmy u Gunsów, a Kurt, Dave i Krist mieli próbę, mój Ruuudzielec oznajmił, że ma dla mnie niespodziankę i porywa mnie na resztę dnia. Byłam zdziwiona i zaciekawiona, ale już dawno nie spędzaliśmy czasu tylko we dwójkę. Brakowało mi tego. Przypomniał mi się nasz pierwszy pocałunek, wtedy, gdy jeszcze byłam z Duffem. Wspominałam chwile spędzone na wycieczce, kiedy samochód się zatrzymał. Byliśmy w.... parku, którym pierwszy raz się pocałowaliśmy. Uśmiechnęłam się po raz kolejny odtwarzając tamtą scenę w głowie. Popatrzyłam na mojego chłopaka.
- Pamiętasz?- powiedział podchodząc do mnie.
- Oczywiście, jak mogła bym zapomnieć?- spojrzałam w te jego niesamowite oczy, które tak kochałam, po chwili mój wzrok powędrował na jego miękkie, słodkie wargi. Uśmiechnęłam się do niego, a chłopak mnie pocałował. Delikatnie i namiętnie, tak jak wtedy. Mocno wtuliłam się w jego ramiona i bez reszty oddałam jego pocałunkom. Kidy już się od siebie oderwaliśmy, bolały mnie usta. Axl wziął mnie za rękę i poprowadził do ławki pod drzewem, na której leżała piękna czarna róża. Podał mi ją trochę nieśmiały i przez to jeszcze bardziej słodki i kochany. Z uśmiechem przyjęłam kwiat i pocałowałam go w policzek. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Ja z moim ukochanym siedzący razem w parku, trzymamy się z ręce i po prostu cieszymy się swoją obecnością. Nie potrzebowaliśmy słów, doskonale rozumieliśmy się bez nich. Niestety, wiedziałam, że tym co zaraz powiem zrujnuję ten romantyczny nastrój, ale nie byłam w stanie dłużej tego ukrywać.
- Axl?- chłopak spojrzał na mnie zaniepokojony tonem mojego głosu. Podniósł moja rękę do ust i delikatnie pocałował grzbiet dłoni.
- Co się stało, kochanie?
- Wiesz, powinnam była ci to powiedzieć od razu jak się dowiedziałam, ale bałam się twojej reakcji. Nadal się boję, ale nie jestem w stanie dłużej tego ukrywać.- wzięłam głęboki oddech- Axl, jestem w ciąży.- uważnie obserwowałam jego reakcję. Na początku był bardzo zdziwiony, potem przez jego twarz przemknął cień strachu, ale po chwili pojaśniała z radości. odetchnęłam z ulgą, ale trudniejsza część dopiero przede mną.
- To cudownie!- uśmiechnęłam się lekko.
- Ale musisz o czymś wiedzieć.- popatrzył na mnie zaniepokojony.
- Tak?
- To dziecko może być Duffa.- tym razem zobaczyłam na jego twarzy szok i złość. Ścisnęłam jego rękę.
- Zaszłam w ciążę wtedy, gdy rozstałam się z Duffem i zaczęłam być z tobą. Nie jestem pewna, którego z was to może być dziecko, ale błagam cię, kochanie, nie mów Blondynowi. Nie chcę żeby wiedział.
- No dobrze. Nawet nie wiesz jak się cieszę. Może i jestem trochę za młody na bycie ojcem, ale nie szkodzi. Wiesz już czy to synek czy córeczka?- byłam zdziwiona tym jak to przyjął.
- Kocham cię, wiesz? Jesteś niesamowity, a ja jestem cholernie szczęśliwa.- pocałowałam go.- Nie, jeszcze nie wiem.
- Ja też cię kocham. Moja piękna mamusiu.- wyszczerzył się do mnie. Następne parę godzin spędziliśmy na przekomarzaniu się nad imieniem dla dziecka, ale w końcu i tak żadnego nie wybraliśmy. Postanowiliśmy jeszcze przejść się po parku i wrócić do domu. Powiedziałam Axlowi, że Kurt i Izzy wiedzą, ale nie wydał się tym faktem jakoś specjalnie zmartwiony. Rozumiał dlaczego bałam się mu powiedzieć.
             Po powrocie do domu, Axl od razu postanowił podzielić się radosną nowiną z chłopakami. Nie miałam nic przeciwko temu. Zebrał wszystkich w salonie, złapał mnie za rękę i stanął przed naszą kochana bandą.
- Chłopaki, Axl i ja chcielibyśmy wam coś powiedzieć.- spojrzeli na nas zdziwieni. Tylko Izzy wiedział o co chodzi i uśmiechał się do mnie.
- Victoria jest w ciąży. Będziemy mieli dziecko.- radosny skrzek Rudzielca przerwał ich rozmowę i po tych słowach zapanowała pełna zdziwienia cisza. Po kilku chwilach kiedy się opanowali, zaczęli nam gratulować.Oczywiście chłopcy postanowili to opić i ja jedyna musiałam się zadowolić sokiem pomarańczowym. Mój kochany chłopak był bardzo delikatnie mówiąc zalany w trzy dupy, reszta podobnie i tylko Slash(!) postanowił dotrzymać mi towarzystwa (i trzeźwości) i nie wypił dużo. Nawet się z tego ucieszyłam, bo chciałam z nim pogadać. Zostawiliśmy prawie nieprzytomnych chłopców w salonie, a sami poszliśmy do sypialni Saula. Spodziewałam się ogromnego syfu, ale nie był tak źle. Oczywiście pod oknem stało kilka gitar. Usiadłam na łóżku, a chłopak obok mnie.
- Wiesz, Kudłaczu, chciałam z tobą pogadać.
- Chyba domyślam się o czym.- uśmiechnął się.
- Tak dokładnie. O tobie i Travisie. Wiesz jeśli nie chcesz, to nie mów, ale wbrew pozorom lubię romantyczne historie.- teraz oboje szczerzyliśmy się jak Adlerek na prochach.
- Eh... Niby czemu miałbym ci nie mówić? Przecież dzięki tobie jesteśmy razem.- oparłam się plecami o poduszki, a chłopak po chwili zrobił to samo.
- No to opowiadaj, co tam u was?
- Wiesz, jest świetnie. Nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Travis jest cudowny. Bardzo go kocham, wiesz.
- Wiem, rozumiem.
- Ostatnio poszliśmy sobie na spacer wieczorem. Po opuszczonej części parku, nie muszę mówić dlaczego. Nawet nie wiem jak ci to opisać, ale myślę, że wiesz o co mi chodzi. Tak samo jest z tobą i Axlem. Jak się dłużej nie widzimy....
- To aż boli.- dokończyłam za niego.- Wiem. Cieszę się, że masz kogoś takiego.
- Ja też się cieszę. Aha, jutro po południu się spotykamy i Travis chce żebyś też przyszła.
- Ja? A po co?
- Nie powiem, niespodzianka.- wytknął język i jak małe dziecko nie chciał mi powiedzieć o co chodzi. Podał mi tylko adres klubu, z tego co kojarzyłam w dosyć obskurnej dzielnicy i kazał być przed wejściem o 16. Chcąc, nie chcąc się zgodziłam. Jeszcze chwilę rozmawialiśmy, a potem poszłam do pokoju mojego chłopaka i zasnęłam.
             Po południu, tak jak umówiłam się ze Slashem, poszłam pod klub. Kidy byłam kilka ulic od niego, zaczepił mnie jakiś facet. Wyciągnął nóż.
- Dawaj kasę, dziwko, bo ci tą śliczną buźkę poharatam.
- Odpierdol się idioto, nie mam kasy.
- Nie żartuję daj kasę, bo pożałujesz.
- Kurwa, drukowanymi literami mam ci to powiedzieć? NIE MAM KASY. - ominęłam go i zaczęłam iść dalej.
- Sama tego chciałaś.- usłyszałam za plecami i po chwili ten dupek przytrzymywał mnie za ramiona i wbił nóż głęboko w mój brzuch, a potem przesunął nim w bok. Poczułam okropny ból, ale nie byłam w stanie myśleć o niczym innym, jak tylko o dziecku. Facet rzucił mnie na ziemie i zaczął przeszukiwać. Oprócz strachu zdążyłam jeszcze poczuć złośliwą satysfakcję. Naprawdę nie miałam przy sobie pieniędzy. Potem straciłam przytomność.
            Nie wiem ile to trwało, ale po jakimś czasie zaczęłam wyłaniać się z ciemności. Pierwszą rzeczą jaka do mnie dotarła był cholerny ból brzucha. Potem usłyszałam głosy rozmawiających osób i czyjąś dłoń gładzącą moją. Po chwili przypomniałam sobie co się stało i ogarnął mnie strach. Odpędziłam od siebie resztki ciemności i z wysiłkiem uniosłam powieki. Okazało się, że osobą, która gładzi moją rękę jest Axl. wyglądał okropnie. Podkrążone, przekrwione oczy, ślady łez na policzkach, rozczochrane włosy. Kiedy delikatn9ie ścisnęłam jego palce, spojrzał na mnie z nadzieją, a po chwili na jego twarzy odmalowała się ulga i ogromna radość. Rozejrzałam się po pokoju. Siedzieli tu wszyscy Gunsi, Slash przytulony do Travisa, a na dodatek Kurt ze swoja ekipą. Nie mam pojęcia jakim cudem oni wszyscy się tu zmieścili i żadna pielęgniarka ich jeszcze ie wyrzuciła.
- Ej, idioci, zamknijcie się.- powiedziałam trochę zachrypniętym i słabym głosem, a oni wszyscy odwrócili się i popatrzyli na mnie. Rzucili się w stronę łózka i po chwili ściskali mnie ze wszystkich stron. I pomimo tego, że brzuch mnie jeszcze bardziej bolał, byłam szczęśliwa, że tu ze mną są.
- Dobra, odsuńcie się, bo ją zgnieciecie.- Axl, jak zawsze opiekuńczy. Wszyscy przysunęli sobie krzesła do łóżka, a ci którym krzesał zabrakło usiedli obok mnie na łóżku. Musiałam zadać im jedno pytanie, ale bałam się odpowiedzi.
- Axl, a co z dzieckiem?- popatrzył na mnie smutnym, przepełnionym bólem wzrokiem. Nie, to niemożliwe! Błagam, tylko nie to! Popatrzyłam na twarze chłopaków. Wszyscy mieli spuszczone głowy, żaden nie mógł mi spojrzeć w oczy. W końcu Izzy zebrał się na odwagę.
- Vic, tak mi przykro.- popatrzył na mnie z bólem- Straciłaś dziecko.- bólu jaki poczułam gdy to powiedział nie da się opisać słowami. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Axl natychmiast przysunął się bliżej mnie i mocno objął ramionami moje trzęsące się od szlochu ciało. Widziałam, że chłopak czuje to samo, że jemu też jest ciężko, ale mimo wszystko stara się mnie wesprzeć.
          Obudziłam się z ogromnym strachem. Nie byłam pewna co jest snem, a co prawdą. Zaczynało świtać i dzięki temu mogłam rozejrzeć się po pokoju, w którym spałam. Ze zdziwieniem i przerażeniem stwierdziłam, że to sala szpitalna. Chłopcy spali na krzesłach, niemal tak jak w moim śnie. Axl leżał z głową gdzieś w okolicy moich ud. Popatrzyłam na siebie. Miałam podpięte kilka kroplówek i byłam ubrana w szpitalną koszulę. Przejechałam ręka po brzuchu. Cholera jasna! Szwy. Coraz bardziej się bałam, nie czułam bólu, więc musiałam dostawać morfinę. Ja pierdole! Boże, błagam, nie bądź tak okrutny. Ja nie mogę stracić tego dziecka! Po mojej twarzy spłynęło kilka łez. Sama nie wiem czy to z rozpaczy, smutku, a może jeszcze z innego powodu. Opanowałam się jednak i z ogromnym wysiłkiem podciągnęłam się wyżej na poduszki. Na szczęście Izzy spał po drugiej stronie mojego łóżka, na przeciwko Rudego.
- Izzy! Izzy wstawaj!- powiedziałam najgłośniej jak mogłam, ale to i tak był tylko żałosny, słaby szept. Ku mojemu zdziwieniu, chłopak uniósł lekko głowę. Kiedy zobaczył, że jestem przytomna, uśmiechnął się z ulgą.
Vic! Obudziłaś się! Boże, nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy. Axl wpadł w taką panikę jak się dowiedział, że jesteś w szpitalu... Ale nie ważne. Teraz już nic ci nie będzie.- przytulił mnie.
- Izzy, błagam powiedz mi co z dzieckiem.- wyszeptałam mu na uch łamiącym się głosem.
- Spokojnie, kochanie. Dziecku nic nie jest, a tak nawiasem mówiąc to dzieciom. Straciłaś bardzo dużo krwi i gdyby Travis cie nie znalazł, pewnie byś umarła- z trudem przyswajałam informacje. Travis mnie znalazł. Uratował mi życie.Mi i...
- Zaraz, zaraz. Dzieciom?!
- Tak, kochanie, dzieciom. Musieli ci zrobić USG, żeby sprawdzić, czy dziecku nic się nie stało. Oczywiście nas nie chcieli wpuścić, tylko Axla. Jak wyszedł był w takim szoku, a za chwilę prze szczęśliwy zaczął się wydzierać na cały szpital, że będziecie mieć bliźniaki, chłopca i dziewczynkę. Pielęgniarki ledwo go uspokoiły.- ulga jak mnie zalała i radość, że nie będę mieć jednego dziecka, a dwoje... To było niesamowite uczucie. Kiedy wyobraziłam sobie wydzierającego się na korytarzu Rudzielca nie mogłam się opanować i parsknęłam śmiechem. Gdy się opanowałam poczułam tak ogromne zmęczenie, że zaczęłam zasypiać na siedząco. Izzy to zauważył i pomógł mi się wygodnie położyć. Niemal natychmiast zasnęłam.
        Rano chłopak musiał już rozgłosić radosną nowinę, że odzyskałam przytomność w nocy, bo gdy się obudziłam powitało mnie dziewięć par wpatrzonych we mnie oczu.
- Cześć.- wyszczerzyłam się do nich, a oni odpowiedzieli mi tym samym. Zauważyłam, że Slash i Travis trzymają się za ręce i popatrzyłam na Kudłacze pytającym wzrokiem. W odpowiedzi chłopak się uśmiechnął i pocałował Travisa. Byłam w lekkim szoku, a kiedy chłopcy zaczęli wiwatować i krzyczeć ,,Gorzko, gorzko'' i z wymowną miną patrzeć na mnie i Axla, trochę się pogubiłam. Pocałunek chłopaka z pewnością nie pomógł mi ogarnąć o co chodzi, ale za to wprawił mnie w jeszcze lepszy nastrój. Kidy już się od siebie odkleiliśmy, spojrzałam na Travisa. Patrzył na Slasha maślanym wzrokiem. Od razu było widać, jak bardzo go kocha.
- Travis, dziękuję ci, że mnie uratowałeś. Nie wiem jak ci się za to odwdzięczę.- popatrzył na mnie uśmiechnięty i zdumiony.
- Ale ja tylko odwdzięczyłem ci się za to co dla mnie zrobiłaś. Nie jesteś mi nic winna.- uśmiechnęliśmy się do siebie porozumiewawczo i tym razem to reszta nie miała pojęcia o co chodzi. I dobrze. Potem przyszedł lekarz i wywalił chłopaków za drzwi.
- Ma pani ciekawych przyjaciół. I bardzo oddanych.- powiedział sięgając po kartę.
- Wiem, są niesamowici.
- Ten rudy, pani chłopak, zrobił takie zamieszanie jak się dowiedział, że będziecie mieć bliźnięta...- zachichotał.
- Nie wątpię. Axl daje się ponieść emocjom, ale jest bardzo opiekuńczy. Pewnie dał wam popalić.- lekarz popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem.
- A żeby pani wiedziała.- oboje parsknęliśmy śmiechem.- Wygląda na to, że wszystko jest w porządku i po południu dostanie pani wypis, ale proszę się nie przemęczać. Na zdjęcie szwów niech pani przyjdzie za tydzień.
- Dobrze, dziękuję.- tak jak powiedział lekarz, po południu dostałam wypis i chłopcy zawieźli mnie do domu. Oczywiście wszyscy ze mną zostali. Nie wiem co bym zrobiła bez takich przyjaciół jak oni.

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 18

Z dedykacją dla Kamz, która męczyłam mnie na gg (to bardzo motywuje) i dla Patryka, z tego co wiem jedynego chłopaka, który to czyta. Dzięki :)



                (VICTORIA)



         Chłopak zjawił się punktualnie i po kilku chwilach wyszliśmy. Po drodze rozmawialiśmy o różnych duperelach. Okropnie się denerwowałam. Kiedy weszliśmy do poczekalni ledwo mogłam ustać. Izzy złapał mnie za rękę i to mnie trochę uspokoiło. Trochę. Gdy przyszła moja kolej, stanęłam jak sparaliżowana. Nie potrafiłam wejść do gabinetu. Brunet delikatnie zaprowadził mnie do środka, ścisnął moją rękę, żeby dodać mi otuchy i wyszedł. Pani doktor była dosyć miła, lecz kiedy stwierdziła, że jestem w ciąży od około sześciu tygodni, zbladłam. Krzyknęłam z przerażenia. Szósty tydzień? O Boże, o Boże, o Boże. Boże. Do gabinetu wpadł Izzy nie zwracając uwagi na krzyki pielęgniarek. Ledwo mogłam się utrzymać na krześle. Zrobiło mi się cholernie słabo. Chłopak uklęknął obok mnie i złapał mnie za rękę.
- Victoria, co się stało?!
- Izzy... Izzy jestem w szóstym tygodniu ciąży.
- No i w czym problem?- popatrzyłam na niego.
- Nie rozumiesz? Szósty tydzień.- tym razem chyba do niego dotarło.
- Czyli, że...
- Tak, ojcem może być albo Duff, albo Axl.
- Jasna cholera.- dokładnie się z nim zgadzałam. Wypadliśmy z gabinetu jakby coś nas goniło. Potrzebowałam świeżego powietrza i długiego spaceru. Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz odetchnęłam głęboko.
- Ile ja bym dała żeby móc teraz zapalić.- westchnęłam.
- Nie wolno ci.
- Wiem przecież. - poszliśmy się przejść do parku. Musiałam pomyśleć i uspokoić się. Weszliśmy do rzadko uczęszczanej części parku nad staw, gdzie lubiłam przesiadywać. Usiedliśmy pod wierzbą i każde z nas pogrążyło się we własnych  niewesołych myślach.
         Dwie godziny później ruszyliśmy do domu. Uspokoiłam się trochę i byłam w stanie myśleć o czymś innym, niż tylko o tym, kto jest ojcem. Kidy weszliśmy do środka, okazało się, że chłopcy właśnie jedzą obiad. Z chęcią się do nich przyłączyliśmy. Nagle Duff wypalił:
- Wepfie, bo...
- Idioto, nie z pełnymi ustami.- skarcił go Slash. Blondyn przełknął makaron.
- Wiecie, bo zapomniałem wam powiedzieć. Dzisiaj jest koncert takiego jednego zespołu. Może byśmy poszli?
- Jakiego zespołu?
- Eee Nirvany.
- Hmmm.... Nie kojarzę.
- No bo zespół się dopiero rozkręca, dlatego wstęp do klubu jest darmowy. Słyszałam ich wcześniej. Powinni wam się spodobać.
- No dobra, pójdziemy.- kto wie, może nie będzie tak źle. Sprzątnęliśmy po obiedzie i poszłam do siebie się przebrać. Godzinę później chłopcy po mnie przyjechali. Kiedy weszliśmy do klubu, nikogo jeszcze nie było.  Usiedliśmy przy barze i chłopcy zamówili Danielsa, a ja z wielkim żalem musiałam zadowolić się wodą. Godzinę później klub trochę się zapełnił. Slash zgubił się gdzieś w sali, ale wcześniej widziałam jak Travis wchodzi do środka, więc nie przejmowałam się. Izzy cały czas siedział koło mnie i pilnował, żebym nie piłam niczego zawierającego procenty, co powoli zaczynało mnie denerwować. No przecież wiem, że jestem w ciąży i nie mogę pić! Nie jestem dzieckiem. Spojrzałam na scenę. Zespół zaczął się rozkładać. Zachłysnęłam się łykiem wody. Przecież ja go znam! Nieee, to nie możliwe.
        Podeszłam do sceny. A jednak możliwe.
- Kurt?- zapytałam niepewnie. Blondynek uniósł głowę i już miałam pewność.
- Victoria! Co ty tu robisz?- padliśmy sobie w objęcia.
- Boże, jak ja za tobą tęskniłam. Przyszłam z przyjaciółmi na wasz koncert. Nie wiedziałam, że to twój zespół.
- Też za tobą tęskniłem, kochanie. cieszę się, że cię widzę. Mieszkasz teraz w LA?
- Tak.
- A co u twojej babci?- posmutniałam.
- Umarła.
- O Boże, tak mi przykro. Przepraszam, nie wiedziałem.- mocniej się do niego przytuliłam, ale po chwili obok nas zjawili się chłopcy. Axl wyraźnie się zdenerwował. Wyplątałam się z objęć Kurta.
- Kochanie, nie denerwuj się. To mój najlepszy przyjaciel z poprzedniej szkoły. Chłopcy, poznajcie Kurta. Kurt, to są Axl, mój chłopak, Izzy, mój brat, rozumiesz, Steven, Duff i Slash.- kolejno uścisnęli sobie dłonie. Niechęć Axla zmalała, Kurta nie dało się nie lubić. Przy Izzym, chłopak zatrzymał się na dłużej. Chwilę mu się przyglądał.
- Więc to ty zająłeś moje miejsce? Miło mi cię poznać.- chłopcy uśmiechnęli się do siebie. Wiedziałam, że ta dwójka najbardziej się polubi. W końcu oboje byli dla mnie jak bracia.
- Chodźcie, poznacie chłopaków.- zaprowadził nas na zaplecze.- To jest Dave, a to Krist*.- wskazał na dwóch chłopaków z długimi, brązowymi włosami. Chłopcy zaczęli z nimi rozmawiać, a ja chciałam się dowiedzieć, co działo się u mojego brata, przez te kilka lat, przez które się nie widzieliśmy. niestety, długo nie porozmawialiśmy, bo wszedł właściciel klubu i oznajmił, że mają wychodzić na scenę. Umówiliśmy się, że poczekamy na nich po koncercie, a potem pojedziemy do mnie, bo bliżej. Wyszliśmy za zespołem i stanęliśmy pod sceną.
           Po pierwszej piosence zbierałam szczękę z podłogi. Mój blondynek miał niesamowity głos! I wymiatał na gitarze, ale chłopcy wcale nie byli od niego gorsi. Zespół brzmiał po prostu cudownie. Wpatrywałam się w scenę z.... Właściwie nawet nie wiem jak to nazwać. Od razu ich pokochałam. Zmusiliśmy ich do bisowania, z czego Kurt był chyba zadowolony. Mimo, że nie było jakiegoś tłumu, pod sceną panował ścisk. Wszyscy dawali się porwać muzyce i niesamowitemu wokalowi Kurta. Istne szaleństwo. Potem kiedy wszyscy padnięci zwaliliśmy się do mojego domu chłopcy zaczęli rozkręcać imprezkę. Eh... jutro będzie leczenie kaca. Boże, a ja bd siedzieć i patrzeć. Nawet kropelki piwa nie mogę wypić. Po chwili poszłam do kuchni, odpocząć trochę od wrzasków moich narwańców. Za mną wszedł Kurt.
- Hej, słoneczko, rozchmurz się. Coś się stało?
- Długo by opowiadać.- chłopak podał mi butelkę wódki, ale pokręciłam głową. Zdziwił się, bo nigdy nie odmawiałam alkoholu.
- Ooo, widzę, że to coś poważnego.
- A żebyś wiedział.- spojrzał na mnie pytającym wzrokiem- Potem ci opowiem. Jak będziemy sami.- pokiwał głową i zostawił mnie w kuchni. Siedziałam tam jakiś czas rozmyślając, nad starymi czasami. Wspominałam czasy, kiedy przyjaźniłam się z Kurtem. Potem poszłam spać, ale nie mogłam zasnąć i wcale nie przez hałasy z dołu, ale przez moje myśli. Czułam się fatalnie nie mówiąc nic Axlowi. Jeszcze gorzej czułam się wiedząc, że to może nie być jego dziecko, ale może Kurt coś wymyśli. Tak, Kurt na pewno pomoże. Z tą myślą zasnęłam. Rano cieszyłam się, że chłopcy jeszcze spali, bo przynajmniej nikt nie widział jak biegnę do łazienki. Kiedy już udało mi się opanować mdłości, zaparzyłam sobie ziołowa herbatkę i postanowiłam zobaczyć jakie zniszczenia poczynili moi koledzy, ale nie spodziewałam się tego co zobaczyłam. Mianowicie: wszędzie gdzie się tylko dało leżały butelki i niedopałki papierosów i nie tylko, z dywanem mogłam się pożegnać, z połową mebli także. Pobojowisko. tylko tak można to opisać. Wkurzyłam się nie na żarty. Rozumiem imprezować, ale zdemolować mi salon!? Lekka przesada. Winowajców znalazłam w sypialni na dole. Nie mając litości wybrałam najostrzejszą, najgłośniejszą płytę jaką miałam i puściłam im na pobudkę. Jękom nie było końca.
         Po paru godzinach sprzątnęli jako tako pokój i poszli do siebie. Dave i Krist poszli przespać się do kuzynki któregoś z nich, a Kurt został. Był w dobrej kondycji. Widocznie wypił znacznie mniej niż reszta. Usiedliśmy ma kanapie, która cudem ocalała i rozmawialiśmy do wieczora. Nie miałam przed nim żadnych tajemnic, dlatego opowiedziałam mu, o tym, że jestem w ciąży i resztę tego zamieszania. Na początku był w szoku, ale potem naprawdę starał się pomóc. Niestety, nie udało nam się znaleźć jakiegoś dobrego wyjścia. Będę musiała powiedzieć Axlowi prawdę i to najlepiej tak szybko, jak się da. Opowiedziałam Blondynowi, że chłopcy tez mają zespół. Zainteresował się tym i obiecał, że kiedyś pojadą razem w trasę.
- Mam coś dla ciebie. Chciałem ci to dać zanim wyjechałaś, ale nie zdążyłem.- wyszedł i po chwili wrócił z małym, czarnym pudełeczkiem. Podał mi je, a ja z ciekawością podniosłam wieczko. Leżał tam prześliczny wisiorek w kształcie róży z płatkami wysadzanymi czarnymi brylancikami. Łodyga była z ciemnego metalu i miała malutkie kolce.
- Kurt, dziękuję. Jest przepiękny. Musiał cie kosztować fortunę.- popatrzyłam na niego zachwycona. Przytuliłam go i pocałowałam w policzek.
- Chciałem ci dać, coś, żebyś zawsze o mnie pamiętała. Pracowałem na niego całe wakacje.
- Przecież wiesz, że nigdy bym o tobie nie zapomniała. Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie też.- przytuliłam się do niego mocniej. Prawie całą noc spędziliśmy na wspominaniu. Zasnęliśmy nad ranem, przytuleni na kanapie.


--------
Nie wiem kiedy dodam następny. To może być za kilka dni, a może za dwa tygodnie. To zależy od tego co będzie w szkole i ile będę miała wolnego czasu, ale postaram się, żeby to nie była długa przerwa.
Wiem, że nie za długi, ale jest :)

Moja gitara- Alvera CG100

Chciałyście wiedzieć jaką mam gitarę to proszę :D
Trochę kiepskie zdjęcie, bo telefonem robiłam :)
I mam pytanko: nie jest może ktoś z okolic Bydgoszczy, bo ktoś by mnie mógł uczyć grać :D Jakby co to pisać na gg :)





piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 17 cz.II

 Przepraszam, wiem, że miał być wczoraj, ale blogger mnie nie lubi :/ Ustawiłam automatyczne dodanie posta na wczoraj na 19.30, wchodzę dzisiaj rano, a on nadal w wersjach roboczych.  -.-
Pochwalę się wam, że kupiłam gitarę :D

 Również z dedykacją dla Axeas :D




          (VICTORIA)


        - Izzy, bo ja chyba jestem w ciąży.- w końcu udało mi się to wydusić. Patrzyłam na chłopaka ze strachem. Był w szoku. Po kilku chwilach się odezwał.
- Axl wie?
- Nie, najpierw chciałam powiedzieć tobie. Poza tym nie jestem pewna.
- Nie jesteś pewna? Ile ci się okres spóźnia?- kocham go za to jaki jest, naprawdę. Przytulił mnie mocno.
- Trzy tygodnie.- wyszeptałam. Łzy popłynęły z moich oczu w jego koszulkę.
- Ja się tak strasznie boję, Izzy. Nie mogę być teraz w ciąży. Mam siedemnaście lat.
- Cicho, kochanie, nie płacz.- pogłaskał mnie po plecach.- Coś wymyślimy. Pójdę do apteki i kupię test, ok?
- Dziękuję Izzy. Jesteś kochany.- mimo tego nadal nie mogłam się uspokoić. Bo co jeśli naprawdę jestem w ciąży? Co jeśli Axl się o tym dowie i mnie zostawi? Kolejnego porzucenia nie przeżyję. Jak ja sobie poradzę sama z dzieckiem? Po chwili głos chłopaka przebił się przez moje myśli.
- Jeśli jesteś w ciąży nie powinnaś pić kawy.
- Wiem, to bezkofeinowa.- przytulił mnie mocno. Byłam pewna, że zna moje obawy. Nie wiem co bym bez niego zrobiła.
- Chodź, pójdziemy do apteki, a potem do ciebie.- pokiwałam głową i już mieliśmy iść, kiedy nagle zrobiło mi się niedobrze. Zdążyłam pomyśleć tylko, że to zły znak i pobiegłam do łazienki. Chłopak ruszył za mną. Wpadł do pomieszczenia chwilę po mnie, usiadł obok i przytrzymał mi włosy kiedy wymiotowałam. Kiedy skończyłam spojrzeliśmy na siebie podobnym wzrokiem. Oboje wiedzieliśmy, co to może oznaczać. Znowu zaczęłam płakać, a Izzy mnie przytulił. Dziesięć minut później udało mu się mnie uspokoić i wyszliśmy, zostawiając chłopakom kartkę, że poszliśmy do mnie.
          Byłam załamana i nawet nie zauważyłam kiedy doszliśmy do apteki. Chłopak zostawił mnie przed wejściem i po kilku minutach wrócił z małą reklamówką. Wziął mnie za rękę i poszliśmy dalej. Kidy weszliśmy do domu od razu poszłam do łazienki. Chłopakowi kazałam zaczekać przed drzwiami. Po kilku minutach wszedł słysząc mój szloch. Siedziałam na podłodze obok zlewu chowając twarz w dłoniach. Nie były to łzy ulgi. Brunet tylko zerknął na test, który rzuciłam na szafkę po drugiej stronie pomieszczenia i natychmiast podszedł do mnie.
- Boże, Vic.- przytuliłam się do niego. Byłam załamana, zrozpaczona i nie miałam ochoty na nic. Wynik był pozytywny. Moje życie właśnie legło w gruzach. Po kilkudziesięciu minutach chłopak zaniósł mnie do sypialni i położy się ze mną na łóżku. Długo tak leżeliśmy, ale w końcu Brunet wyplątał się z moich objęć i poszedł na dół. Wrócił z kanapkami i herbatą. Posłusznie zjadłam i wypiłam, ale dalej nie chciałam ruszyć się z łózka. Chłopak to rozumiał. Przepłakałam cały dzień i tuląc się do Izzyego, wyczerpana zasnęłam. Rano byłam już w trochę lepszym nastroju, chociaż nadal byłam smutna, ale przecież nie zmienię tego, że jestem w ciąży, nie usunę dziecka, co to to nie (osobiście jestem za zalegalizowaniem aborcji dop. aut.). Izzy już wstał i przygotowywał nam śniadanie.
- Hej braciszku. - podeszłam do niego i przytuliłam się.
- Dzień dobry, kochanie. Trzymasz się?
- Jakoś.- ledwo ugryzłam kanapkę, popędziłam do łazienki. Wykończą mnie poranne mdłości. Chłopak oczywiście pobiegł za mną. Wróciliśmy do kuchni i zaczęłam powoli sączyć moja ziołową herbatkę. Kiedy byłam pewna, że już mi przeszło, zjadłam kanapki.
- Zdajesz sobie sprawę, że będziesz musiałam powiedzieć Axlowi, że jesteś w ciąży? W końcu to będzie też jego dziecko.
- Wiem, Izzy, ale błagam, na razie mu nie mówmy.
- Dobrze, rozumiem dlaczego tego nie chcesz, ale on musi o tym wiedzieć.- pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego.
        Po południu poszliśmy do chłopaków. Urządzili popijawę, tak bez okazji czyli jak prawie zawsze. Ja oczywiście nie mogłam pić, więc wymówiłam się bólem brzucha. Siedziałam właśnie w kuchni i parzyłam sobie herbatkę, kiedy do środka wszedł Axl.
- Hej, kotku, zdaje się, że miałaś mi o czymś powiedzieć.- powiedział z uśmiechem podchodząc do mnie i całując mój nos.
- Bo wiesz, Rudy, byłam na grobach rodziców i babci. Wolę tam być sama, rozumiesz? Izzyemu kiedyś powiedziałam, gdzie leżą jakbyście mnie szukali, żeby wiedział gdzie będę.
- Aha. A będę mógł następnym razem iść z tobą? Nie mogę poznać twojej rodziny, ale za to mogę przecież odwiedzić ich groby, prawda?
- Naprawdę chcesz?
- Oczywiście, że tak.- pocałowałam go.
- Kochany jesteś, wiesz?
- Wiem.- zaśmiałam się i razem wróciliśmy do salonu. Bardzo się bałam powiedzieć Rudemu, że będziemy mieli dziecko. Na razie jesteśmy szczęśliwi i boję się, że ta nowina może wszystko zrujnować. Oczywiście dziecko nie jest niczemu winne. Kocham je, ale boję się, że Axl się przestraszy i mnie zostawi. Przez te niezbyt wesołe myśli przedarł się głos upitych chłopaków. Śpiewali coś, ale za cholerę nie potrafię powiedzieć co to było. Zaśmiałam się, ale byłam już zmęczona. Poszłam pod prysznic i zasnęłam w łóżku mojego chłopaka. Miałam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.
         Po obudzeniu się i zaliczeniu łazienki (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało), zajęłam się przygotowywaniem śniadania. Zrobiłam tosty i kawę, no i oczywiście naszykowałam tabletki przeciwbólowe, bo bez tego się nie obędzie. Nie musiałam nawet iść budzić chłopaków, bo sami przywlekli tu swoje zwłoki. Wyglądali okropnie. Popijałam swoją bezkofeinową kawę i przyglądałam się moim przyjaciołom. Po kawie i śniadaniu trochę odżyli. Poszłam do salonu i aż cofnęłam się w drzwiach. Istne pobojowisko. Meble poprzewracane, wszędzie pełno butelek i puszek po różnych alkoholach, niedopałki zaścielały resztę wolnej przestrzeni na podłodze. O nie, tak to nie będzie. Niezłą imprezę musieli tu wczoraj urządzić i niech się cieszą, że mnie nie obudzili. Wpadłam do kuchni jak burza. Wydzierałam się na nich przez dobre kilka minut, a oni aż się krzywili. Ojej, czyżby kogoś bolała główka? Bardzo dobrze. Zagoniłam ich do sprzątania. Sama stałam i jak wredna jędza pokazywałam, gdzie jest brudno.
- Slash, odkurz jeszcze pod oknem!
- Duff, a regały? Ja mam je za ciebie poustawiać?!
- Steve, ten dywan możesz wyrzucić na śmietnik!
- Izzy, mop musi być mokry, jak chcesz nim zmywać!
- Axl, słoneczko, ominąłeś puszki na parapecie i butelkę koło fotela.- towarzyszyły temu jęki i protesty chłopaków. Trzeba było nie robić syfu. Co oni myślą, że może ja za nich posprzątam? Niedoczekanie! Wieczorem, kiedy chłopcy padli z wyczerpania, chwyciłam telefon i zarejestrowałam się na wizytę do ginekologa. Chciałam mieć pewność, że jestem w ciąży. Kobieta poinformowała mnie, że pani ginekolog (specjalnie poprosiłam o kobietę) ma wolny termin jutro o 14. Spakowałam kilka moich rzeczy, które walały się u chłopaków i poszłam do siebie.
          Około 10 rano zadzwoniłam do domu moich przyjaciół. Odebrał Steve, lekko nieprzytomny. Po kilku chwilach ktoś wyrwał mu słuchawkę i usłyszałam głos Izzyego.
- Hej. Vic, to ty?
- Pewnie, że ja, a kto inny?
- Coś się stało?
- Nie, tylko umówiłam się na wizytę do ginekologa, dzisiaj na czternastą. Poszedłbyś ze mną?
- Pewnie, mała, ale wiesz, że to Axl powinien z tobą iść.
- Wiem. Dzięki braciszku. Bądź u mnie o pierwszej, ok?
- Dobra, do zobaczenia.
- Papa.- odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam tam iść sama, a Izzy jest ostatnio dla mnie ogromnym wsparciem. Uśmiechnęłam się do swoich myśli. Zdaję się, że maleństwo ma już ojca chrzestnego. Owszem, zamierzam je ochrzcić, tak w razie gdyby wierzyło w Boga. Chociaż szczerze w to wątpiłam, biorąc pod uwagę to, przez kogo będzie wychowywane. No bo bez przesady, ale wyrosnąć na katolika w bandzie rockmanów? To był by cud. Zaczęłam chichotać jak szalona. Po tym jak się uspokoiłam, wzięłam pierwszą lepszą książkę z półki. Musiałam zająć czymś czas do pojawienia się Izzyego.




--------
Wyszedł średni. Nie jestem zadowolona ani z długości, ani z treści. Ostatnio nie wychodzi mi składne pisanie :/ Mam nadzieję, że chociaż jednej osobie się spodobał

Rozdział 17 cz.I

  Z dedykacją dla Axeas, która wchodzi na tego bloga codziennie i bardzo się niecierpliwi o kolejne rozdziały, oraz prosiła od dedykację. Ten rozdział jest dla Ciebie :)      
 UWAGA! http://see-you-in-better-life.blogspot.com tutaj macie bloga koleżanki. Wchodźcie, czytajcie, komentujcie. Naprawdę warto :)


            VICTORIA



       Zerwałam się z łóżka wcześnie rano. Musiałam załatwić parę spraw w mieście, posprzątać u siebie, zrobić pranie, itp. Zaparzyłam sobie kawę, zostawiłam chłopakom liścik i wyszłam. Dopiero po piętnastej zjawiłam się w domu. Duff spał u siebie. Zmyłam naczynia i zrobiłam zapiekankę. Zastanawiałam się czy obudzić chłopaka, czy może dać mu jeszcze pospać, ale stwierdziłam, że pomoc w sprzątaniu się przyda. Weszłam do pokoju i zrzuciłam z niego kołdrę.
- DUFF! Wstawaj!- wrzasnęłam mu nad uchem, a chłopak poderwał się jak oparzony.
- Co? Co się stało?- zaśmiałam się z jego miny. Naprawdę wyglądał przekomicznie.
- Nic się nie stało. Wstawaj, sprzątać będziemy.- powiedziałam dusząc się ze śmiechu. Zostawiłam narzekającego chłopaka samego i poszłam wyjąć zapiekankę z piekarnika. Pachniała znakomicie. Nałożyłam jej trochę na dwa talerze, wyjęłam sztućce i coś do picia. Chłopaka dalej nie było.
- Blondasku! Obiad ci zaraz zjem.- w pięć sekund był w kuchni i siedział przy stole. Eh... Faceci, tylko powiesz o jedzeniu, a zamieniają się w jakiegoś pierdolonego sprintera. Nigdy tego nie zrozumiem. Miałam nadzieję, że z zaspanego Duffa będzie jakiś pożytek, bo nie miałam ochoty na sprzątanie do północy. Jak się niedługo okazało, skończyliśmy niewiele wcześniej. Niby sprzątaliśmy, ale przy tym wygłupialiśmy się i robiliśmy jeszcze więcej bałaganu. Potem zmęczeni usiedliśmy na kanapie przed telewizorem z piwem i oglądaliśmy jakiś denny horror. Po kilkunastu minutach znudziło mi się i poszłam do siebie. Pomimo tego, że jestem cholernie zmęczona nie chciało mi się spać. Usiadłam na parapecie przy otwartym oknie i myślałam o wszystkim. Uwielbiam wpatrywać się w niebo. Jest takie bezkresne, bez ograniczeń. To pomaga mi myśleć, wspominać, a czasem po prostu odpocząć i się zrelaksować. Myślałam o Axlu. O jego pięknych oczach, włosach, ustach, głosie. Po kilku minutach dotarło do mnie, że tak naprawdę to jestem z Rudzielcem dzięki Duffowi. Gdyby mnie nie rzucił, pewnie nigdy nie powiedziałabym Axlowi co do niego czuję. Nadal borykałabym się z tym uczuciem i czułabym się winna, że jestem z Duffem, a tak naprawdę wolałabym być z kimś innym. Postanowiłam, że rano mu podziękuję.
           Potem moje myśli powędrowały do Slasha. Czy będzie szczęśliwy z Travisem? Mam nadzieję. Na razie jest i niech tak zostanie. Gorąco im kibicuje. W końcu jest moim najlepszym przyjacielem, a dla mnie naprawdę nie ma znaczenia czy jest gejem, czy nie. Będę ich wspierać i im pomagać. Może zaprzyjaźnię się również z Travisem? Jeśli Slash się w nim zakochał, znaczy, że musi być w porządku, a to znaczy, że nie powinnam mieć kłopotów z polubieniem go. Przypomniałam sobie co moja babcia powiedziała, kiedy okazało się, że jeden z moich kolegów z podstawówki okazał się być gejem i ja go broniłam przed innymi. Powiedziała, że rodzice byliby ze mnie dumni, bo to oni zaszczepili we mnie tolerancję i sami mieli wielu przyjaciół homoseksualistów. Na wspomnienie o tym łzy stanęły mi w oczach i gwiazdy na niebie rozmazały się.
- Mam nadzieję, że teraz też jesteście ze mnie dumni. Ty też babciu. Tęsknię za wami.- wyszeptałam z nadzieją, że gwiazdy na nocnym niebie zaniosą moje słowa rodzicom i babci. Postanowiłam, że pójdę jutro na cmentarz. Chociaż nie wierzę w Boga, wierzę, że istnieje jakieś życie po śmierci. Potem moje myśli popłynęły do Izzyego. strasznie go kocham. Jest dla mnie bratem, którego nigdy nie miałam, ale zawsze pragnęłam mieć. Jednocześnie jest moim najbliższym przyjacielem i wiem, że mogę mu wszystko powiedzieć, pójść do niego z każdym, nawet najdrobniejszym problemem, a on mi pomoże. Pomyślałam sobie jaka jestem teraz szczęśliwa. Jeszcze kilka tygodni temu nie miałam nikogo. A teraz? Teraz mam najlepszego brata na świecie, cudownego chłopaka i niesamowitych przyjaciół. Popatrzyłam na niebo i ze zdumieniem stwierdziłam, że jest już jasno. Zaśmiałam się i wypoczęta jak nigdy, pomimo tego, że nie spałam poszłam pod prysznic.
         Nie budziłam Duffa, tylko zostawiłam mu kanapki, których nie zjadłam i liścik, że wychodzę i nie wiem, o której wrócę. Wiedziałam, że w razie czego Izzy będzie wiedział gdzie mnie szukać. Wzięłam gitarę, jak zawsze kiedy wybierałam się na groby rodziców i babci, a po drodze w kwiaciarni kupiłam trzy czarne róże i znicze. Weszłam na cmentarz, z którego unosiła się mgła. Widok był surrealistyczny. Idąc z pamięci odnalazłam dwa groby i zapaliłam na nich znicze oraz sprzątnęłam stare kwiaty i położyłam nowe. Potem jak zawsze usiadłam pod drzewem obok grobów z moją gitarą. Najpierw opowiedziałam mojej nieżyjącej rodzinie o tym co się ostatnio u mnie działo. Może to głupie, że gadam do grobów, ale wiem, że oni gdzieś tam są i mnie słuchają. Potem ogarnięta smutkiem zaczęłam grać melodię znaną tylko mnie. Moje oczy zaszły łzami, ale nie przejęłam się tym. Grałam dalej, aż poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Spojrzałam na właściciela dłoni, chociaż wcale nie musiałam. Tylko Izzy wiedział, że tu przychodzę. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam w jego oczach łzy. Przestałam grać.
- Co to było? To co grałaś.
- Nie wiem. Czasem do głowy przychodzi mi jakaś melodia i nie zastanawiam się nad tym tylko gram.
- To było piękne.- odłożyłam gitarę do futerału, a chłopak usiadł obok mnie. Objął mnie ranieniem, a ja mocno się do niego przytuliłam. Chwilę tak siedzieliśmy.
- Wiesz, moja mama też nie żyje. Jakiś idiota zadźgał ją nożem.- usłyszałam jego głos gdzieś w okolicy ucha. Odsunęłam się od chłopaka na tyle, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Były pełne łez, smutku i bólu.
- Miałem wtedy pięć lat. Prawie jej nie pamiętam. Ta melodia... Ona mi przypomniała o mamie, o tym co wtedy czułem i co dalej czuję.- powiedział łamiącym się głosem.
- Och, Izzy, nie wiedziałam.- mocno przytuliłam chłopaka.
- Nic się nie stało. Wiesz, raczej się tym nie chwalę.- słyszałam w jego głosie cień uśmiechu. Po paru chwilach odsunęłam się od niego, ale dalej się obejmowaliśmy.
- Kocham cię, braciszku, wiesz?
- Ja też cię kocham, siostrzyczko.- uśmiechnął się do mnie.
- Coś się stało, że po mnie przyszedłeś?
- No wiesz, zniknęłaś na cały dzień i trochę zaczęliśmy się o ciebie martwić.- popatrzyłam na niego ze zdumieniem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że słońce już prawię zaszło.
- Przepraszam, zupełnie straciłam poczucie czasu.
- Nic się nie stało. Chodź, pójdziemy już.- pomógł mi się podnieść, wziął moją gitarę pomimo tego, że protestowałam i poszliśmy.
          Zahaczyliśmy o mój dom, żeby zostawić gitarę i zabrać Blondyna, i poszliśmy do domu chłopaków. Po drodze podziękowałam Duffowi. Był trochę zdziwiony, ale się ucieszył. Musiałam jeszcze porozmawiać z Brunetem na temat pewnej rzeczy, która mnie martwiła, ale odłożyłam ją na później, kiedy będziemy sami. Od progu powitał mnie zdenerwowany Axl, który gdy tylko weszłam do domu rzucił mi się na szyję.
- Gdzie ty byłaś przez cały dzień?!- nad ramieniem chłopaka zobaczyłam rozbawioną minę braciszka. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie. Zaśmiał się i poszedł do salonu.
- Kochanie, nie denerwuj się, musiałam załatwić parę spraw na mieście.- popatrzył na mnie podejrzliwie.
- Dlaczego Izzy wiedział gdzie cię znaleźć, a ja nie?
- Bo... Oj dobra powiem ci, ale później, jak będziemy sami, ok?
- No dobrze.- pocałował mnie i poszliśmy do chłopaków. Rozejrzałam się po pokoju. Slash siedział na fotelu i widać było, że jest szczęśliwy. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, mrugnął do mnie. Uśmiechnęłam się do chłopaka. Izzy rozwalił się na kanapie z piwem, Duff z butelką wódki siedział na stole, ale najlepszy był Steve. Otóż Adlerek był chyba na jakiś prochach. Siedział i szczerzył się do ściany, po której bazgrał swoimi tenczowymi* kredkami. Rozwaliłam się z Axlem na drugiej kanapie i po około godzinie zasnęłam wtulona w mojego kochanego narwańca. Obudziłam się, gdy ktoś brutalnie zepchnął mnie z kanapy. Z rządzą mordu w oczach podniosłam się chcąc zabić winowajcę, którym okazał się... Axl. Rozłożył się na całą kanapę i ssał końcówkę swojej chusty, która mu się przekrzywiła. Zaśmiałam się i poszłam do kuchni. Zrobiłam dwie kawy i powędrowałam do pokoju mojego brata. Weszłam bez pukania i zobaczyłam Izzyego, który leżał na łóżku i czytał książkę.
- Hej braciszku, nie przeszkadzam?
- Nie. Wejdź.- podałam mu drugi kubek i położyłam się obok.
- Dzięki.
- Wiesz, bo musimy pogadać.- powiedziałam upijając trochę ożywczego napoju. Trochę się denerwowałam. Chłopak od razu to zauważył i popatrzył na mnie zatroskanym wzrokiem.
- Co się stało?
- Bo...




-------
Wybaczcie, ale ten rozdział będzie w dwóch częściach. Tylko mnie nie zabijajcie :D Druga częśc będzie dzisiaj, ale trochę później.
* błąd jest celowy :)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 16

Wszystkie fanki Slash z góry przepraszam. Nie zabijajcie mnie, błagam.
Mam wenę, więc może pojawi się coś jeszcze w tym tygodniu.
Specjalnie dla Justyny z okazji urodzin (baaaardzo spóźniony) prezent w postaci długiego rozdziału, a niedługo druga część prezentu. Nie pytaj, nie powiem co to :P




(Kilka tygodni później)

     DUFF


        Od kiedy chłopcy mnie pobili i wyjebali z zespołu i z domu przemyślałem parę spraw. Owszem na początku byłam na nich wściekły, ale potem uświadomiłam sobie, że mieli rację. Zachowałem się jak ostatni chuj. Zraniłam Vic. Nie chciałem tego, ale wtedy naprawdę myślałem, że Meg jest tą jedyną. Okazało się, że laska chciała mnie tylko wykorzystać i gdy dowiedziała się, że nie mam kasy rzuciła mnie dla jakiegoś bogatego dupka. Czułem się wtedy bardzo nieszczęśliwy i po raz pierwszy dotarło do mnie jak musiała czuć się Vic. Od tamtej pory zacząłem intensywnie zastanawiać się nad swoim postępowaniem i doszedłem do wniosku, że wcale im się nie dziwie, że mnie pobili. Chciałbym cofnąć czas i sprawić żeby to nigdy się nie stało. Chodzi mi o to chamskie zachowanie w stosunku do Victorii, a nie o pobicie, bo to akurat mi się należało. Strasznie tego żałuję. Nie miałem nawet odwagi powiedzieć jej o tym prosto w oczy. Ehh... Jestem mięczakiem i cholernym tchórzem. Nigdy nie zasługiwałem na dziewczynę taką jak Vic i nie wiem dlaczego ze mną była, a swoim zachowaniem udowodniłem tylko, że nie można mi zaufać, i że nie zasługuję nawet na odrobinę miłości i życzliwości jaką od niej otrzymałem. Mieszkam teraz w norze zarzuconej śmieciami i naprawdę tęsknię za moim pokojem w domu Gunsów. Ja już do nich nie należę i wcale się temu nie dziwię. Nawet na to nie zasłużyłem. Spojrzałem na bliznę na nodze- pamiątkę po wazonie i pomyślałem, że może pora coś zrobić ze swoim życiem. Przecież samo nic się nie rozwiąże. Już nawet wiedziałem od czego zacznę, ale nie zdziwię się jeśli mi się nie uda. Tylko co mi szkodzi spróbować? I tak już wszystko straciłem.




         VICTORIA


      Sprzątałam właśnie w domu po kolejnej imprezie z Gunsami, bo oni oczywiście ulotnili się pod pretekstem przesłuchań na nowego basistę. Niestety odkąd wywalili Duffa nie znaleźli nikogo z kim dobrze by im się grało. Kidy spakowałam wszystkie puste butelki i puszki do worka na śmieci i wyniosłam je na dwór, moje porządki dobiegły końca. Postanowiłam wziąć dłuuuugi prysznic. Stojąc pod strumieniem gorącej wody zaczęłam się zastanawiać nad tym wszystkim. Duff mnie zranił i to cholernie, ale dzięki temu jestem z Axlem- moją prawdziwą miłością. Na wspomnienie Rudego od razu się uśmiechnęłam, ale po chwili powróciłam do moich rozmyślań. Już jakoś się pozbierałam po tym co mi zrobił i byłam wdzięczna chłopakom, że mnie wspierają. Szczególnie Axl i Izzy. Swoja drogą z brunetem zaczęliśmy traktować się jak rodzeństwo. Był moim najlepszym przyjacielem i nie bałam się powierzać mu moich najskrytszych myśli i tajemnic. Wiedziałam, że mogę na nim polegać i nigdy mnie nie zdradzi. Trochę było mi szkoda Duff, ale sam sobie zasłużył na to jak potraktowali go chłopcy. Wyszłam spod prysznica i znalazłam czyste czarne ciuchy. Właśnie miałam się zabrać za zrobienie czegoś do jedzenia kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Trochę mnie to zdziwiło, bo chłopaki zawsze wchodzili tu jak do siebie, a nikt inny mnie nie odwiedzał. Ruszyłam do drzwi i kiedy je otworzyłam zamarłam ze zdziwienia pomieszanego ze strachem i niepewnością. Na progu stał Duff z bukietem czarnych róż w ręku.
- Zanim zaczniesz krzyczeć i mnie wyrzucisz, proszę wysłuchaj tego co mam do powiedzenia.- najpierw byłam zła, że ten debil w ogóle ma czelność tu przychodzić, ale kiedy zobaczyłam jego smutną i niepewną minę z domieszką strachu i błagania postanowiłam, że jednak go wysłucham.
- No dobra, wejdź.- otworzyłam przed nim szerzej drzwi i kazałam mu iść do kuchni.
- Proszę, to dla ciebie w ramach przeprosin.- powiedział i podał mi bukiet. Byłam naprawdę zdumiona. Wzięłam kwiaty i wstawiłam je do wazonu.
- Wybacz Duff, ale myślisz, że bukiet kwiatów pomimo tego, że ślicznych załatwi sprawę?
- Nie, oczywiście, że nie. Zdaję sobie z tego sprawę. Chciałbym ci wszystko wyjaśnić. Dasz mi szansę?
- Skoro cię tu wpuściłam, nie mam już nic do stracenia, ale pozwól, że najpierw zrobię sobie jakieś śniadanie i kawę.- Popatrzyłam na niego. Był dużo chudszy niż kiedy go widziałam ostatnim razem i zrobiło mi się go żal.- Widzę, że tobie też by się przydało coś do jedzenia. Kiedy ostatnio coś jadłeś?
- Eeee. Nie wiem. Kilka dni temu?- popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
       Kiedy już postawiłam przed nami talerz kanapek i dwie kawy, blondyn zaczął mówić. Najpierw słuchałam go z niezbyt wielka wiara w to, że mówi prawdę, potem z niedowierzaniem kiedy powiedział mi co czuje i jak się nad tym wszystkim zastanawiał, a potem kiedy się rozpłakał i zaczął mnie błagać o przebaczenie uwierzyłam mu. Nie wiem dlaczego, ale na prawdę mu uwierzyłam. Może dlatego, że widziałam w jego oczach skruchę, ból i szczerość. Kiedy już go uspokoiłam zaczął mówić dalej i opowiedział mi o wszystkim. Nie próbował zatuszować niczego i sam przyznał, że był tchórzem, chujem, i że należało mu się to pobicie. Rozmawialiśmy kilka godzin i postanowiłam, że mu zaufam. W końcu każdy zasługuje na drugą szansę.
- Chłopcy znaleźli kogoś na moje miejsce?
- Nie.
- Aaa, Vic trochę głupio mi ciebie prosić o coś po tym co ci zrobiłem...
- Duff, już ci powiedziałam. To w tej chwili nie ma znaczenia. Przeprosiłeś mnie i to szczerze, a ja postanowiłam dać ci szansę, więc skończmy ten temat.- przerwałam mu.
- No dobrze. Pomożesz mi z powrotem dostać się do Gunsów?- popatrzył na mnie z prośbą w oczach i niepewnością. Nie zdziwiłam się, że mnie o to prosi.
- Dobrze. Pomogę ci.- uśmiechnął się, wydawała się bardzo szczęśliwy.
- Dziękuję ci. Nie myślałem, że się zgodzisz. Wiesz, bo trochę głupio mi pytać, ale... masz kogoś?- to akurat mnie zdziwiło. Wiedziałam, że nie jest już z Megan, bo wszystko mi opowiedział, ale nie sądziłam, że o to zapyta. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem i niedowierzaniem. On chyba nie myśli, że do niego wrócę?
- Nie, zupełnie nie o to mi chodzi.- musiał odczytać mój wzrok. Odetchnęłam z ulgą.
- Tak, nie wiem czy cię to zdziwi czy nie, ale jestem z Axlem.- dostrzegłam w jego minie, że chyba się tego spodziewał.
- Tak myślałem. Wiesz, Axl mi mówił, że mu się podobasz i naprawdę do siebie pasujecie. Cieszę się, że z nim jesteś.- teraz to ja byłam w szoku. Axl mu mówił, że mu się podobam? I on się cieszy, że jesteśmy razem? Wow, on się naprawdę zmienił. Postanowiłam wypytać go o to gdzie teraz mieszka i co robi. Gdy usłyszałam jego odpowiedzi, zmartwiłam się.
- Trzeba będzie coś z tym zrobić. Nie możesz mieszkać w takich warunkach.- powiedziałam ze zmartwieniem i autentyczną troską, a chłopak popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Ale chłopcy nie pozwolą mi mieszkać u siebie. Nie po tym co zrobiłem.- przez chwilę się wahałam, ale postanowiłam, że jednak mu pomogę.
- Dopóki nie przekonamy chłopaków możesz mieszkać u mnie.- nie wierzył, że naprawdę to usłyszał, a ja nie wierzyłam, że to mówię, ale w tym blondynku zawsze było coś co budziło moją sympatię.
- Mówisz serio?
- Tak, ale jeśli w jakiś sposób zawiedziesz moje zaufanie, wypieprzę cię na ulicę i już nigdy nie uwierzę w cokolwiek co powiesz, jasne?
- Tak, tak. Boże, Vic dziękuję ci. Będę ci za to wdzięczny do końca życia. Zobaczysz, nie pożałujesz, że dałaś mi szansę.- miałam taką nadzieję.
     Pojechaliśmy autobusem do ,,mieszkania'' Duffa i pomogłam mu się spakować.Gdy zobaczyłam w jakich warunkach mieszkał utwierdziłam się w przekonaniu, że nie może tu dłużej zostać. Gdy wróciliśmy do mnie, pokazałam mu pokój na dole, w którym może się rozpakować i wymogłam obietnicę, że będzie w nim utrzymywał jako taki porządek. Poszłam do siebie i zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam. W końcu nie tak dawno głęboko mnie zranił i nie byłam pewna czy mogę mu w pełni zaufać, ale widziałam, że się zmienił i naprawdę żałował tego co zrobił. Zaryzykowałam i miałam nadzieję, że ryzyko się opłaci. Westchnęłam i zabrałam się do pisania kolejnego rozdziału mojego opowiadania o aniołach.



       DUFF


      Nie wierzę w to co się stało. Przyszedłem tylko ją przeprosić i poprosić o pomoc w powrocie do zespołu, a Vic nie dość, że mi wybaczyła i postanowiła pomóc, to jeszcze przejęła się tym w jakich warunkach do tej pory mieszkałem i pozwoliła mi zamieszkać u siebie. Ona jest niesamowita! Po raz kolejny zabolało mnie to, że ją zraniłem, i że przeze mnie tak wspaniała dziewczyna cierpiała. Naprawdę nie zasługiwałem na to co dla mnie robi. Rozpakowywałem swoje rzeczy i myślałem nad tym jakie Vic ma dobre serce. Obiecałem sobie, że już nigdy się na mnie nie zawiedzie. Będę jej pomagał jak mogę i robił wszystko co tylko zechce. Postaram się wynagrodzić jej to przez co przeze mnie przeszła. Ostrożni ułożyłem gitary na stojakach koło okna i rzuciłem się na łóżko, ale długo nie poleżałem. Postanowiłem zrobić Victorii niespodziankę i upiec ciasteczka. Dzięki ci mamo, że mnie tego nauczyłaś. Wreszcie to się na coś przyda. Po cichu poszedłem do kuchni i zacząłem przetrząsać szafki w poszukiwaniu składników. Całe szczęście, wszystko było. Po dwóch godzinach cała miska pachnących ciasteczek cynamonowo-czekoladowych była gotowa. Posprzątałem po sobie w kuchni, nalałem mleka do szklanki i poszedłem na górę do pokoju Vic. Zapukałem delikatnie w drzwi.
- Vic, mogę wejść?
- Jasne, wchodź.- jakoś udało mi się otworzyć drzwi i ujrzałem dziewczynę siedzącą przy biurku nad jakimiś papierami.
- Co robisz?
- Piszę takie opowiadanie.- powiedziała nie odwracając się do mnie.- Co tak pachnie?- odwróciła się do mnie i wytrzeszczyła oczy.- Duff, czy to są ciasteczka?
- Tak.- dumny pokazałem jej moje wypieki.
- Skąd je masz?
- Upiekłem.
- Żartujesz?- pokręciłem głową- To ty umiesz piec ciasteczka?- popatrzyła na mnie i wzięła jedno do ręki. Przez chwilę przypatrywała mu się podejrzliwym wzrokiem, ale w końcu włożyła je do ust i odgryzła kawałek.
- O Boże, są przepyszne! Musisz mnie nauczyć je piec. A w ogóle, to kto cię nauczył jak się piecze ciasteczka?- zapytała i wskazała mi krzesło koło siebie żebym mógł usiąść. Odstawiłem miskę na biurko i podałem jej szklankę.
- Moja mama. Jak byłem mały chciałem zostać kucharzem.- wytrzeszczyła na mnie oczy i zaśmiała się.
- Mam nadzieję, że posprzątałeś?
- Oczywiście, że tak. Bardzo dokładnie.- siedzieliśmy tak, rozmawialiśmy i jedliśmy ciasteczka. Kidy w misce zjedliśmy ponad połowę dziewczyna oznajmiła, że idziemy do chłopaków. Zgodziłem się i po chwili wyszliśmy.




           VICTORIA


       Duff zaskoczył mnie tymi ciasteczkami, ale muszę przyznać, że były obłędne. Powoli moje zaufanie do niego wzrastało. Zachowywał się zupełnie inaczej niż wcześniej. Miałam tylko nadzieję, że chłopaki też to zauważą i dadzą mu szansę. Po drodze wyjaśniłam mu swój plan. Miał chwilę zaczekać aż go zawołam zanim wejdzie do domu. Było popołudnie, więc było dość gorąco. Za miesiąc zaczynały się wakacje, ale przecież ja i tak bardzo rzadko pojawiałam się w szkole, więc mi to specjalnej różnicy nie robiło. Po drodze wstąpiliśmy na lody. Po kilkunastu minutach stanęliśmy przed domem Gunsów. Byłam trochę zdenerwowana i bałam się jak chłopcy przyjmą Duffa, ale postanowiłam wziąć sie w garść i w razie czego interweniować. Weszłam i od progu zawołałam:
- Hej, chłopaki, znalazłam wam basistę!
- Chodź, jesteśmy w salonie!-usłyszałam odpowiedź Stevena. Poszłam do nich, a Duff został przed domem.
- Hej.- przywitałam się ze wszystkimi, a Axl podszedł do mnie i pocałował mnie na powitanie.
- No więc kogo takiego nam znalazłaś, kochanie?- zapytał z uśmiechem.
- Zaraz się przekonacie, tylko nie denerwujcie się i dajcie mi wyjaśnić. Ty szczególnie, Axl.- popatrzyli na mnie zdziwieni, a ja wyszłam. Podeszłam do Duffa i szepnęłam mu:
- Daj mi mówić. Nie wiem jak zareagują, ale nie denerwuj się. Dobrze?- kiwnął głową. Widziałam, że jest zdenerwowany, i że bardzo zależy mu na tym żeby chłopcy przyjęli go z powrotem.Kidy weszliśmy do salonu cała czwórka patrzyła na nas ze zdziwieniem, a potem za złością.
- Co on tu robi?- wysyczał Axl ze złością.
- Mówiłam ci, że masz się nie denerwować i zanim zaczniesz się drzeć i rzucisz na niego z pięściami daj mu wyjaśnić.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, Rudzielcu. Po prostu go posłuchaj.
       Duff dość długo mówił. Starał się wyjaśnić im wszystko. Izzy jako pierwszy dał się przekonać, że blondyn mówi szczerze, może dlatego, że wiedział, że inaczej ja bym mu nie zaufała i nie pomagała. Najtrudniej było z Axlem, który aż kipiał ze złości. Pomogłam Duffowi go przekonać i w końcu uległ, ale i tak patrzył na Duffa niezbyt miłym wzrokiem i wiedziałam, że nie do końca mu wierzy.
- Dobra, możesz u nas grać, ale na razie tu nie mieszkasz.- ucieszyłam się, że się zgodził i pocałowałam go w policzek. Na razie kwestia mieszkania Duffa była załatwiona, ale potem postaram się namówić chłopaków, żeby mieszkał z nimi.
- Na razie Duff mieszka u mnie. I nawet nie próbuj nic mówić Axl, bo to nic nie da. Wiem, że chcesz dobrze, kochany, ale potrafię w razie czego o siebie zadbać.- chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem, na Duffa ze złością. Zauważyłam, że jest zazdrosny. Uśmiechnęłam się.
- Nie masz być o co zazdrosny. Wiesz, że kocham tylko ciebie.- nadal niepewnie patrzył na Duffa, ale wierzył mi. Przytuliłam się do niego i wszyscy razem rozsiedliśmy się w salonie. Chłopaki jeszcze niepewnie spoglądali na Duffa, ale po paru minutach rozmowy zrelaksowali się i wszystko wróciło do normy. Bardzo się cieszyłam, że znowu będą grać razem. Kiedy Slash wyszedł do kuchni, zostawiłam i samych i ruszyłam za nim. Już od dawna jego zachowanie nie dawało mi spokoju. Chodził zamyślony, smutny. Musiałam się dowiedzieć o co chodzi.
      Weszłam za chłopakiem do kuchni i zamknęłam drzwi. Na klucz. Kudłacz popatrzył na mnie zdziwiony.
- Musimy pogadać. Poważnie.- chłopak popatrzył na mnie niepewnie. Wiedziałam, że to może być trudna rozmowa.
- O czym?
- O twoim zachowaniu. Slash martwię się o ciebie. Chodzisz jakiś taki dziwny, zamyślony, smutny. Powiedz mi, co się dzieje? Wiesz, że możesz mi zaufać, że nie zdradzę nic chłopakom.- usiadł na krześle i westchnął.
- Obiecaj, że nikt się o tym nie dowie, i że nie będziesz się ze mnie śmiała.- trochę przestraszyłam się tonu jakim to mówił. Jakby miał zamiar zdradzić mi jakąś straszną tajemnicę, ale skinęłam głową.
- Obiecuję.
- Nie bardzo wiem od czego mam zacząć.- popatrzyła na mnie trochę zagubiony i trochę niepewny.- Bo widzisz....- wziął głęboki oddech.- Ja chyba jestem gejem.- popatrzył na moją twarz jakby szukał na niej kpiny, obrzydzenia czy czegoś jeszcze innego, ale zamiast tego znalazła tam tylko zdziwienie, zaciekawienie i pełną akceptację.- Zakochałem się w pewnym chłopaku. Ja... Jeszcze  nigdy czegoś takiego nie czułem. Nie śpię po nocach, cały czas o nim myślę, nie jestem w stanie skupić się na czymkolwiek innym, nie jem, nawet na gitarze nie mogę grać.- spojrzał na mnie bardzo nieszczęśliwym i umęczonym wzrokiem.
- Wpadłeś po uszy przyjacielu. Jak on ma na imię?
- Travis.- kiedy to powiedział na jego twarzy zagościł uśmiech. Był naprawdę zakochany. Chciałam mu jakoś pomóc.
- Wie co do niego czujesz?
- Nie.- chłopak pokręcił ze smutkiem głową.- Boję się mu powiedzieć. No bo co jeśli on nie jest gejem? Jeśli będzie się ze mnie śmiał? Powie, że już nigdy nie chce mnie wiedzieć? Ja tego nie przeżyję, Vic.- oj będzie ciężko,  ale przecież to mój przyjaciel i muszę mu pomóc.
- Posłuchaj mnie uważnie. Pomogę ci. Musisz mi tylko pokazać, który to Travis. Pogadam z nim. Może uda mi się czegoś dowiedzieć.- popatrzył na mnie z wdzięcznością.
- Dziękuję Vic, jesteś niesamowita. Nie sądziłem, że to zaakceptujesz, a już tym bardziej, że mi pomożesz.- uśmiechnęłam się do niego.
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi, to, że jesteś gejem niczego nie zmienia.- uśmiechnął się szeroko. Przytuliłam się do niego.
- Ale nie mów chłopakom, dobrze?
- Jasne, nie ma sprawy.- wyszliśmy razem, Slash już w dużo lepszym humorze.
        Weszliśmy do salonu, a Axl popatrzył na nas podejrzliwie.
- Stary, co robiłeś tyle czasu z moją dziewczyną?
- Axl, nie denerwuj się. Rozmawialiśmy. Zrobiłeś się strasznie zazdrosny, wiesz kochanie?
- Skoro mam taką dziewczynę jak ty, nie mam innego wyjścia. Jesteś najpiękniejsza na świecie.- uśmiechnęłam się do niego i usadowiłam na jego kolanach. Myślami dalej byłam przy tym co powiedział mi Slash. Rozmawialiśmy do późnego wieczora. Byłam szczęśliwa, że pomiędzy Gunsami wszystko jest tak jak kiedyś, albo przynajmniej prawie tak. Postanowiliśmy wrócić do domu. Na początku Axl nie chciał mnie puścić samej z Duffem, ale w końcu niechętnie się zgodził. Pocałował mnie na do widzenia, do reszty się przytuliłam i wyszliśmy. W drodze do domu, chłopak chyba ze 200 razy dziękował mi, że mu pomogłam. Kiedy zaszliśmy na miejsce byłam tak padnięta, że nie miałam nawet siły mówić. Wymamrotałam tylko dobranoc, poszłam pod prysznic, a potem podłam na łóżko i od razu zasnęłam. Rano obudziłam się wyspana i wypoczęta. Zeszłam na dół ze świeżo umytymi włosami, które mi już trochę odrosły, ubrana w luźna koszulę i przetarte spodnie. W kuchni zastałam zrobione już śniadanie i blondynka raczącego się kawą.
- Hej. A dla mnie?
- Dzień dobry.- Wziął ekspres i nalał mi jeszcze gorącej kawy. Usiadłam obok chłopaka z szerokim uśmiechem.
- Co?
- Nic. Do tej pory zawsze ja robiłam wszystkim śniadanie. To miła odmiana, że raz nie muszę tego robić.- Duff się wyszczerzył.
- Przyzwyczaj się lepiej. Jak wstanę wcześniej od ciebie możesz być pewna, że zrobię śniadanie.
- Wiesz co? Zaczynam się cieszyć, że pozwoliłam ci u mnie mieszkać.- uśmiechnęliśmy się do siebie. Po śniadaniu postanowiliśmy iść do chłopaków, ale tym razem wzięłam kasę i poszliśmy na przystanek. Gdy do nich dotarliśmy jeszcze spali. Weszliśmy więc do kuchni i zajęliśmy się robieniem śniadania dla nich. Około 12 w kuchni pojawił się Izzy.
- Cześć słoneczko ty moje. Wyspałeś się?
- Vic, aniele oczywiście, że tak. Jak dobrze, że zrobiliście śniadanie.- uśmiechnęliśmy się do siebie, a ja przytuliłam chłopaka. Duff dziwnie się na nas patrzył.
- Co?
- Ominęło mnie coś? Myślałem, że jesteś z Axlem.- popatrzyliśmy na niego zdziwieni i po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
- On myśli, że my...?- wydusił brunet.
- Chyba tak.- odpowiedziałam mu starając się opanować śmiech. Duff patrzył na nas zdziwiony i chyba nic z tego nie rozumiał. Hałas obudził resztę i po chwili wszyscy zjawili się w kuchni. Popatrzyli na nas jakbyśmy byli nienormalni.
- Z czego się śmiejecie i czemu Duff ma taką minę?
- On myśli, że ja i Vic mamy romans.- Izzy'emu ledwo udało się to wydusić. Popatrzyli na nas zdziwieni i po chwili też zaczęli się śmiać. Kiedy już się opanowaliśmy chłopcy zjedli śniadanko i przenieśliśmy się do salonu. Nikt nie chciał wyjaśnić Duffowi dlaczego tak się śmialiśmy.
            Po południu zgarnęłam Slasha i poszliśmy do baru, w którym zwykle widuje Travisa. Weszliśmy do środka, podeszliśmy do barmana i zamówiliśmy po szklaneczce Danielsa. Kudłacz sie rozejrzał, ale gdy zapytałam go czy widzi gdzieś tego chłopaka, powiedział, że nie.
- I co teraz zrobimy?
- Zaczekamy aż przyjdzie. Nie martw się, czasu mamy dużo.- usiadłam wygodnie i zajęłam się moim napojem oraz rozmową z chłopakiem.




(W tym samym czasie. Dom Gunsów)

           AXL


      Moja ukochana wyszła ze Slashem ze 2 godziny temu i jeszcze nie wróciła. Już wczoraj zamknęli się w kuchni, a potem wrócili oboje tacy uśmiechnięci. A co jeśli.... Jeśli ona już mnie nie kocha, jaśli zakochała się w Slashu i boi się i o tym powiedzieć? Nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć. Siedziałem z Izzym u mnie w pokoju i mówiłem mu to wszystko. W końcu nie wytrzymałem i po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Axl, no co ty. Nie płacz.- powiedział Izzy miękko.- Cholera, naprawdę ci na niej zależy.- nie byłam w stanie nic powiedzieć, więc tylko pokiwałem głową. Przyjaciel objął mnie ramieniem i zaczął uspokajać.
- Przecież wiesz, że Vic cię kocha. Ona świata poza tobą nie widzi.- oparłem głowę na jego ramieniu, a on zaczął mnie głaskać po plecach.
- Ale przecież wyszła z Slashem, nie chciała powiedzieć gdzie idą, a wczoraj zamknęli się w kuchni. Co oni tam robili? A co jeśli ona mnie już nie kocha?- załkałem jeszcze głośniej.- Nie zniósłbym tego. Ona jest dla mnie wszystkim.
- Wiem. Uwierz mi ty dla niej też.- jakoś nie potrafiłem w to uwierzyć. To bolało. Nie chciałem jej stracić. Victoria jest dla mnie wszystkim. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Jeśli ona mnie zostawi to się zabiję.- Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo ją kocham. Moje łzy wsiąkały w koszulkę Izzyego.
- Błagam cię, Axl, nie mów tak. Zobaczysz, Vic cię kocha. Nigdy by cię nie zdradziła, ani tym bardziej nie zrobiła czegoś takiego. Nie martw się, jak wróci to z nią porozmawiasz.- byłem mu cholernie wdzięczny, że stara się mnie pocieszyć. Izzy jest najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałem. Łzy nadal skapywały z moich policzków na koszulkę bruneta, on dalej obejmował mnie i głaskał po plecach. Miłość jest trudna i bolesna.




           VICTORIA


        Kilka godzin później nadal siedzieliśmy w barze. Już zaczynałam tracić nadzieję, że Travis się tu dzisiaj pojawi, gdy nagle drzwi się otworzyły, a do środka wszedł chłopak. Musze przyznać, że całkiem przystojny. Miał długie, proste blond włosy, był wysoki i nawet z tej odległości widziałam jego niesamowicie zielone oczy. Kidy Slash go zobaczył, uśmiechnął się w taki sposób, że wiedziałam, że chłopak, który przed chwilą tu wszedł to Travis. Zapytałam jeszcze o to Slasha, żeby mieć pewność i ruszyłam w kierunku chłopaka.
- Cześć, jestem Victoria, ale mów mi Vic.
- Cześć Vic, jestem Travis.- miał całkiem przyjemny głos i wydawał się naprawdę miły. Podaliśmy sobie ręce i ruszyliśmy do baru. Slash gdzieś zniknął. Zamówiliśmy po drinku. Nie miałam zamiaru owijać w bawełnę i od razu przeszłam do sedna.
- Słuchaj, może wyda ci się to dziwne, ale podobasz się pewnej osobie, którą znam. Ta osoba się wstydzi i boi, że będziesz się z niej śmiać.- popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Hmm. To ciekawe. Pewnie nie powiesz mi kto to?- pokręciłam głową.
- Jeszcze nie.
- Ok. Pewnie chcesz wiedzieć, czy mam kogoś?- skinęłam głową. Nie sadziłam, że tak łatwo mi pójdzie.
- Tak, między innymi.
- Otóż nie, jestem sam.- chociaż tyle. Teraz trochę trudniejsza część. Wzięłam głęboki oddech.
- Tylko proszę cię nie śmiej się. Ta osoba to chłopak.- uważnie obserwowałam jego reakcję, ale nie śmiał się, był raczej zdziwiony i jakby... sama nie wiem.
- Ok, zaskoczyłaś mnie. Wyprzedzając twoje następne pytanie- tak, jestem gejem. Zazwyczaj nie chwale się tym nowo poznanej osobie, ale skoro twój przyjaciel to gej i ty mu pomagasz myślę, że ci to nie przeszkadza.
- Zgadłeś. Ani trochę.- uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie.- Zdajesz sobie sprawę, że wolałabym nie zdradzać tożsamości tego chłopaka.- pokiwał głową.- Wiec może powiedz mi cz masz kogoś na oku?
- Wiesz, widzę cie pierwszy raz w życiu. Znamy się od kilku minut, więc chyba rozumiesz, że trochę mi niezręcznie o tym mówić.
- Rozumiem, ale co ja mam powiedzieć? To w końcu ja rozmawiam z wielka miłością mojego przyjaciela.- pokiwał głową. Rozumieliśmy się. Widziałam, że wolałby mi tego nie mówić.
- No dobra. Zróbmy tak. Powiem ci kto to jest, ale jeśli wcale ci się nie podoba i wolałbyś, że by była twoim przyjacielem, nigdy, ale to nigdy nie powiesz mu, że ci o tym powiedziałam. Przysięgasz?
- Przysięgam.- odetchnęłam głęboko. Zaraz się okaże, czy będę dzisiaj pocieszać Slasha, czy cieszyć się razem z nim.
- Ok. Chodzi o Slasha.- popatrzył na mnie zdziwiony, a w jego oczach zobaczyłam radość.
- Żartujesz? Nie wiedziałem, że on jest gejem, a już tym bardziej nie zauważyłem, żebym mu się podobał.
- Taa, też trochę czasu zajęło mi odkrycie jago uczuć. On się bardzo dobrze maskuje.
- On jest niesamowity. Zakochałem się w nim kiedy pierwszy raz go zobaczyłem. To było w tym barze, wiesz? On tu teraz jest?- zapytał szczęśliwy i rozmarzony. Byłam niezmiernie szczęśliwa. Udało mi się. Już chciałam pójść szukać przyjaciela, kiedy Travis dostrzegł go na drugim końcu baru. Stał i patrzył na nas. Pomachałam do niego żeby podszedł. Popatrzył na mnie niepewnie i ruszył w naszą stronę.
          Kidy do nas dotarł popatrzył nieśmiało na Travisa i cicho, ze spuszczoną głową się z nim przywitał. Blondyn sięgnął po jego rękę i delikatnie ją ścisnął. Slash popatrzył na niego zdziwiony, a potem szeroko się uśmiechnął. Przez parę chwil patrzyli sobie w oczy nic nie mówiąc. Taka miłość nie potrzebuje słów. Po chwili oboje na mnie spojrzeli i jeden przez drugiego zaczęli mi dziękować. Byłam zadowolona, że udało mi się ich ze sobą połączyć. Gdyby nie to pewnie nigdy nie powiedzieli by sobie co czują. Zaproponowałam, żebyśmy poszli do parku. Chętnie się zgodzili, bo rozumieli, że nie wszyscy mają do nich takie podejście jak ja. To smutne, że na świecie panuje taki brak tolerancji i akceptacji. Przecież geje to tacy sami ludzie jak wszyscy inni, taż mają prawo do miłości i szczęścia. Usiedliśmy pod wierzbą w opuszczonej części parku, do której nikt się nie zapuszcza. Slash posadził sobie Travisa na kolanach i uśmiechał się do niego z bezgraniczna miłością. Mina tego drugiego była identyczna. Nie chciałam im przeszkadzać, więc zostawiłam ich samych i poszłam do domu Gunsów. Od progu powitał mnie zdenerwowany Izzy.
- Vic! Nareszcie jesteś. Ratuj, Axl wariuje, stwierdził, że już go nie kochasz, że masz romans ze Slashem, on mi płakał na ramieniu przez dobrą godzinę.- Boże, co mu przyszło do głowy. Zbladłam, strasznie się martwiłam o mojego ukochanego.
- Gdzie on jest?
- U siebie.- kiwnęłam głową i poszłam.
        Nie miałam najmniejszego zamiaru pozwolić Axlowi płakać przeze mnie. Czułam się winna. Otworzyłam drzwi i zastałam go leżącego na łóżku z załzawionymi oczami. Kidy mnie zobaczył natychmiast się poderwał. Zamknęłam drzwi na klucz i podeszłam do niego.
- Rudy coś ty znowu wymyślił. Dlaczego w ogóle pomyślałeś, że mogłabym cię zdradzić, albo przestać kochać. Przecież jesteś całym moim życiem. Nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobiła.- jego łzy rozdzierały mi serce na kawałki.
- Przepraszam. Ale wczoraj, ty i Slash.... Ja... po prostu tak bardzo cie kocham i boję się ciebie stracić.- podeszłam do niego i mocno go przytuliłam.
- Nigdy mnie nie stracisz. Zawsze będę twoja, a ty mój.- popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy i chłopak mnie pocałował. To był najbardziej niesamowity pocałunek. Zawarliśmy w nim całą miłość do siebie, strach przed stratą i pożądanie. Kidy oderwaliśmy się od siebie, ledwo łapałam oddech, chłopak też. Usiedliśmy na łóżku.
- Ale powiedz mi kochanie, co robiłaś wczoraj i dzisiaj z Kudłaczem?- wyszeptał mi do uch sadzając na swoich kolanach.
- Wczoraj rozmawialiśmy, a dzisiaj pomagałam mu załatwić pewną sprawę. Nie pytaj mnie jaką, obiecałam, że nie powiem. Jak będzie chciał, to sam wam powie.- kiwnął głową i wrócił do całowania mnie. Wieczór i noc spędziliśmy bardzo przyjemnie.





Ok. Nie jestem zadowolona z fragmentu kiedy Vic rozmawia z Travisem. Wyszedł beznadziejnie. Kiczowato, sztucznie, nierealnie. Nie umiem pisać takich scenek.
Poza tym chcę was prosić o pomoc dziewczyny (jeśli czytają to jacyś chłopacy też mogą pomóc). Otóż zakochałam się i to naprawdę bardzo, tak jak jeszcze nigdy w pewnym facecie. Problem polega na tym, że jest ze dwa razy (albo więcej) ode mnie starszy. Nie wiem co mam robić. Koleżanki powtarzają mi, że jest dla mnie za stary, ale... Nie mogę spać po nocach, ciągle o nim myślę, nie umiem się skupić. Kidy go widzę uśmiechem się szeroko, serce mi wali jak opętane, a potem kiedy zdaje sobie sprawę, że pewnie ma kogoś, że dla niego jestem dzieckiem i w ogóle chce mi się ryczeć. Poradźcie mi, co mam zrobić? Ja już nie wyrabiam...

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 15

Dziękuję Justynie za 5 godzin pisania na gg, nasze schizy, rzucanie sobie żelków i ogólnie za fajną rozmowę. Dziękuję też wszystkim wytrwale komentującym i tym, którzy mnie poganiają do pisania następnego rozdziału ( prawda Axeas, Justyna?). :D



(VICTORIA)



     Rano ( właściwie to była 4 więc dla nas środek nocy) zjedliśmy śniadanie i zapakowaliśmy się do autobusu. Czekał nas cały dzień jazdy. Siedziałam przy oknie i cały czas obserwowałam zmieniający się za szybą krajobraz. Rudzielec słuchał muzyki. Kidy znudziło mi się patrzenie przez okno oparłam głowę o jego ramię, wzięłam sobie jedną słuchawkę i mocno się do niego przytuliłam. Po kilku chwilach oczy mi się zamknęły i zasnęłam.
- Vic, śpisz?
- Teraz już nie. Co się stało?
- Nudzę się. Porozmawiaj ze mną.- na wpół śpiąc odsunęłam się od Axla i spojrzałam na niego zmęczonym wzrokiem.
- Kochanie idź spać.
- Nie chcę, wolę z tobą rozmawiać i na ciebie patrzeć. Śliczna jesteś, wiesz?
- Dzięki Ruuudzielcu.- wyszczerzyłam się do niego, a on mnie pocałował. W końcu dałam sobie spokój ze snem i przez trzy godziny rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Potem mieliśmy postój, ale tym razem tylko skoczyliśmy do sklepu po coś do jedzenia i nie spóźniliśmy się. Kidy Axl zasnął na moim ramieniu, wyjęłam z torby szkicownik i postanowiłam narysować kilka ilustracji do mojego opowiadania o aniołach. Pisanie i rysowanie to oprócz muzyki moje kolejne hobby. Właśnie kończyłam rysować jednego z mrocznych upadłych aniołów kiedy usłyszałam koło uch szept.
- Nie wiedziałem, że umiesz tak pięknie rysować.
- Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz.- uśmiechnęłam się do niego tajemniczo, ale na widok jego zmartwionej miny parsknęłam śmiechem.- Nie martw się. Nie masz czym.
- Chciałbym wiedzieć o tobie wszystko, Vic.- powiedział patrząc mi w oczy. Pocałowałam go delikatnie i odpowiedziałam, że ma jeszcze bardzo dużo czasu żeby mnie poznać na wylot.
- Powiedz mi coś, czego o tobie nie wiem.- poprosił z bardzo słodkim uśmiechem.
- Hmm.... Uwielbiam burze.
- Naprawdę? Ja się ich trochę boję, ale nie mów chłopakom. Za to mój brat Michael też je uwielbia. Polubiłabyś go.
- To ty masz brata!? Ja też o tobie wielu rzeczy nie wiem.- zaśmiałam się, a chłopak pokazał mi język. Mieliśmy jeszcze dwa postoje, ale większość drogi i tak przegadaliśmy i przespaliśmy.
           Kiedy zajechaliśmy do LA był już późny wieczór, a ja spałam i Rudy musiał mnie obudzić. Wyszliśmy z autobusu i wzięliśmy swoje torby. Odeszliśmy od przepychającego się tłumu. Już miałam zacząć się rozglądać za chłopakami, kiedy ktoś objął mnie od tyłu. Odwróciłam się.
- Izzy!- mocno przytuliłam chłopaka.- Strasznie się za tobą stęskniłam.
- My za tobą też.- usłyszałam gdzieś za plecami głos Slasha. Brunet mnie wypuścił, ale natychmiast przylgnął do mnie Steve z tym swoim nieodłącznym ślicznym uśmiechem. 
- Hej, bo mi moją kochaną dziewczynę zgnieciecie!- popatrzyli na nas zdziwieni.
- Później wam opowiemy.- powiedziałam przytulając się do Slasha. Poszliśmy do baru na jakąś późną kolację, na którą składał się kabab i Daniels.
- Wiecie, nie chcę spać dzisiaj u was. Pójdziemy do mnie?
- Ale możemy wszyscy?
- Oczywiście, że tak.- uśmiechnęli się na te słowa i ruszyliśmy spacerkiem do mojego domu. Izzy pomagał mi nieść torbę, Steve przyglądał się gwiazdom na niebie, Axl zerkał na nie i wciąż się uśmiechał, a Slash wydawał się być strasznie zamyślony.  Stwierdziłam, że muszę z nim później porozmawiać. Gdy doszliśmy do domu nie miałam już na nic siły. Wrzuciłam torbę do łazienki, wzięłam prysznic i poszłam spać. Około północy poczułam jak Rudzielec kładzie się koło mnie.
- Dopiero skończyliście?
- Tak, dlaczego nie śpisz?
- Obudziłam się.- odwróciłam się twarzą do chłopaka, wtuliłam w jego tors i po kilku minutach zasnęłam. Obudziłam się dość wcześnie, chłopcy jeszcze spali, więc postanowiłam zrobić im śniadanie. Ubrałam się i zeszłam do kuchni. Chwilę zastanawiałam się co zrobić aż w końcu wpadłam na pomysł zrobienia gofrów z syropem klonowym. Przygotowałam ciasto i wlałam pierwszą porcję do gofrownicy. Naszykowałam talerze, syrop i wstawiłam wodę na kawę. Właśnie wyciągałam drugą porcję gofrów kiedy do kuchni wkroczył Steven.
- Dzień dobry Blondasku.
- Hej. Co tak obłędnie pachnie? GOFRY!- zaczął podskakiwać i piszczeć jak małe dziecko i przyznam, że z tym swoim pięknym uśmiechem wyglądał naprawdę uroczo. Po kilku chwilach w kuchnia znalazła się reszta głodomorów. Zjedliśmy wszystko i postanowiliśmy, że pójdziemy do nich. Trochę się tego obawiałam, ale byli ze mną chłopcy.
          Niestety, kiedy weszliśmy do domu mój dobry nastrój wyparował. Na kanapie Duff obściskiwał się z jakąś dziewczyną, mniemam iż to była Meg. Chłopcy spojrzeli na mnie. Miałam wrażeni, że zaraz się przewrócę. Nie mogłam nic zrobić, czułam jak moje serce rozrywa żal i ból, a po moich policzkach popłynęły łzy. Zobaczyłam jak w oczach Axla zapalają się iskierki nienawiści. Delikatnie wziął mnie na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że panuje w niej jako taki porządek. rudy pocałował mnie w czoło i powiedział żebym się nie martwiła, bo on się wszystkim zajmie i za chwilkę do mnie wróci. Po chwili usłyszałam z dołu odgłos szamotaniny. W pewnym momencie rozbili coś, a ja skuliłam się na łóżku i wdychałam zapach Axla z jego pościeli. Po paru minutach uspokoiłam się i usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych i krzyki chłopaków. Postanowiłam zejść na dół. Zastałam tam mojego Rudzielca z potarganymi włosami i rozciętą wargą, Slash miał lekko rozciętą rękę, Izzyemu leciała krew z nosa, a Stevenowi chyba nic się nie stało. Mimo wszystko uśmiechali się szeroko. Automatycznie poszłam po apteczkę i kiedy zajmowałam się ich rankami, opowiedzieli mi co się stało. Dowiedziałam się, że złamali Duffowi nos, rękę i dość głęboko rozcięli mu nogę wazonem, a do tego mocno go obili i wyrzucili z domu. Wkrótce udzielił mi się ich nastrój i też zaczęłam się uśmiechać i cieszyć razem z nimi.Miałam najlepszych przyjaciół na świecie i niesamowitego chłopaka. Może nareszcie moje życie zaczęło się układać.




Jeśli chcecie mogę co jakiś czas wplatać fragmenty opowiadania Vic. Piszcie w komentarzach.
Kurde, znowu jakiś taki krótki wyszedł. :(

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 14

Muszę się czymś z wami podzielić. Siedzę sobie w sobotę, oglądam telewizję i z nudów przerzucam kanały. Zatrzymałam się na TVP Kultura, patrzę a tam program ,,Klasyczne albumy rocka''. No to oglądam. Jak zobaczyłam, że jest o Nirvanie myślałam, że padnę. Były fragmenty wywiadów z Kurtem *.* <3 
Zapraszam do zaglądania do zakładek.
Strasznie krótki wyszedł :( Następny będzie dłuższy.


(VICTORIA)



        Na śniadaniu opowiedziałam Axlowi o moim śnie, ale powiedział mi żebym nie martwiła się Duffem, że to wcale nie moja wina, że mnie zostawił, i że jeśli spróbuje na mnie krzyczeć to on i reszta zespołu mi pomogą. Byłam szczęśliwa, że mam takich przyjaciół. Nie wiem co bym bez nich zrobiła, szczególnie bez pomocy Rudego. Pewnie nadal leżałabym smutna w łóżku. Do końca wycieczki zostały dwa dni. Mieliśmy dzisiaj coś zwiedzać, więc ja i Rudy postanowiliśmy się zerwać i iść gdzieś pochodzić. Najpierw poszliśmy na kawę. Potem Axl wpadł na pomysł żeby iść do parku. Zachowywaliśmy się jak małe dzieci. Goniliśmy się, podkładaliśmy sobie nogi. W pewnym momencie upadłam na plecy i aż jęknęłam z bólu. Chłopak szybko podbiegł do mnie, zaczął przepraszać i pomógł mi wstać tak, że wylądowałam w jego ramionach. Spojrzałam w jego przepiękne oczy. To wszystko co czułam wcześniej wróciło. Rudy objął mnie mocno i przez chwilę tak staliśmy. Potem powoli pochylił się i pocałował mnie. Mimowolnie przyciągnęłam go bliżej. Myślałam, że już udało mi się zapomnieć o tym co poczułam do Axla, ale widocznie się myliłam. Chłopak całował mnie namiętnie i delikatnie. Wplotłam rękę w jego włosy. Nie zastanawiałam się nad tym co robię. Nie byłam w stanie o niczym myśleć. Liczył się tylko Rudy, to jak blisko mnie był, jak miękkie były jego usta, jak delikatnie mnie całował.
- Ta dzisiejsza młodzież! W ogóle się nie szanuje!- usłyszałam gdzieś za plecami. Oderwałam się od chłopaka.
- Zamknij się babciu, nikt cię o zdanie nie pytał!- popatrzył się na mnie wściekła i odeszła mrucząc pod nosem jak to w jej czasach niedopuszczalne było, żeby tak traktować starszych. Zaczęłam się śmiać i popatrzyłam na Axla, który tez dusił się ze śmiechu. Kiedy się uspokoiliśmy wziął mnie za rękę i poprowadził do pierwszej ławki. Usiadłam koło niego, ale po chwili wciągnął mnie na swoje kolana i przytulił.
- Chciałem to zrobić od kiedy pocałowaliśmy się w parku.- wyszeptał mi wprost do ucha.
- Ja też.- uśmiechnął się do mnie szeroko. Cały dzień spędziliśmy w parku na rozmowie i całowaniu.
        Wieczorem gdy wróciliśmy do obozu nikogo jeszcze nie było. Usiedliśmy na trawie pod drzewem i wpatrywaliśmy się w zachód słońca.
- Jest pięknie, prawda?
- Tak, nawet bardzo Rudzielcu.
- Coś ci powiem, ale nie mów innym. Lubię jak do mnie mówisz Rudzielec.- wyszeptał mi na ucho całując jego płatek. Nagle usłyszeliśmy krzyki i śmiechy. Wycieczka wracała. Szybko się pożegnaliśmy i każde z nas pobiegło do swojego domku. Jutro mieliśmy wracać, więc trzeba się spakować. Wrzuciłam wszystkie rzeczy do torby i zaczęłam przeszukiwać szafkę i łóżko. Na poduszce znalazłam czarną różyczkę i liścik. ,,Kocham Cię Vic. A.'' Uśmiechnęłam się szeroko i włożyłam ją na sam wierzch torby żeby się nie pogniotła. W samą porę skończyłam, bo ledwo zdążyłam zapiąć torbę kiedy do domku weszły moje ,,koleżanki''. Wsunęłam torbę pod łóżko i poszłam do stołówki. Siedziało tam parę osób, ale Axla jeszcze nie było. Usiadłam i zrobiłam sobie kanapki, kiedy weszły ,,gwiazdy'' z mojego domku. Zachowywały się podejrzanie, bo od razu kiedy mnie zobaczyły uśmiechnęły się fałszywie i podeszły do mnie.
- Dziewczyny, nasza koleżanka znalazła sobie chłopaka.- popatrzyłam na nie zdziwiona.
- O co ci chodzi?- wyciągnęła zza pleców różę, którą dostałam od Rudego.
- ,,Kocham Cię Vic. A.''. Czyżby ten A. to był Axl?
- Ty suko, grzebałaś w moich rzeczach!
- Zabrałaś mi chłopaka dziwko. Axl jest mój! Myślisz, że nie wiem dlaczego z tobą jest?! Myślisz, że cię kocha?! Jesteś żałosna! On kocha mnie! Jest z tobą z litości! Poza tym, takie dziwki jak ty są wiadomo od czego.- zaczęła się śmiać i tego było dla mnie za wiele. Nie będzie mnie jakaś plastikowa dupodajka obrażała. Zamachnęłam się i z całej siły przypierdoliłam jej w twarz z pięści. Nie traciłam czasu na słowa podczas gdy blondi cały czas coś mruczała pod nosem. Zanim zbiegli się nauczyciele z dziewczyny lała się krew. Rozbiłam jej nos, rozcięłam brew i policzek, i byłam pewna, że będzie mieć paskudne siniaki na brzuchu. Ja też miałam kilka rozcięć na twarzy i bardzo obolałe żebra. Na dodatek dostałam w plecy i byłam pewna, że strupek na tatuażu mi pękł. Po półgodzinnej pogadance z nauczycielami poszłam do domku Axla.
         - Vic, co ci się stało!?
- Dorwała mnie twoja zazdrosna ,,dziewczyna''.
- Ale ty jesteś moją dziewczyną, innej nie mam.
- To była ironia, kochanie. Jakaś twoja fanka grzebała mi w rzeczach i znalazła róże od ciebie. No i się wkurwiła. A swoją drogą róża jest przepiękna. Dziękuję.- chłopak się uśmiechnął, a potem obejrzał moje rozcięcia. Kiedy odwróciłam się do niego plecami aż jęknął.
- Rozwaliła ci plecy!
-Nie, to tylko strupek pękł. Założysz mi świeży opatrunek?
- Oczywiście. Połóż się.- wskazał na łóżko, a ja spełniłam jego prośbę wcześniej zdejmując koszulkę. Wytarł krew z moich pleców i delikatnie przykleił nowy opatrunek. Wolałam nie wracać do siebie, a chłopak stwierdził, że pójdzie po moją torbę. Wrócił po kilku minutach. Byliśmy padnięci, więc od razu padliśmy na łóżko przytuleni i zasnęliśmy.

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 13

Jeśli znacie jakieś blogi o Nirvanie to piszcie w komentarzach, bo chętnie bym poczytała. :D
Dedykuję ten rozdział wszystkim zaglądającym na mojego bloga, a szczególnie Grey.Cloud


(VICTORIA)



  
          Kolejny dzień był koszmarny. Obudziłam się baaardzo wcześnie z potwornym bólem głowy, Izzy nie odbierał i na dodatek dzisiaj cały dzień mieliśmy chodzić po muzeach. Dzwoniłam z dziesiąty raz wypalając Bóg wie które Marlboro, gdy usłyszałam, że ktoś do mnie podchodzi.
- Nie pal tyle, to nie zdrowe.- powiedział Axl.
- Ty tez palisz. I pijesz, to też nie jest zdrowe.- uśmiechnął się. Wyciągnęłam w jego kierunku paczkę fajek.
- Izzy nie odbiera.- powiedziałam gdy zapalił papierosa od mojego. Niestety, skończyły mi się zapałki.
- Nic dziwnego, jest 6 rano. Dlaczego nie śpisz?
- Obudziłam się i nie mogłam zasnąć. A ty?
- Musiałem przemyśleć kilka spraw, a na świeżym powietrzu lepiej się myśli.- spojrzałam na niego zdziwiona.- No co? Nie patrz tak na mnie.
- Jestem ciekawa co też takiego ważnego musiałeś przemyśleć.
- Nieważne. Nie pal więcej.
- Dlaczego?
- Bo jeśli wypalisz dzisiaj jeszcze jednego papierosa nie będziesz mogła oddychać, a jeśli byś się udusiła, to Duff by mnie zajebał.- na wzmiankę o moim zaginionym chłopaku jeszcze bardziej posmutniałam.- Przepraszam, nie chciałem żebyś była smutna.- rozłożył ręce i po chwili wahania przytuliłam się do niego. - Będzie dobrze, zobaczysz.



*Tymczasem w LA*

(IZZY)


         Usłyszałem trzaśnięcia drzwiami i śmiechy, więc wyjrzałem ze swojego pokoju. I kogo widzę?
- Duff, ty kretynie, czy ty zdajesz sobie sprawę jak Vic się o ciebie martwiła? Gdzieś ty się do jasnej cholery podziewał?
- Wyluzuj, stary. Spałem u Meg.
- U kogo!?
- No, Meggie, mojej dziewczyny.
- Czyś ty do reszty zdurniał? A co z Vic?
- Już jej nie kocham. Zrozum, zakochałem się. Nic na to nie poradzę- no do reszty mu odbiło. Boże, przecież Vic się załamie. Co ten idiota sobie myśli? Jak on może tak ranić dziewczynę taką ja Vic?Przecież ona tyle już wycierpiała, zaufała mu, a on rzucił ja dla pierwszej lepszej dziewczyny.
- Kurwa, człowieku, czy ty słyszysz co mówisz?! Jak możesz jej to robić? Jak ty w ogóle możesz się tak zachowywać?!- nie rozumiałem go. Anie trochę. Dopiero co płakał przy Vic w szpitalu, a teraz rzuca ją dla jakiejś Meg? No ludzie! Nasza kłótnia zwabiła do kuchni  Slasha i Stevena.
- Stary, gdzieś ty był?!
- Jezu, dobrze, że wróciłeś!- spojrzeli na m,nie i dostrzegli, że jestem wściekły.
- Izzy, co się stało?- ostrożnie zapytał Steve.
- Co się stało?! Co się kurwa stało?! Sam chciałbym wiedzieć. Otóż moi drodzy, pan McKagan znalazł sobie nowa dziewczynę i to u niej spędził ten czas, kiedy my i jego  w tej chwili już BYŁA DZIEWCZYNA Vic się o niego martwiliśmy. Właśnie to się stało!- byłem tak wkurwiony jak nigdy. Chłopaków najpierw zamurowało. Widziałem, że są w szoku, ale nie miałem zamiaru nic więcej mówić. Byłem zajęty szukaniem fajek. Kiedy je wreszcie znalazłem, wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Odpalałem jednego papierosa po drugim, aż wypaliłem całą paczkę. Nadal trzęsły mi się ręce. Zacząłem się zastanawiać co powiem Vic, bo szczerze wątpię czy ten chuj do niej zadzwoni. Dobrze, że jest z nią Axl, przynajmniej będzie miała jakieś wsparcie i pocieszenie. Najchętniej sam bym do niej pojechał, ale nie wpuściliby mnie na teren obozu.
            - Co my mamy teraz zrobić?- usłyszałem za plecami głos Slasha.
-A co twoim zdaniem możemy ? Nic. Później zadzwonię do Victorii i powiem jej o wszystkim, ale na razie muszę się uspokoić. I proszę, żebyś do niej nie dzwonił. Ja jej o tym powiem.
- No dobra. A co z Duffem?
- Nic. Okazał sie być skończonym chujem, ale nic z tym nie możemy zrobić.
- Ale on skrzywdził jedyna dziewczynę z jaką się przyjaźnimy. Jedyną osobę, którą naprawdę polubiłem jeśli nie liczyć was.
- Wiem, Saul, wiem.- najchętniej bym go zajebał, ale basistę trudno znaleźć, poza tym może się ogarnie. Pewnie się naćpał. Niedługo mu przejdzie i wszystko wróci do normy.
- Idę do sklepu po fajki. Przynieść ci coś?
- Jest jeszcze Daniels?
- Nie, już się chyba skończył.
- To możesz mi kupić flaszkę.- chwyciłem portfel z szafki w mojej sypialni i wyszedłem. Wszedłem do pierwszego sklepu, który spotkałem, kupiłem kilka paczek fajek i alkohol wedle zamówienia Slasha i ruszyłem pochodzić do parku. Po godzinie spacerowania i wypaleniu całej paczki papierosów zacząłem iść w kierunku domu. Nie zaszedłem daleko, kiedy spotkałem Slasha. Wręczyłem mu butelkę i chciałem iść dalej, ale mnie zatrzymał.
- Lepiej nie idź teraz do domu. Jeśli to w ogóle możliwe to Duffowi odjebało jeszcze bardziej. Sprząta u siebie i w reszcie domu. Nie martw się. Zamknąłem nasze pokoje na klucz.- wręczył mi ten do mojej sypialni- Steven został i próbuje ogarnąć tego debila, ale nie wydaje mi się żeby mu się udało. Chodź, idę do baru.- zmieniłem zdanie i poszedłem z przyjacielem. Wypiłem tylko jedno piwo, ale Slash w tym czasie Zdążył opróżnić butelkę Danielsa.
- Stary, przyhamuj. Nie będę cię potem niósł do domu.
- No dobra.- o dziwo odpowiedział w miarę trzeźwo. Wyszedłem z zadymionego wnętrza i patrzyłem jak po drugiej stronie ulicy ludzie idą do pracy czy gdzieś indziej. Po chwili dołączył do mnie kudłaty i ruszyliśmy do domu. Mam nadzieję, że Duff już skończył, albo Steve go ogarnął.
           Kiedy zaszliśmy zastaliśmy perkusistę na schodach przed drzwiami.
- Tylko mi nie mów, że ten debil jeszcze nie skończył.- chłopak spojrzał na nas.
- Skończył, ale wyszedł gdzieś i powiedział, że nie wie kiedy wróci.
- To dlaczego tu siedzisz?
- Odkurzacz, mop, wiadro i reszta tego cholerstwa do sprzątania są rozwalone po całym domu. Mało sie nie zabiłem o szmaty, które zostawił na schodach!
- Dooooobra. Mam pomysł. Weźmy to wszystko pozbierajmy, wrzucimy to do piwnicy i zamkniemy na klucz.
- Wiesz, że to jest całkiem dobry pomysł?- wyszczerzyliśmy się do siebie i biegiem ruszyliśmy do domu. Przeszukaliśmy dokładnie pokój po pokoju i dopiero po południu byliśmy pewni, że wszystko leży zamknięte w piwnicy. Poszliśmy do pobliskiej knajpy coś zjeść. Jeszcze nie zadzwoniłem do Vic, ale naprawdę nie chciałem tego robić. Tylko ją zasmucę. No, ale swoją drogą, lepiej żeby dowiedziała się tego teraz ode mnie, niż później od Duffa. Na pewno nie będzie delikatny i tylko ja zrani, bardziej niż kiedy powiem jej to łagodnie. Westchnąłem i ruszyłem w stronę domu. Mam nadzieję, że Vic jest w obozie. Wszedłem do środka i ruszyłem w kierunku telefonu. Usiadłem na blacie i wybrałem numer, z którego ostatnio do mnie dzwoniła.




(VICTORIA)


       Przed chwilka wróciliśmy do obozu na obiad, ale nie chciało mi się jeść. Od razu pobiegłam do telefonu, ale nie zdążyłam podnieść słuchawki, kiedy zadzwonił. Popatrzyłam zdziwiona na Axla, który biegł za mną i odebrała.
-Halo?
- Vic?
- Izzy! Boże, dobrze, że dzwonisz.- spojrzałam na chłopaka.
- Masz tam gdzie usiąść?- rozejrzałam się i przyciągnęłam sobie  krzesło.
- No mam.
- To lepiej usiądź.- usiadłam.
- Boże, Izzy, co się stało? Nie znalazł się?
- No właśnie się znalazł. Przyszedł dzisiaj rano.
- To przecież wspaniale!
- No nie za bardzo.
- Jak to? Dlaczego?
- Jest tam gdzieś kolo ciebie Axl?
- Stoi z pół metra ode mnie.
- Dobrze.- wziął głęboki oddech- Duff powiedział, że już cie nie kocha, a przez ten czas siedział u swojej nowej dziewczyny.- z każdym jego słowem czułam się coraz gorzej i robiłam się coraz bledsza. Upuściłam słuchawkę, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Vic, co się stało!?- Axl spojrzał na mnie, ale gdy mu nie odpowiedziałam podniósł słuchawkę i przez jakiś czas rozmawiał z Izzym. Potem odłożył słuchawkę i popatrzył na mnie smutny.
- Tak mi przykro, Vic. Nie przejmuj się, Duff to skończony chuj.- powiedział i przytulił mnie. Kolejny raz wtulałam się w jego koszulkę i moczyłam ją łzami, ale on zdawał się tym nie przejmować.
- Chodź, pójdziesz do siebie, a ja na chwilkę cię zostawię i powiem wychowawcom, że źle się czujesz i chcesz zostać.- zaprowadził mnie do mojego domku. Położyłam się na łóżku, a chłopak wyszedł. Łzy kapały mi na poduszkę. Axl wrócił po kilku minutach.
- Możesz zostać, a ja mam się tobą zaopiekować. Jak się czujesz?- popatrzył na mnie.
- A jak mam się czuć? Ten debil mnie zdradził i rzucił.- popatrzyłam na niego smutnym wzrokiem zamglonym łzami.- Axl? Przytul mnie.- chłopak natychmiast położył się koło mnie i mocno mnie przytulił. Już nie płakałam. Byłam smutna, zraniona, przygnębiona, ale nie płakałam.
        - Będzie dobrze, po prostu Duff na ciebie nie zasługiwał.- głaskał mnie uspokajająco po włosach. Po około godzinie odezwałam się do niego.
- Axl?
- Tak?
- Dziękuję. Za wszystko, że tu za mną jesteś, że mnie pocieszasz.
- Nie masz za co dziękować. Jesteś moją przyjaciółką.- mocniej się w niego wtuliłam i postanowiłam, że zapomnę o Duffie i będę się cieszyła wycieczką. Przypomniałam sobie, że muszę zmienić opatrunek na plecach i posmarować je maścią.
- Rudy? Pomożesz mi zmienić opatrunek?- spojrzał na mnie niepewnie. zrozumiałam o co mu chodzi.- Nie martw się. Musisz mi je maścią posmarować. Gaza i plaster są w szafie, a maść w mojej torbie.- zdjęłam koszulkę, rozpięłam stanik i położyłam się na łóżku. Chłopak po chwili wrócił ze wszystkim w rękach. Delikatnie odkleił stary opatrunek, ale i tak bolało.
- Przepraszam.- wziął maść i nałożył mi jej trochę na świeży tatuaż. Potem zaczął bardzo ostrożnie i lekko wsmarowywać ją w skórę. Miał miękkie, trochę zimne ręce, ale jego dotyk sprawiał mi przyjemność. Dłońmi zataczał kręgi na plecach. Potem przykleił mi świeży opatrunek. Zapięłam stanik, założyłam koszulkę i odwróciłam się do Axla. Poklepałam, kołdrę koło siebie, a chłopak na niej usiadł. Pociągnęłam go za rękę tak, żeby się położył i przytuliłam się do niego. Pogłaskał mnie po głowie.
- Już lepiej?
- Tak, zdecydowanie lepiej. Dzięki tobie.- uśmiechnęłam się do niego- Wiesz co? Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałam.
- Dzięki. Masz ochotę gdzieś iść, czy wolisz tu zostać?
- Tak szczerze, to gdzieś bym się przeszła. Masz jakieś propozycje?
- A wiesz, że tak. Chodź.- wstał i pomógł mi się podnieść. Wyszliśmy z domku i Rudy poprowadził mnie w przeciwnym kierunku niż miasteczko. Po kilkudziesięciu minutach doszliśmy do urwiska.
- Jak tu przepięknie!- patrzyłam na wszystko zachwycona. Pod urwiskiem było jakieś jeziorko, wokoło las. niebo było cudownie błękitne. Usiedliśmy na skraju skały i podziwialiśmy widok. Oparłam głowę na ramieniu chłopaka.
- Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś.
- Naprawdę ci się podoba?
- Żartujesz? Tu jest najcudowniej na świecie.
- Cieszę się, że ci się podoba.- uśmiechnęliśmy się do siebie.
         Spędziliśmy tam mnóstwo czasu. Wróciliśmy dopiero wieczorem, chwilę przed resztą wycieczki. Położyłam się na łóżku, a Axl usiadł obok na krześle, po chwili otworzyły się drzwi i jedna z opiekunek weszła do środka.
- Victorio, jak się czujesz?
-Już lepiej niż wcześniej.
- Wszystko dobrze?
- Tak, tylko jeszcze trochę głowa mnie boli. Wie pani, mam bardzo silne migreny.
- Aha, rozumiem. Ale na kolacje przyjdziesz?
- Tak.- nauczycielka wyszła i zostaliśmy sami. Po chwili podniosłam się z łóżka i poszliśmy na kolację. Potem do późna siedziałam z Axlem i rozmawialiśmy. Nie mogłam zasnąć i dopiero nad ranem udało mi się zapaść w niespokojny sen. Śniła mi się rozmowa z Duffem. Krzyczał na mnie, mówił, że to moja wina, że mnie rzucił. Zapowiadał się kolejny beznadziejny dzień.